(Szczekociny, Myszków) Na początku marca w Sądzie Rejonowym w Myszkowie odbyła się pierwsza rozprawa dotycząca Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej „Rokitnianka” w Szczekocinach. Prokuratura Okręgowa w Częstochowie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko dwóm osobom – prezesowi spółdzielni Zbigniewowi K. oraz byłemu wiceprezesowi ds. techniki i produkcji Waldemarowi G. (odwołanemu ze stanowiska przed dwoma laty). Mężczyźni oskarżeni są o wyprodukowanie i wprowadzenie do obrotu handlowego w styczniu 2016 roku sera śmietankowego, do którego produkcji użyte zostało mleko skażone antybiotykami.
W sprawie toczącej się przed Sądem Rejonowym w Myszkowie orzekać będzie sędzia Magdalena Mastaj. Akt oskarżenia, dotyczący dwóch osób – prezesa „Rokitnianki” Zbigniewa K. oraz byłego wiceprezesa ds. techniki i produkcji Waldemara G., odczytał podczas rozprawy 6 marca prokurator Grzegorz Ścibski. Obaj mężczyźni usłyszeli ten sam zarzut – 10 stycznia 2016 roku mieli oni wyprodukować 720 kilogramów sera śmietankowego z mleka surowego z antybiotykami oraz 2100 litrów serwatki płynnej odpadowej. 10 i 11 stycznia 2016 roku mieli natomiast wprowadzić do obrotu handlowego 255 kilogramów tak wyprodukowanego sera śmietankowego.
PREZES NIE CHCIAŁ ODPOWIADAĆ NA PYTANIA
Prezes spółdzielni mleczarskiej ze Szczekocin nie przyznaje się do winy. We wtorek 6 marca w Sądzie Rejonowym w Myszkowie nie chciał udzielać odpowiedzi na żadne pytania – ani ze strony prokuratora, ani sądu. Nie odmówił za to składania wyjaśnień, na które złożyło się krótkie oświadczenie. Zbigniew K. przytaczał w nim okoliczności powołania go na stanowisko prezesa „Rokitnianki” oraz zakres jego obowiązków w dniach, o których mowa w akcie oskarżenia. – Wybór na stanowisko prezesa zarządu nastąpiło 7 stycznia 2016 roku. W porozumieniu z prezydium rady stanowisko to objąłem 11 stycznia 2016 roku wraz z podpisaniem zakresu swoich obowiązków. Od 7 do 10 stycznia nie pełniłem funkcji prezesa zarządu – tłumaczył podczas rozprawy głównej oskarżony Zbigniew K. Jego zdaniem obowiązki prezesa w tych dniach pełnił wiceprezes ds. produkcji i techniki Waldemar G. Jak twierdzi Zbigniew K., do czasu objęcia stanowiska prezesa, pracował on na stanowisku kierownika skupu w szczekocińskiej spółdzielni mleczarskiej. – Pan Waldemar G. był wiceprezesem do dnia 16 lutego 2016 roku, czyli chwili odwołania i to w jego gestii było – z racji pełnionej funkcji jako wiceprezes ds. produkcyjnych – podejmowanie decyzji o wprowadzeniu mleka do produkcji – wyjaśniał Zbigniew K.
TŁUMACZENIE OSKARŻONEGO PREZESA TO „WYBIEG PROCEDURALNY”?
Ze słowami prezesa „Rokitnianki” nie zgadza się drugi oskarżony, czyli były wiceprezes Waldemar G. On również nie przyznaje się do winy, jednak w przeciwieństwie do Zbigniewa K. złożył bardziej szczegółowe wyjaśnienia i odpowiadał na pytania prokuratora oraz sądu. Nie chciał jedynie udzielać odpowiedzi na pytania dwóch obrońców Zbigniewa K.
Jak wyjaśniał Waldemar G., to on złożył do prokuratury doniesienie mówiące o skażonym mleku, jakie miało być wykorzystywane w „Rokitniance” (w efekcie czego pracę stracił zarówno on, jak i jego żona). Jego zdaniem proceder, polegający na sprzedaży towarów zanieczyszczonych antybiotykami, trwał kilka lat. Przyjmowanie od rolników mleka, w którym stwierdzono obecność antybiotyków miało również pomóc Zbigniewowi K. w zajęciu stanowiska prezesa. Ze słów Waldemara G. wynika, że Zbigniew K. będąc kierownikiem skupu miał umożliwiać rolnikom sprzedawanie mleka złej jakości. Zdaniem byłego wiceprezesa takie „zasługi” dla rolników sprawiły, że Zbigniew K. został wybrany na prezesa „Rokitnianki”. Z wyjaśnieniami Zbigniewa K. dotyczącymi okresu, w jakim zaczął on realnie przewodzić spółdzielni, nie zgadza się były wiceprezes Waldemar G., którego zdaniem „on (Zbigniew K.) oficjalnie objął władzę od tej daty, od 7 stycznia, bo wtedy został wybrany, a nie od 11 stycznia”. Zdaniem Waldemara G. takie tłumaczenie prezesa jest wybiegiem proceduralnym.
O mleku z antybiotykami Waldemar G. miał się dowiedzieć od wagowego. – Ja praktycznie w każdą sobotę, niedzielę przychodziłem na zakład, bo mieszkam bardzo blisko. I zapytałem bodajże wagowego, dlaczego cysterna jest odstawiona i on chyba powiedział, że laboratorium bada, bo chyba są antybiotyki – mówił Waldemar G., odpowiadając na pytanie prokuratora o okoliczności, w jakich dowiedział się o partii mleka skażonego antybiotykami. Były wiceprezes „Rokitnianki” Waldemar G. wyjaśniał, że w niedzielę 10 stycznia 2016 roku Zbigniew K. przyjechał do zakładu. Widział, jak nowo wybrany prezes rozmawia z kierowniczką laboratorium. Waldemar G. był pewny, że „coś zrobili z tym bardzo groźnym wypadkiem, np. wycofali, wstrzymali”.
Laboratorium spółdzielni bada próbki mleka i wydaje stosowne atesty. Gdy produkt otrzymuje pozytywny wynik, to trafia do dalszej produkcji, jeśli nie – bo np. w próbce mleka wykryto antybiotyki – to wówczas powinien być kierowany do utylizacji. Ponadto magazynier nie powinien wydawać towaru, który nie ma dobrego atestu – wynika z wyjaśnień Waldemara G., dotyczących pracy spółdzielni mleczarskiej.
W niedzielę 10 stycznia 2016 r., ówczesny wiceprezes ds. techniki i produkcji, miał jednak wątpliwości co dalej dzieje się z towarem wyprodukowanym z mleka zanieczyszczonego antybiotykami, więc wieczorem udał się do magazynu. Tam okazało się, że towar jest już ładowany na samochody. – Ponieważ magazynier nie podlegał mnie – tak samo jak laboratorium – to musiałem napisać pismo, żeby magazynier natychmiast wstrzymał towar, a to, co zostało wysłane, to żeby dzwonić do kierowców. Inaczej poszłoby całe 720 kilogramów – mówił Waldemar G., który nie ukrywał zdziwienia, dlaczego został oskarżony. Jego zdaniem to właśnie on wstrzymał wysyłkę towaru wyprodukowanego z mleka z antybiotykami i podjął działania, mające uchronić konsumentów od zakupienia i spożycia skażonych produktów. Były wiceprezes „Rokitnianki” stwierdził również, że najważniejszym dowodem potwierdzającym to, że takie sytuacje w spółdzielni miały się powtarzać, jest zeszyt, który prowadziły laborantki – zdaniem Waldemara G. tam znajdują się informacje o antybiotykach w próbkach mleka. Jak wyjaśniał, mleko, w którym wykryto antybiotyki powinna wstrzymać pracownica laboratorium. Jego zdaniem laborantka nie zdecydowała się na skierowanie skażonego mleka do utylizacji, bo „wiedziała, że to już się wcześniej powtarzało i wcześniej takie mleko szło do przerobu”. Zdaniem Waldemara G. kierowniczka laboratorium, która w niedzielę 10 stycznia 2016 r. była w pracy, nie podjęła żadnej decyzji, mającej na celu wstrzymanie mleka z antybiotykami. Magazynier, który nie mając dobrego atestu na dany towar nie powinien go wydawać do dystrybucji, również go nie zatrzymał. Zdaniem Waldemara G. magazynier nie miał wówczas wiedzy o tym, że w mleku znajdują się antybiotyki, a sam wiceprezes nie pytał go o atest.
„DOLEJ JESZCZE MLEKA I ZRÓB Z TEGO TWARÓG”
Informacje o skażonym antybiotykami mleku potwierdzić miała również kierowniczka produkcji. Jak wyjaśniał były wiceprezes Waldemar G., kobieta miała w rozmowie z nim potwierdzić skażenie mleka. – (…) poinformowała mnie, że dzwoniła wcześniej do pana K. i on powiedział, żeby się dowiedziała od jakiego rolnika to mleko pochodzi. Powiedziałem jej wtedy, żeby zadzwoniła do niego (do prezesa Zbigniewa K. – przyp. red.) jeszcze raz. I wtedy pan K. powiedział „dolej jeszcze mleka i zrób z tego twaróg” – chodziło tu o mleko dobre, bez antybiotyku – mówił we wtorek 6 marca Waldemar G. Mężczyzna nie pamiętał, czy kierowniczka produkcji przeprowadziła rozmowę z prezesem, mając włączony w telefonie tryb głośnomówiący. Były wiceprezes był jednak pewny, że słowa Zbigniewa K. słyszał. Jak wyjaśniał, sam nie rozmawiał z prezesem, bo mężczyźni mieli wówczas pozostawać w złych stosunkach, w związku z czym nie dzwonili do siebie.
Podczas wtorkowej rozprawy sędzia Magdalena Mastaj przytoczyła fragment zeznań kierowniczki, która w niedzielę 10 stycznia 2016 roku miała rozmawiać zarówno z prezesem, jak i wiceprezesem spółdzielni. W swoich zeznaniach z września 2016 roku, kobieta potwierdziła rozmowę telefoniczną ze Zbigniewem K. oraz spotkanie z Waldemarem G. Z zeznań kobiety sprzed blisko półtora roku wynika, że prezes Zbigniew K. w trakcie rozmowy telefonicznej, powiadomiony o skażonym mleku, miał zapytać kierowniczkę, co w tamtej chwili było na produkcji. Po otrzymaniu od kobiety odpowiedzi, że były tam wówczas twarogi, Zbigniew K. miał zalecić, by z tego skażonego antybiotykami mleka robić twaróg.
DECYZJA PRZEŁOŻONEGO JEST OSTATECZNA
Decyzję prezesa poznał Waldemar G., jednak nie podważył jej. Jak tłumaczył, nie zmienia się decyzji przełożonych. Były wiceprezes myślał, że prezes Zbigniew K. podjął decyzję o produkcji, bo może miał na to „jakiś pomysł – że to będzie przeznaczone dla jakichś zwierząt”. Z przytoczonego fragmentu zeznań kierowniczki produkcji wynika również, że w tym czasie funkcję kierownika skupu pełniła inna osoba, a nie nowo powołany prezes Zbigniew K.
Gdy wieczorem Waldemar G. udał się do magazynu i na piśmie kazał magazynierowi nie wydawać dalej towaru, a ten wysłany cofnąć, to – jak wyjaśniał były wiceprezes – uczynił to w sposób formalny, bo jak wspominał magazynier nie podlegał mu bezpośrednio. Ponadto Waldemar G. chciał mieć „podkładkę”, że to on wstrzymał dystrybucję skażonego produktu. – Magazynier powiedział, że jest towar na magazynie. Ja mu mówiłem, że to jest towar skażony i chciałem mieć na papierze to, że tylko ja to wstrzymałem – mówił podczas rozprawy Waldemar G. Jego zdaniem, gdyby nie podjęte przez niego działania, klienci spożyliby skażony produkt. We wtorek 6 marca w myszkowskim sądzie były wiceprezes Waldemar G. wspomniał również, że chciał mieć na papierze dowód na wstrzymanie towaru, by później prezes K. nie powiedział, że on to uczynił.
Były wiceprezes Waldemar G. w odpowiedzi na pytania przewodniczącego tłumaczył też w jaki sposób dochodzi do tego, że do spółdzielni mleczarskiej może trafiać mleko z antybiotykami. – Gdy krowa jest chora, to weterynarz daje antybiotyki i wszyscy rolnicy są powiadomieni, że jest pewna karencja – od 7 do 14 dni od daty, kiedy zaprzestanie się podawania antybiotyku. Rolnik wtedy powinien to mleko wylać, ale jest to dla rolnika strata – mówił Waldemar G., sugerując, że sprzedaż mleka z antybiotykiem mogą ułatwiać dobre kontakty ze spółdzielnią.
TO NIE PIERWSZA „PODEJRZANA SPRAWA” Z ROKITNIANKĄ W TLE
W 2013 roku głośno było o trutce na gryzonie, która została znaleziona w mleku w proszku wykorzystywanym do produkcji słodyczy. Mleko pochodziło ze szczekocińskiej „Rokitnianki”. Prokuratura w Częstochowie umorzyła wówczas śledztwo prowadzone w tej sprawie ze względu na to, że nie wykryto sprawcy. Teraz – blisko 4 lata po umorzeniu śledztwa dotyczącego granulek trutki na szczury w mleku sproszkowanym – rusza proces o wyprodukowanie w „Rokitniance” sera z mleka skażonego antybiotykami.
Edyta Superson
Napisz komentarz
Komentarze