(Szczekociny, Myszków) W sprawie dotyczącej wyprodukowania oraz dopuszczenia do obrotu twarogu z mleka skażonego antybiotykami, która toczy się przed Sądem Rejonowym w Myszkowie przesłuchano pierwszego świadka. Przypomnijmy – akt oskarżenia obejmuje obecnego prezesa Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej „Rokitnianka” w Szczekocinach Zbigniewa K. oraz byłego wiceprezesa spółdzielni ds. techniki i produkcji Waldemara G. (odwołanego ze stanowiska w 2016 roku). Sędzia Magdalena Majtaj w ubiegły wtorek wysłuchała zeznań pierwszego ze świadków – jednej z pracownic „Rokitnianki”. Tego samego dnia – 17 kwietnia – w Sądzie Rejonowym w Myszkowie ruszył kolejny proces związany ze szczekocińską spółdzielnią mleczarską. W tym przypadku oskarżonym jest były wiceprezes Waldemar G., z kolei obecny zarząd „Rokitnianki” jest oskarżycielem posiłkowym. Były wiceprezes, pracując jeszcze w OSM „Rokitnianka” miał samodzielnie podpisać długoterminową umowę na dostawy węgla, w której pojawiły się zapisy o wysokich karach umownych dla spółdzielni mleczarskiej, gdyby zdecydowała się ona na zerwanie umowy. Przedstawiciele „Rokitnianki” twierdzą, że Waldemar G. próbuje zaszkodzić spółdzielni w każdy możliwy sposób. Z kolei były wiceprezes twierdzi, że obecny zarząd mści się na nim za zgłoszenie do prokuratury doniesienia o wyprodukowaniu twarogu z mleka skażonego antybiotykami. Jak się okazuje, sprawa dotycząca szczekocińskiej spółdzielni może być dużo ciekawsza, niż nam się początkowo wydawało.
Pierwsza rozprawa w sprawie, w której oskarżonymi są prezes „Rokitnianki” Zbiegniew K. oraz były wiceprezes Waldemar G. odbyła się na początku marca w Sądzie Rejonowym w Myszkowie. Prokuratura postawiła mężczyznom ten sam zarzut – wyprodukowania sera śmietankowego z mleka z antybiotykami oraz wprowadzenie do obrotu handlowego tak wyprodukowanego produktu. Wyjaśnienia oskarżonych przybliżyliśmy w poprzednich numerach obu naszych tygodników w artykule pt. „Twaróg z antybiotykami trafił do sprzedaży”. W ubiegły wtorek 17 kwietnia sędzia Magdalena Majtaj wysłuchała zeznań pierwszego ze świadków. Zeznawała pracownica spółdzielni, która w „Rokitniance” pracuje od 2013 roku, a w styczniu 2016 (w czasie, którego dotyczy akt oskarżenia) pracowała jako kierownik zmiany produkcji. Z wtorkowych zeznań kobiety wynika, że 9 stycznia 2016 roku od laborantki dowiedziała się o mleku z zawartością antybiotyku. Poinformowała o tym dział skupu w celu identyfikacji dostawcy skażonego mleka. Następnie kierowniczka produkcji miała skażone mleko skierować na produkcję, by zrobić z niego twaróg, ale ta decyzja wynikać miała z polecenia jej tego przez wiceprezesa ds. produkcji Waldemara G., który – jak wielokrotnie powtarzała kobieta – był jej bezpośrednim przełożonym. Dalej Waldemar G. miał nakazać kobiecie wykonanie telefonu do Zbigniewa K. kierownika skupu (tak we wtorek powiedziała pracownica „Rokitnianki”) i poinformowania go o zaistniałej sytuacji. Kobieta wykonała polecenie. Zbigniew K. miał zalecić identyfikację dostawcy mleka i postępowanie zgodnie z procedurami, ale – jak twierdzi świadek – nie otrzymała wówczas żadnej informacji o tym, jak zagospodarować to mleko. – Przebywając w tym czasie na zakładzie, pan G. (ówczesny wiceprezes – przyp. red.) upewnił się, że mleko z antybiotykami trafiło na pewno do przerobu na twarożek śmietankowy i otrzymałam decyzję skierowania go na magazyn nabiałowy i przeznaczenia kolejno do sprzedaży – mówiła we wtorek kobieta. Z zeznań, jakie złożyła przed sądem wynika, że w tej sprawie już więcej nie kontaktowała się ze Zbigniewem K. (prezesem). Uszanować miała decyzję swojego bezpośredniego przełożonego Waldemara G., który – jak zeznawała kobieta – był odpowiedzialny za dział produkcji i zagospodarowanie surowca. Na jego decyzję nikt nie miał wpływu, więc kobieta uznała sprawę za zamkniętą. Jak tłumaczyła kobieta, jej zdaniem Zbigniew K. nie był wtedy osobą decyzyjną jeśli chodzi o sprawy produkcyjne i jego samodzielna decyzja nie byłaby dla kobiety dostatecznie wiarygodna, bo: „wszystkie sprawy produkcyjne były zawsze konsultowane z moim bezpośrednim przełożonym” (czyli ówczesnym wiceprezesem Waldemarem G.). Po wyprodukowaniu twarogu z mleka skażonego antybiotykami i skierowaniu go na magazyn, Waldemar G. wstrzymał sprzedaż tego produktu i zgłosił tę sprawę inspekcji weterynaryjnej. – Uważam, że pan G. sam zaangażował tą sytuację, to był zamierzony plan, czyli przyszedł do zakładu z gotowym planem. Mam tu na myśli wykorzystanie tego mleka na produkcji. Pan K. padł ofiarą intrygi i nie był świadom całej tej sytuacji. Ja natomiast ze swej strony musiałam wykonywać polecenia przełożonego – tak zakończyła swoje wtorkowe zeznania kierowniczka zmian produkcji.
I tutaj pojawiło się kilka nieścisłości, bowiem zeznania, które kobieta składała na policji we wrześniu 2016 roku w kilku miejscach odbiegają od tego, co zeznawała na rozprawie w myszkowskim sądzie. Przed policjantem, blisko półtora roku temu kobieta zeznała, że po otrzymaniu informacji o antybiotyku w mleku skontaktowała się z kierowniczką działu skupu i wymieniła nazwisko osoby pracującej na tym stanowisku, ale nie było to nazwisko oskarżonego Zbigniewa K. Druga nieścisłość pojawia się we fragmencie dotyczącym telefonu do obecnego prezesa Zbigniewa K. Jak wynika z zeznań składanych przez kobietę w 2016 roku po poinformowaniu o sytuacji kierownika działu skupu zadzwoniła ona do „nowego prezesa Zbigniewa K.”, by poinformować go o skażonym mleku. Miała z nim wtedy ustalić, że ma zidentyfikować dostawcę mleka, a gdy to już zrobi, to ma ponownie skontaktować się z prezesem. Dopiero po tej rozmowie telefonicznej z prezesem, do jej biura miał przyjść wiceprezes Waldemar G. We wrześniu 2016 roku kobieta zeznawała, że nie otrzymała od byłego wiceprezesa konkretnych instrukcji co ma dalej zrobić ze skażonym mlekiem. – W rozmowie z panem G., który był moim bezpośrednim przełożonym i osobą odpowiedzialną za produkcję, zapytałam co robimy ze skażonym mlekiem. Pan G. nie odpowiedział na to pytanie, lecz nakazał zadzwonić do nowowybranego prezesa i jego zapytać – miała powiedzieć kobieta we wrześniu 2016 roku. Interesującym fragmentem zeznań, w którym również można dostrzec pewną nieścisłość, jest zdanie, w którym świadek przybliżała przebieg drugiej rozmowy telefonicznej z prezesem K. – Pan K. powiedział wtedy do mnie: „co masz na produkcji?”. Odpowiedziałam, że twarogi, a on przekazał: „to robimy z tego skażonego mleka twaróg” – zeznawała półtora roku temu pracownica „Rokitnianki”.
Po tym, jak sędzia Magdalena Mastaj odczytała świadkowi zeznania składane na policji we wrześniu 2016 roku, zapytała świadka, czy podtrzymuje swoje wcześniejsze zeznania. Kobieta chciała sprecyzować kto podjął decyzję, by z mleka z antybiotykiem robić twaróg. – Dostałam decyzję od przełożonego o przerobie i nakazanie telefonu do pana K., pomimo że decyzja już wcześniej zapadła, że mleko będzie przerobione na twaróg śmietankowy. Chciałam sprecyzować, że decyzję o przerobie mleka podjął pan G., bo pan K. nie wiedział, że to mleko będzie przerobione. Nie kontaktował się w tej sprawie w ogóle ze mną – tłumaczyła świadek 17 kwietnia w myszkowskim sądzie. Sędzia Mastaj ponownie odczytała świadkowi fragment zeznań o telefonie do prezesa, w których padają słowa „to robimy z tego skażonego mleka twaróg”, pytając świadka, czy dostrzega ona rozbieżność pomiędzy zeznaniami. Kobieta w odpowiedzi na to pytanie dalej tłumaczyła, że u Zbigniewa K. szukała jedynie potwierdzenia już podjętej decyzji o produkcji, że telefon do niego był jej nakazany przez Waldemara G., że Zbigniew K. nie wiedział o tym, że ze skażonego mleka będzie robiony twaróg. Odpowiedź chyba nie była satysfakcjonująca, bowiem sędzia dalej pytała czyje były słowa „to robimy z tego skażonego mleka twaróg”? Świadek w pierwszej chwili odpowiedziała: „moje”. Następnie zaczęła tłumaczyć, że nie dosłownie są to jej słowa, tylko zdanie zbudowane przez przesłuchującego ją w 2016 roku policjanta. Jak zapewniała kobieta, podpisywała protokół przesłuchania, a przed tym odczytywała swoje zeznania spisane przez policjanta. Na pytanie sędzi, dlaczego nie dokonała sprostowania swojej wypowiedzi, jeśli w protokole przesłuchania ewentualnie wystąpił błąd, świadek odpowiedziała: - Było bardzo dużo ludzi z naszego zakładu przesłuchiwanych, ten pan (policjant – przyp. red.) się spieszył. Ja nie prosiłam o sprostowanie mojej wypowiedzi, ponieważ nie sądziłam, że to jest takie istotne. Sama też chciałam, żeby to przesłuchanie się szybko skończyło.
Sprzeczności w zeznaniach kobiety dostrzegł również prokurator Grzegorz Ścibski, który pytał, czy kobieta była na policji pouczona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Kobieta odparła, że tak, była pouczona. Prokurator dopytywał, co świadek uczyniła po otrzymaniu od laborantki informacji, że w mleku jest antybiotyk. Świadek odparła, że po uzyskaniu tej informacji podjęła czynności, mające na celu identyfikację dostawcy mleka. Poinformować o tym miała dział skupu oraz ówczesnego wiceprezesa Waldemara G., a później dopiero prezesa Zbigniewa K. Kobieta podtrzymywała, że telefon do Zbigniewa K. był wykonany później i z polecenia wiceprezesa G. Wtorkowe zeznania świadka i jej odpowiedzi na pytania prokuratora nadal były sprzeczne z jej wcześniejszymi zeznaniami z 2016 roku.
Następnie prokurator pytał m.in. o zakres obowiązków świadka oraz o to, kto decyduje o przekazaniu gotowego produktu na magazyn. Świadek zeznawała, że tok produkcji nakazuje jej bezpośredni przełożony, a ona stosuje się do jego poleceń. Jeśli nie jest obecny jej przełożony, to ona sama decyduje o przekazaniu na magazyn gotowego produktu; natomiast gdy jest obecny jej przełożony, to decyzje taką podejmuje ona pod jego nadzorem. – W tym konkretnym przypadku dostałam konkretną decyzję, że mam przekazać ten twarożek na magazyn i była to decyzja pana G. (…) Ja nie mogę podjąć decyzji o utylizacji skoro mam decyzję bezpośredniego przełożonego o przekazaniu na magazyn. Decyzję o utylizacji danego produktu powinna podjąć osoba odpowiedzialna za dział, a zatem pan G. (…) Jeżeli chodzi o ten przypadek, to powinna nastąpić utylizacja, ponieważ mleko z antybiotykiem jest to pierwsza kategoria odpadu i nie nadaje się on do spożycia ani przez ludzi, ani przez zwierzęta – zeznawała we wtorek 17 kwietnia kobieta. Tłumaczyła również, że dla niej bezpośrednim przełożonym był wiceprezes. Ponadto nowy prezes był wybrany zaledwie 2 dni wcześniej, kobieta nie wie, kiedy został „zaprzysiężony” i dla niej nie był on wówczas osobą decyzyjną w spółdzielni. Ona słuchała poleceń swojego przełożonego odpowiedzialnego za produkcję, czyli ówczesnego wiceprezesa Waldemara G. – takie wnioski płyną z wtorkowych zeznań świadka.
Oskarżony wiceprezes Waldemar G. zapytał świadka, z czego wynika różnica w zeznaniach w określaniu pełnionych przez Zbigniewa K. funkcji. Jak odpowiedziała kobieta, różnica ta wynikać miałaby „z faktu, że w tamtym czasie trwała reorganizacja stanowisk”.
Pod koniec wtorkowej rozprawy prokurator Ścibski złożył wniosek o sporządzenie odpisu protokołu rozprawy oraz odpisu protokołu przesłuchania świadka z postępowania przygotowawczego i przesłania ich do Prokuratury Rejonowej w Myszkowie celem rozważenia wszczęcia postępowania przygotowawczego wobec treści zeznań, które kobieta złożyła przed sądem. Związane jest to z odpowiedzialnością karną, jaka grozi za składanie fałszywych zeznań czy też zatajenie prawdy. Za to przestępstwo bowiem można trafić do więzienia nawet na kilka lat.
Tego samego dnia, pół godziny przez rozprawą, na której przesłuchana została pracownica „Rokitnianki” rozpoczął się kolejny proces związany ze spółdzielnią mleczarską ze Szczekocin. Tym razem oskarżonym jest były wiceprezes Waldemar G., a oskarżycielem posiłkowym jest obecny zarząd „Rokitnianki”. W tej sprawie chodzi o podpisanie długoterminowej umowy na dostawę węgla, w której znalazł się zapis o wysokich karach finansowych dla spółdzielni. Umowę tę miał podpisać samodzielnie były wiceprezes, narażając „Rokitniankę” na szkodę majątkową oraz ją ukryć.
W maju 2013 roku ówczesny wiceprezes Waldemar G. miał podpisać umowę z dostawcą węgla z Kielc – z dostawcą, z którym spółdzielnia już wcześniej współpracowała. W umowie znalazł się zapis m.in. o karach umownych dla spółdzielni za niedotrzymanie zapisów umowy. Przez 2015 rok spółdzielnia miała nie odbierać od kieleckiego dostawcy minimalnej ilości węgla określonej w umowie. Dostawca wzywał „Rokitniankę” do zapłacenia ponad 400 tysięcy złotych kary umownej. Ponadto pozwał spółdzielnię o zapłatę 100 tysięcy złotych. Sąd Okręgowy w Kielcach w październiku 2017 roku oddalił powództwo. Pod taką umową bowiem powinno podpisać się dwóch członków zarządu spółdzielni, ponadto umowy na dostawę węgla nie mają obecni przedstawiciele „Rokitnianki”.
Jak twierdzą przedstawiciele OSM „Rokitnianka” w Szczekocinach Waldemar G., aferą z antybiotykiem w mleku chciał zaszkodzić nowemu prezesowi spółdzielni. Został odwołany ze stanowiska wiceprezesa za działanie na szkodę „Rokitnianki” – np. za umowę na dostawę węgla. Były wiceprezes twierdzi z kolei, że to spółdzielnia się na nim mści za to, że poinformował prokuraturę o skażonym mleku.
Oba procesy dopiero się zaczynają. Za wcześnie jeszcze, by móc oceniać, która ze stron sporu ma rację. Nie do nas z resztą to należy – to zadanie wymiaru sprawiedliwości. Pewne dla nas jest jedynie to, że przed myszkowskimi sędziami jest „twardy orzech do zgryzienia”.
Edyta Superson
Napisz komentarz
Komentarze