(Zawiercie) W centrum miasta można zauważyć rozstawione na chodnikach stragany. Sprzedawane na nich są przeróżne artykuły - najczęściej warzywa, owoce i ubrania. Czy handel uliczny ma wpływ na estetykę miasta? Jak się on ma do zdrowej konkurencji i zasad wolnego rynku? I najważniejsze pytanie: wspierać straganiarzy, czy zniechęcać ich do handlu w centrum miasta?
W Zawierciu pojedyncze stragany możemy zauważyć np. na ulicy 3 Maja oraz na Piłsudskiego. Obecnie najczęściej sprzedawane są tam sezonowe owoce i warzywa, które chętnie kupują mieszkańcy. Prócz produktów spożywczych, można „na chodniku” kupić też odzież. Niedaleko znajduje się targowisko, popularne markety oraz mniejsze sklepy spożywcze. Stragany znajdują się najczęściej tam, gdzie jest duży ruch, a tym samym większa liczba potencjalnych klientów. Z reguły rozstawione są też po prostu tam, gdzie się zmieszczą.
CO O TYM MYŚLĄ MIESZKAŃCY?
Zawiercianie nie są jednomyślni w tej sprawie. - Nie mam nic przeciwko takim straganom. Każdy próbuje uczciwie zarobić na swoje utrzymanie. Sądzę, że mogą stać na chodnikach i sprzedawać. Nie wydaje mi się, żeby to miało zły wpływ na estetykę miasta - mówiła nam mieszkanka Zawiercia, z którą rozmawialiśmy na ulicy Piłsudskiego. Niektórzy podzielali tę opinię dodając, że sami często kupują na straganach truskawki, czereśnie lub warzywa.
Spotkaliśmy się też jednak z opiniami zgoła odmiennymi: - Niby mi nie przeszkadzają, że tak stoją na chodnikach, ale często ceny mają takie same, jak w sklepach, więc wydaje mi się, że mogliby się przenieść do lokalu, albo na targowisko - oceniła straganiarzy inna kobieta, którą zapytaliśmy, co sądzi o ulicznym handlu. Jeszcze inna kobieta uznała, że brakuje ładu w rozstawieniu kramów, a w przypadku, gdy stoją one na chodniku o przeciętnej szerokości, to kupujących trzeba omijać, bo nie ma dość miejsca, by swobodnie przejść.
SKLEPIKARZE SĄ NA NIE
Właściciele lub osoby, które prowadzą małe sklepy spożywcze są przeciwne straganiarzom. Nie mają nic przeciwko targowisku lub rynkom, ale sprzedawanie na chodniku z kramu, samochodu, koszyków itp. w centrum miasta, często w pobliżu sklepów uważają za zagrożenie.
- To jest skandaliczne. Sklepikarze płacą podatki, rachunki, a straganiarz rozstawi się tam, gdzie chce i ponosi dużo mniejsze koszty. Uważam, że sprawę można by rozwiązać, wprowadzając bardzo wysokie stawki dzienne dla straganiarzy - nie wydawać zakazu handlu, ale wymagać dużej opłaty za rozstawienie straganu na środku chodnika - mówił nam Jan Zamora, który wspólnie z żoną prowadzi sklep „Kmicic”. Mężczyzna wspomniał również o sanepidzie. Każdy korzysta z toalety - częściej, rzadziej, ale w ciągu ośmiu lub dziesięciu godzin każdy z pewnością w końcu będzie musiał udać się za potrzebą. Jan Zamora zastanawiał się, gdzie straganiarze korzystają z toalety? Niektórzy umawiają się ze sklepikarzami i w okolicznych lokalach korzystają z łazienek. Ale czy wszyscy? Gdzie myją ręce? - Kiedyś dostaliśmy 200 zł kary za to, że sprzedawczyni poszła pozamiatać, a w międzyczasie przyszła klientka i poprosiła o ciastko. Pracownica podała jej towar przez rękawiczkę, ale karę dostaliśmy za to, że nie umyła rąk. Nas pilnuje sanepid, nas obowiązują przepisy, a straganiarzy? - zastanawiał się J. Zamora.
ALE, ALE... PRZECIEŻ MAMY WOLNY RYNEK I ZDROWĄ KONKURENCJĘ
Oczywiście, że tak. Każdy stara się zarobić na chleb uczciwą pracą. Przecież straganiarze nikomu niczego nie odbierają, nie oszukują. Sklepikarze zwracają jednak najczęściej uwagę na niewspółmierne koszty utrzymania kramu, a lokalu. Na targowisku przy ul. Żabiej jest wiele wolnych miejsc i straganów, mimo tego stoiska rozstawiane są przy głównej ulicy, poza terenem placu handlowego. Brak ładu w rozmieszczeniu ław z towarem i metalowe konstrukcje przykryte jak namioty cyrkowe nie służą estetyce miasta, szczególnie gdy chodzi o główne ulice w centrum Zawiercia.
JEŚLI COŚ Z TYM ZROBIĆ, TO CO?
W pobliskim Myszkowie jeszcze do niedawna problem był identyczny, a może nawet większy. Stragany, na których można było kupić praktycznie wszystko, były rozstawione wszędzie gdzie się dało na głównych ulicach w centrum miasta. Na przeciwko dworca kolejowego radośnie witała mieszkańców kolorowa bielizna, w pobliżu ZUS-u można było w jednym miejscu kupić apaszkę i firankę, przed cmentarzem na ulicy Sikorskiego (przy którym jest niewiele miejsc parkingowych) stało kilka samochodów, z których sprzedawano znicze i kwiaty, a trzeba przyznać, że miejsca zajmowały dużo. Dziś straganów nie ma. Za to przybyły aż 4 kwiaciarnie w budynkach w pobliżu. To efekt uchwałym o którą zabiegała Gazeta Myszkowskam pisząc o problemie dzikiego handlu. W zeszłym roku myszkowscy radni przyjęli uchwałę ustalającą wysokość dziennej stawki opłaty targowej. Miasto zostało podzielone na dwie strefy - pierwsza z nich obejmuje centrum miasta, poszczególne ulice zostały w uchwale dokładnie wymienione. Druga strefa to pozostały obszar miasta. W centrum ustalono dzienne stawki w wysokości od 300 zł, podczas gdy na obrzeżach opłata targowa waha się od 5 do 42 złotych - różnica pomiędzy dwoma częściami miasta jest jak widać znacząca.
Jaki efekt przyniosła zeszłoroczna uchwała myszkowskich radnych? Czy straganiarze stracili źródło utrzymania? Jak się okazuje, większość z nich dała sobie świetnie radę i szybko przystosowała się do nowych warunków. Pani, która nieopodal ZUS-u handlowała odzieżą i firankami, dzisiaj również prowadzi handel, nawet na tej samej ulicy, ale w lokalu - właściciel jednak znalazł na to pieniądze, a i dla sprzedawczyni jest to korzyść, bo sprzedając na straganie (zaraz przy ruchliwej ulicy) niejednokrotnie marzła zimą i jesienią przez blisko 10 godzin, nie mówiąc już o tym, że nie miała ani kiedy, ani gdzie wyjść do toalety. Z kolei przy cmentarzu obecnie jest kilka kwiaciarni - jedna obok drugiej. Jak dotąd wszystkie mają swoich klientów, a przed cmentarzem są w końcu wolne miejsca parkingowe.
Zawiercie znajduje się w lepszej sytuacji, niż Myszków, bowiem pierwsze z miast ma np. targowisko na ul. Żabiej, gdzie straganiarze mogą znaleźć dla siebie miejsce. W centrum Myszkowa takiego placu handlowego nie ma i tutaj handlujący na ulicznych kramach mieli trudniej, niż mieliby w Zawierciu, a jednak dali sobie radę, a i samo miasto na tym zyskało, głównie ze względów estetycznych.
Na pytanie czy problem ze straganami istnieje, czy może jednak nie oraz czy należy uporządkować handel uliczny, czy nie ma takiej potrzeby powinni odpowiedzieć sami mieszkańcy Zawiercia, a zaraz za nimi władze miasta.
Edyta Superson
Napisz komentarz
Komentarze