Na majową sesję Rady Gminy w Niegowie przybyli przedstawiciele kilku kół łowieckich, działających na terenie gminy. Wiele mówiono o dużej liczebności dzików i saren oraz o stratach, jakie zwierzyna powoduje w uprawach lokalnych rolników. Mówiło o tym kilku radnych, między innymi wiceprzewodniczący Józef Gromada. Jak mówił, jednym z kłopotów, z jakimi mierzą się rolnicy jest możliwość ubiegania się o odszkodowanie za szkody rolnicze. Młodzi, energiczni mogą gdzieś pojechać, starać się o odszkodowanie za zniszczone uprawy, ale dla starszych rolników jest to znacznie trudniejsze.
Wśród pomysłów na walkę z nadmierną liczbą zwierzyny, która dokucza rolnikom, wiceprzewodniczący Gromada wysunął koncepcję wygospodarowania miejsc, w których zwierzyna byłaby dokarmiana, by nie szukała pożywienia na terenach rolniczych. Dodał, że rolnicy ze wszystkich miejscowości proszą o pomoc i skarżą się, że nie dają sobie już rady z kłopotliwymi dzikami.
Temat kontynuował radny Stanisław Mizgała. Jak mówił, rozwiązanie problemu lezy zarówno w interesie rolników, jak i łowczych, by nie było pomiędzy nimi nerwowej atmosfery. - W Sokolnikach nigdy nie było dzików. Ileś lat do tyłu, to nikt nie wiedział co to dziki, widział go tylko w telewizji. A dzisiaj są tacy, co po 2-3 razy kukurydzę sieją, bo zasieją w jeden dzień, a na drugi już jej nie ma – opisywał radny Stanisław Mizgała. Jego zdaniem takie problemy powodują niechęć do pracy i wywołują poczucie bezsilności.
O to, dlaczego nie jest prowadzony odstrzał zwierzyny leśnej pytał Ryszard Halabowski. Jak tłumaczył radny, według jego szacunków na tysiąc hektarów powinna występować jedna locha, podczas gdy zauważył on 4 lochy z około 25-30 warchlakami. Występuje również wiele saren, które niszczą rzepak. Potrafią zniszczyć około ¼ upraw.
- Rolnicy grodzą swoimi kosztami, co mają ziemniaki, marchew. Przychodzą sarny, wyrywają to. Nie wiem jak wy (koła łowieckie – red.) dzisiaj będziecie dalej z rolnikami współpracować, bo jeśli tak będzie, to ja nie widzę, że wy pomagacie rolnikom – mówił do uczestniczących w sesji gości radny Ryszard Halabowski.
Dalej pojawiła się prośba o zwiększenie odstrzału i uproszczenie procedur, jakie musi przejść rolnik, by uzyskać odszkodowanie za szkody wyrządzone przez zwierzynę leśną. Radny Jan Beza, nawiązując do wypowiedzi radnego Halabowskiego, wspomniał, że sarny powodują też straty w szkółkach. Niemożliwe jest ich prowadzenie bez ogrodzenia terenu. Sarny chętnie „odwiedzają” też sady.
- W starych drzewach może nie, ale w młodych, świeżo posadzonych i takich 3-4-letnich, to po wizycie saren wiszą tylko strzępy i zaraz drzewo jest uschnięte. Każdy by sobie przy domu sadził pojedyncze drzewka, słyszę klientki żalą się, że rzeczywiście ta sprawa ich dotyka i to jest też ważna sprawa, żeby tej sprawie się przyjrzeć, bo rzeczywiście ten problem występuje – podkreślał radny Jan Beza.
W sesji uczestniczyli i odpowiadali na pytania radnych łowczy z kół Jeleń Będzin, Orle Gniazdo oraz Dublet. Jako pierwszy głos zabrał Mateusz Szczepańczyk, który po wysłuchaniu uwag niegowskich radnych tłumaczył jak wygląda praca łowczych w kontekście współpracy z rolnikami.
- Na walnym zgromadzeniu zostały powołane specjalne komisje, liczące po 3-4- osoby, które są oddelegowane specjalnie do kontaktu z państwem, z rolnikami w celach ograniczenia liczebności tych szkód, bo dziki każdy widzi ile ich jest, jest dużo. Z naszej strony wygląda to tak, że pełnimy dyżury i codziennie co najmniej dwie osoby są w łowisku i praktycznie objeżdżamy cały nasz obwód, to jest od Żarek do mniej więcej Mzurowa, końcówki Tomiszowic – mówił Mateusz Szczepańczyk z koła łowieckiego Jeleń Będzin.
Zapewniał, że choć łowczy dają od siebie wiele, to wciąż nie jest to wystarczające i nie zmieni się to na lepsze bez współpracy rolników z kołami łowieckimi. Zachęcał, aby rolnicy kontaktowali się z kołem, by wypracować najbardziej optymalne metody wspólnej walki z problemem dzikiej zwierzyny.
O istocie pielęgnowania współpracy na linii rolnik – łowczy mówił w podobnym tonie Krzysztof Kowalczyk z koła łowieckiego Orle Gniazdo. Podziękował wszystkim, którzy angażują się w tę współpracę, którą już widać. Podkreślił, że łowczy doceniają pracę rolników, wielu z nich sami zajmowali się (lub nadal zajmują rolnictwem). Wspomniał, że dwa lata temu wystosowano pismo do wszystkich wójtów i burmistrzów z zaproszeniem, zachętą do zaangażowania w działalność kół łowieckich młodych rolników. Miałoby to na celu poszerzenie współpracy i zintensyfikowanie działań.
- My ze swojej strony wykonujemy wszystkie plany. Może niejednokrotnie nas nie widać, jeździmy tutaj po nocach, wieczorami, kosztem swojego czasu. My też pracujemy na to koło, my nie mamy żadnych dotacji, to są nasze pieniądze, które my wygospodarujemy z naszych składek. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrekompensować, my wiemy o tym. Ale staramy się w sposób maksymalny, czy w waszych dożynkach, spotkaniach strażackich, staramy się uczestniczyć, żebyśmy też byli widoczni. (...) nigdy nie odmawiamy spotkań z rolnikami i odmawiać nie będziemy. I oczekujemy też od was tej współpracy, żeby współpraca była jeszcze bardziej zacieśniona, a my ze swojej strony zrobimy wszystko co można, żeby to polskie myślistwo naprawdę promować na naszych terenach rolniczych i pokazywać, że ta współpraca jest super na pozycji rolnik – myśliwy, myśliwy – gmina – mówił łowczy Krzysztof Kowalczyk.
Nie był to ostatni łowczy, który mówił o zaangażowaniu kół łowieckich. Zapewniał o nim również przedstawiciel koła Dublet Tomasz Jarek.
- W naszym kole są podejmowane na bieżąco działania w tym kierunku, żeby ta sytuacja była jak najlepsza. Plany związane z odstrzałem są realizowane, a w przypadku dzika realizujemy ten plan z bardzo dużą nadwyżką. Zwierzyny naprawdę jest dużo, ale my podejmujemy wysiłek, żeby było jak najwięcej odstrzelonej tej zwierzyny. Tutaj dowiaduję się, że w Bobolicach i Ogorzelniku są lochy z pasiakami, ja sobie zdaję sprawę z tego, że może być dużo, ale my naprawdę od sierpnia strzelamy również bezpośrednio lochy. Nie tylko mniejsze dziki, ale strzelamy lochy, ponieważ wiemy, że ekspansja akurat tego gatunku jest ogromna i staramy się zredukować ją maksymalnie – tłumaczył reprezentant koła łowieckiego Dublet.
Odnosząc się do kwestii szkód, jakie odnotowują rolnicy, apelował, by zgłaszać je jak najszybciej: - Nawet jak one są małe, to prosimy, żeby je zgłaszać. Ta komunikacja jest bardzo ważna według nas i my jesteśmy otwarci na to. Naprawdę nie uciekamy przed rolnikami, chcemy mieć jak najwięcej informacji od rolników, ale dla nas ważne jest, żeby dostać informację o tym, że szkoda nawet jak jest malutka, ale że już się zaczęła, ponieważ wtedy my od razu w tym miejscu będziemy podejmować działania, żeby zapobiec powiększeniu tej szkody. Mieliśmy już takie sytuacje, że rolnicy zgłaszają nam szkodę, która wiadomo było już wcześniej, że ta szkoda pojawiła się w mniejszym rozmiarze, a zgłoszenie dostaliśmy dopiero jak ta szkoda już jest bardzo duża, bardzo wielka. I my oczywiście to załatwiamy i chcę podkreślić, że w każdej sytuacji my dążymy do zawarcia ugody po to, żeby rolnik dostał te pieniążki. Mamy pełną świadomość tego, że w tej chwili koszty upraw wzrosły okropnie. Jesteśmy też na to gotowi, żeby również wziąć na siebie, na własne barki również ten wzrost cen, który nastąpił. To dotyka wszystkich, to jest dla nas jasne.
Podobnie jak jeden z jego przedmówców dodał, że koło łowieckie nie ma żadnej puli finansowej, którą łowczy od kogoś dostają, np. od państwa lub z innych źródeł. Szkody pokrywane są z prywatnych pieniędzy myśliwych. Zapewnił, że łowczy postarają się zwiększyć odstrzał oraz zajmować się wszystkimi szkodami jak najszybciej i w takim rozmiarze, by pokrywało to potrzeby rolników.
Tomasz Jarek opisał również zdarzenie, które może być istotne i mieć realne oddziaływanie na rolników z terenu gminy Niegowa. Członek koła Dublet opisał, jak jeden z właścicieli gruntów w Jaworzniku złożył do starostwa, że wyłącza z gospodarki łowieckiej ponad 20 hektarów swoich gruntów.
- (…) co oznacza, że u niego na tych gruntach nie będzie wolno polować w ogóle lada chwila. Oznacza to, że na tych gruntach zwierzyna będzie się rozmnażała bez żadnej kontroli. I ona z Jaworznika do Niegowy też przyjdzie. To jest bardzo poważne zagrożenie i chciałbym, żebyście państwo o tym wiedzieli. Taka sytuacja pierwsza w okolicy ma miejsce, ale już się stało. Wiemy, że oficjalnie to wyłączenie z gospodarki łowieckiej zostało zgłoszone do starostwa – informował w trakcie sesji łowczy z koła łowieckiego Dublet.
Przewodnicząca Zofia Kasznia przypomniała, że teren gminy Niegowa jest w powiecie myszkowskim jednym z większych, gdzie są uprawy rolne. Ta gmina to teren typowo rolniczy, wielu mieszkańców utrzymuje się z rolnictwa, a deklaracje, jakie padły ze strony przedstawicieli kół łowieckich są cenne. (es) Grafika: YouTube, Pixabay
Napisz komentarz
Komentarze