Proceder zakopywania odpadów w międzyrzeczu Krztyni i Żebrówki zaczął się prawdopodobnie w roku 2018. Pierwsza kontrola Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska na tym terenie odbyła się w październiku 2019 z udziałem służb burmistrza Szczekocin Jacka Lipy. Już wtedy stwierdzono obecność odpadów metalurgicznych, które zawierają duże ilości metali ciężkich, szkodliwych dla środowiska. Ale dopiero po kolejnych badaniach, wykonanych w tym samym miejscu na zlecenie Prokuratury Okręgowej w Gliwicach w kwietniu 2021 roku burmistrz Lipa 15 kwietnia wydał decyzję nakazującą państwu M. usunięcie odpadów z nieruchomości. Ci odpadów nie usunęli, nie zapłacili żadnej z nałożonych grzywien. Na spotkaniu z mieszkańcami Bonowic 17 maja 2022 burmistrz Jacek Lipa mówił, że właściciele coś robią i „trzeba dać im szansę”.
Dopiero naciskany przez mieszkańców, obiecał przeprowadzenie badań wody w studniach. Poradził też, żeby „raczej nie pić wody z rzeki”. Mieszkańcy Bonowic zarzucali burmistrzowi opieszałość w działaniach i to, że ukrywał przed nimi zagrożenie przynajmniej od października 2019, gdy inspektorzy WIOŚ przeprowadzili pierwsze badania na działkach obok rzeki Krztynia.
26 lipca: Jacek Lipa tłumaczy, że „nie jest źle”. Wyniki badań mówią co innego
Jeszcze w maju burmistrz Szczekocin umówił się na kolejne spotkanie z mieszkańcami Bonowic. Po wykonaniu badań wody ze studni, badań próbek z Krztyni i Żebrówki, które obiecał wykonać. Bomba ekologiczna na skraju Szczekocin jest faktem, ale mieszkańcy chcieli mieć pewność, czy zanieczyszczenia już przedostały się do ujęć wody. Warto przypomnieć, że już w maju burmistrz Szczekocin, mówił, że lepiej żeby z wody z rzeki nie korzystać, a studnie badać. 26 lipca w Bonowicach odbyło się kolejne spotkanie z mieszkańcami. Burmistrz Jacek Lipa zaczął w tonie uspokajającym:
-Cieszę się, że badania nie wykazały żadnych nieprawidłowości, wszystkie próbki które zostały pobrane nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Zrobiliśmy więcej niż się zobowiązałem, chcę uspokoić opinię publiczną. Woda ze studni i z rzeki nie odbiega od standardów -mówił Jacek Lipa zaczynając spotkanie z mieszkańcami.
-Czyli ze studni możemy czerpać wodę normalnie? -spytał jeden mieszkańców.
-Tak. I z rzeki woda nie odbiega od jakichś standardów. Występują u państwa związki żelaza, ale w wielu miejscach występuje woda zawierająca związki żelaza i to jest wszystko drodzy państwo. Swoje zrealizowałem. Te osoby, które zadeklarowały chęć badania wody z swoich ujęciach, myślę, że są usatysfakcjonowane. Chcieliście. Cieszę się, że nie ma wyników wskazujących, że doszło do skażenia ujęć wody. Państwo wspierając gminę doprowadziliście też do tego, że swoje badania przeprowadził Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Te badania również nie wykazały jakichś niepokojących odczynników, które wpływałyby na państwa zdrowie i bezpieczeństwo. To z mojej strony wszystko. Stale będziemy monitorować sytuację, prowadzimy postępowanie administracyjne – mówi burmistrz Jacek Lipa.
-Ale ta bomba jest? -mówi jeden z mieszkańców. -Czy są fundusze, żeby to usunąć?
Jacek Lipa: -Tak, ta bomba (ekologiczna) jest. Ale aktualnie nie ma takich funduszy w kraju, z których ja mogę korzystać. Trwa postępowanie, przyjdzie czas, że my, jako podatnicy będziemy się musieli z tym problem zmierzyć.
-A za pół roku, za rok nie pójdzie to w wody gruntowe?
-Ja będę stale monitorował jakość wód w okresach półrocznych -mówił burmistrz.
-Ja jestem przyzwoitym człowiekiem -dodał Lipa, nie bardzo wiadomo w jakim celu. Zwłaszcza, że dalsza część spotkania, trwającego aż 3 godziny, to było ostre grillowanie burmistrza.
Mieszkańcy przestawili wyniki badań jakie właśnie dostali z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. To te badania, które WIOŚ zlecił do wykonania przez Centralne Laboratorium Badawcze Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Badania wykonała dokładnie pracownia z Bielska- Białej. Trzy próbki gleby pobrane na działkach 339 i 340, działkach sąsiadujących z miejscem gdzie zakopane są odpady były przebadane pod kątem substancji ropopochodnych i metali ciężkich. Zbadano też próbkę wody z rzeki Krztynia powyżej miejsca zakopania odpadów i poniżej w dolnym biegu rzeki. Próbki przez inspektorów WIOŚ były pobrane 26 maja. Nie znamy się na tym, więc o ich ocenę poprosiliśmy profesora Mariusza Czopa z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Profesor od lat zajmuje się hydrologią, bada wpływ przemysłu na zanieczyszczenia wód gruntowych i powierzchniowych. Dr hab. inż. Mariusz Czop jest naukowcem z Katedry Hydrologii i Geologii Inżynierskiej Wydział Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH w Krakowie. Wysłaliśmy mu sprawozdania z badania próbek gleby i wody. Za kilka godzin profesor telefonicznie omówił nam ich wyniki:
Prof. Mariusz Czop: -Zaznaczę, że zanieczyszczania w rzece trudno jest znaleźć. Krztynia to rzeka duża. Bez względu na źródło zanieczyszczeń substancje ulegają bardzo dużemu rozcieńczeniu. Z badania wynika, że ołów jak i kadm występują w Krztyni w próbce wody pobranej w górnym biegu rzeki, powyżej miejsca zakopania odpadów. Trudno bez dodatkowych badań wyjaśnić, co jest źródłem tych zanieczyszczeń. Ale bardzo niepokojącej jest to, że próbka wody pobrana poniżej lokalizacji gdzie są odpady wykazuje czterokrotny wzrost poziomu kadmu, i aż 10 krotny wzrost poziomu zanieczyszczeń ołowiem. Zwłaszcza spory wzrost poziomu zanieczyszczeń kadmem jest niepokojący. Taki poziom zanieczyszczeń kadmem już klasyfikuje Krztynię w tym miejscu do II poziomu klasy jakości wody, a do III klasy jakości rzeki, ze względu na poziom zanieczyszczeń ołowiem. Ołów i kadm są słabo rozpuszczalne w wodzie, przedostają się do wód podziemnych i płynących latami i ten proces narasta.
-Początek zakopywania odpadów to może być nawet 2018 rok.
Prof. Czop: -Skoro upłynęło już kilka lat, wyniki badań wody z rzeki wskazują na to, że zanieczyszczenia już przedostają się do wód. I ten proces będzie narastał. Te wyniki budzą pewien niepokój.
-Jeden z mieszkańców przestawił nam próbki wody ze studni. Nie stwierdzono w niej zanieczyszczeń. Jest to studnia położona na drugim brzegu.
Prof. Czop: -Duże znaczenie ma położenie studni w stosunku do źródła zanieczyszczeń i najbliższej rzeki. Wody podziemne zwykle kierują się w kierunku rzeki, jeżeli studnia jest w przeciwną stronę, jest mniej narażona na skażenie.
Natomiast bardzo niepokojące są wyniki badania gleby z działek sąsiadujących z miejscem zakopania odpadów. W sprawozdaniu nie wskazano, z jakiej warstwy gleby zostały pobrane, ale zakładam, że z warstwy 0-25 cm. Powinna być jeszcze pobrana druga próbka z warstwy poniżej 25 cm. Jednak te wyniki pokazują że wysokie jest tu stężenie substancji ropopochodnych, oleju mineralnego. Szczególnie jedna próbka pokazuje bardzo wysokie stężenie, wręcz ekstremalnie duże stężenia ołowiu, kadmu, cynku i miedzi.
Nigdy w żadnych próbkach gleby nie wiedziałem tak wysokiego poziomu zanieczyszczenia kadmem! Ten poziom to jakiś kosmos!
9 gram cynku na kilogram w badanej próbce: nawet złoża tyle nie mają. Wysoki jest poziom bardzo toksycznego arsenu. Norma jest do 100, tu jest 970.
Jeśli chodzi o dopuszczalne ilości ołowiu, jakie mogą być w glebie, to jest to do 200 mg/kg na terenach mieszkalnych, do 100 mg/kg na użytkach rolnych. Na terenach przemysłowych może być to do 600 mg/kg. A tu mamy wyniki w jednej próbce 20 krotnie przekraczające normę dla przemysłu, choć to jest łąka.
W próbkach gleby sprawdzono też tzw. „wymywalność” zanieczyszczeń. Robi się do w ten sposób, że próbkę rozcieńcza się wodą destylowaną i bada, które i w jakiej ilości zanieczyszczenia są podatne na przedostawanie się do wody. Tu już widać dużą wymywalność ołowiu, ale też miedzi, kadmu. Wody opadowe będą te zanieczyszczenia wymywać, i zanieczyszczenia będą gromadzić się w wodach gruntowych, przedostawać do rzeki. Ten proces będzie się nasilał.
Moim zdaniem te wyniki próbek gleby pokazują tak wysoki poziom zanieczyszczeń, że natychmiast do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska powinno się zgłosić szkodę w środowisku i podjąć działania remediacyjne. W tej glebie jest 1,2% ołowiu. Głębiej muszą być bardzo groźne odpady, skoro na powierzchni normy są tak przekroczone. Wskazuje to na odpady metalurgiczne -mówi profesor Mariusz Czop z AGH w Krakowie.
Wyjaśniamy, co oznacza termin „działania remediacyjne”. Chodzi o usunięcie źródła zanieczyszczeń, wymianę skażonego gruntu, przywrócenie środowiska naturalnego do poprzedniego stanu. Zwykle są to prace bardzo kosztowne. Burmistrz Szczekocin Jacek Lipa mówił o szacunkowej kwocie nawet 100 mln zł jako kosztu usunięcia odpadów, likwidacji „bomby ekologicznej” w Bonowicach.
Mieszkańcy żądają natychmiastowych działań. Burmistrz wymyśla „spór kompetencyjny”
-Moim zdaniem jest spór kompetencyjny, kto ma się zająć usunięciem odpadów: gmina czy RDOŚ (Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Katowicach- przyp. red). Złożę w tej sprawie skargę do Sądu Administracyjnego, niech to rozstrzygnie -mówił Jacek Lipa burmistrz Szczekocin.
Mieszkańcy na takie rozwiązanie zareagowali oburzeniem: -Na dwa, trzy lata utknie pan w sądzie, a tu trzeba działać natychmiast! Woda w studniach na razie nie wykazuje zanieczyszczeń, ale już woda w Krztyni, porównując próbki z miejsca powyżej zakopania odpadów i poniżej to wielokrotny wzrost stężenia ołowiu i kadmu! To już przedostaje się do rzeki!
Na ten argument burmistrz miał dość dziwną odpowiedz. Mówił, że wyniki które on ma z „renomowanego laboratorium” nie wykazują żadnych zanieczyszczeń. Ale na pytania mieszkańców, kto wykonał badania, kiedy, dlaczego nie przyniósł tych wyników burmistrz miał tylko odpowiedź, że „jak mieszkańcy złożą wniosek, to on rozważy, czy wyniki badań może im udostępnić”.
Takie podejście włodarza jeszcze bardziej zdenerwowało mieszkańców: -My mamy przed sobą wyniki badań, wykonanych przez instytucję rządową. Te wyniki badań z rzeki Krztynia i działek sąsiednich do miejsca zakopania odpadów pokazują, że jest bardzo źle. A pan nam mówi, że zamiast działać pójdzie pan z do Sądu Administracyjnego kłócić się z RDOŚ-em czy gmina czy oni mają to usunąć?
-Tak będę skarżył RDOŚ do WSA. Dyrektor RDOŚ Katowice powiedziała mi, że usunięcie odpadów to mój problem, z którym muszę sobie jakoś poradzić. Wysłałem też pismo do minister Moskwy (Anna Moskwa, Minister Klimatu i Środowiska- przyp. red.) aby zmieniono przepisy tak, aby mieszkańcy i gmina nie ponosili kosztów działalności przestępczej -mówił burmistrz.
Wiesław Piśkiewicz, mieszkaniec Bonowic, a zawodowo Prezes Agrofirma Szczekociny, znanej tu spółdzielni rolniczej, jest jednym z liderów mieszkańców Bonowic, który w ich imieniu składał np. do WIOŚ wnioski o badanie gleby i wody w Krztyni. Nie pierwszy raz sformułował wobec burmistrza Szczekocin zarzuty, że działania burmistrza dla likwidacji zagrożenia są niewystarczające: -Wydał pan od 2019 roku dwie decyzje, jedną nakazującą usunięcie odpadów zgromadzonych tam w big-bagach, drugą w kwietniu 2021 na usunięcie odpadów zakopanych w ziemi, ale tylko z tych działek, które wskazała Panu prokuratura. A Państwo M. mają tam łącznie 11 działek, i wobec wszystkich jest podejrzenie, że są tam odpady. Państwo M. nie zapłacili żadnej z grzywien, którą pan im nałożył, nie usunęli odpadów, a główny winowajca nie żyje. Spadkobiercy zapewne odrzucą spadek. Zamiast przejąć na siebie obowiązek usunięcia odpadów, wymyśla pan spór kompetencyjny, który na 3 lata utknie w sądzie. A tu działać trzeba natychmiast!
Inni mieszkańcy zwracali uwagę, że dowożone są nowe odpady.
-Czy nie da się tam założyć kamer? I ostrzeżeń, że teren jest monitorowany, żeby nie trafiały nowe odpady? -pytali.
-To teren prywatny. Nie mogę montować kamer na terenie prywatnym -mówił Lipa.
Na koniec spotkania burmistrz Jacek Lipa przyznał, że gdyby już teraz wszczęte zostały procedury zmierzające do usunięcia zanieczyszczeń, to i tak będzie to trwało nawet 36 miesięcy.
-Nawet jutro wyślę zgłoszenie szkody w środowisku do RDOŚ. A wodę w studniach i rzekach Krztynia i Żebrówka będziemy badać co pół roku, czy nie pojawiają się zanieczyszczenia -mówił burmistrz Lipa.
Na dzień dzisiejszy rzeczywiście, nie stwierdzono aby zanieczyszczenia z odpadów dostawały się do studni, z których korzystają mieszkańcy. Ale że groźnie metale ciężkie już są w rzece Krztynia potwierdził WIOŚ. Nieco na północ od Szczekocin Krztynia wpada do Żebrówki, a ta z kolei do rzeki Pilica. Niewiele dalej leży Koniecpol, którego mieszkańcy wodę pitną mają z Pilicy. Jak mówił w rozmowie z nami profesor Mariusz Czop z krakowskiej AGH, skoro odpady leżą zakopane na działkach tak blisko rzek od prawie 4 lat, tempo przenikania niebezpiecznych zanieczyszczeń do wód gruntowych i rzek będzie się zwiększać. Jest tylko kwestią czasu, że ołów, kadm, arsen czy nikiel pojawią się w studniach.
Burmistrz Szczekocin obiecuje mieszkańcom monitoring co pół roku i spór sądowy o to, to ma zająć się likwidacją tej bomby ekologicznej. Trudno się zgodzić z logiką działania burmistrza, gdyż stan prawny jest klarowny. Gdy niemożliwe jest wyegzekwowanie od właściciela terenu lub osoby która doprowadziła do skażenia środowiska, aby ci usunęli odpady, obowiązek spada na gminę, która na ten cel pozyskuje środki z różnych źródeł: bezpośrednio od rządu, Urzędu Marszałkowskiego, RDOŚ. Tak było w przypadku likwidacji nieczynnego zakładu Izolacja w Ogrodzieńcu, czy w sprawie beczek z chemikaliami zakopanymi Myszkowie w dzielnicy Osińska Góra.
Napisz komentarz
Komentarze