(Zawiercie) - Stał się prawdziwy cud – tak o wyburzeniu pożydowskiej kamienicy przy placu Dąbrowskiego 16 mówią okoliczni mieszkańcy. Życie tu było prawdziwym koszmarem. Przez 10 lat budynek niszczał i stwarzał poważne zagrożenie dla ludzi. Kawałki tynku spadały na ulicę, w pustych pomieszczeniach rudery obok dzieci bawiły się szczury. W końcu okna i wejścia do pustostanu zamurowano. Miasto ogrodziło teren dookoła, by rozpadające się części ruiny nie niszczyły przejeżdżających ulicą Ciasną samochodów. Urzędnicy 10 lat pracowali w pocie czoła nad tym jak pozbyć się problemu, a mieszkańcy sąsiednich budynków alarmowali, że kiedyś dojdzie do tragedii. Nagle 16 marca pojawiły się ekipy wyburzeniowe, co wzbudziło ogólne zainteresowanie. „Kamienica strachu” jak o niej mówiono przeszła do historii.
Budynek już dawno przestał spełniać podstawowe normy bezpieczeństwa, ale do tej pory nie udawało się go zburzyć. Opatrzność tylko sprawiła, że nikt nie ucierpiał w tym miejscu, bo wymienia się wiele przypadków, gdy z rozwalającej się kamienicy wprost pod nogi spadały kawałki muru. Rudera przy placu Dąbrowskiego sypała się od wielu lat, mimo to nikt nie znalazł rozwiązania, które byłoby najlepsze. Najbardziej o swój los bały się rodziny mieszkające obok niszczejącej kamienicy.
- Ta rudera to „plac zabaw dla szczurów”. Wszyscy mamy jej dość i tylko czekać aż coś komuś się stanie. Urzędnicy „spychają” na siebie odpowiedzialność za ten budynek i nic nie robią. Tak nie może być – mówili oburzeni mieszkańcy sąsiadującej z pustostanem kamienicy.
W kilkudziesięcioletniej historii swojego niszczenia ruina była kilka razy podpalana, bo w środku znajdowało się dużo śmieci. W budynku zamurowano część okien i wszystkie drzwi. Mimo to strach pozostał, bo istniało zagrożenie, że pustostan zawali się na sąsiednią kamienicę. Połowa ulicy, przy której stała rudera została ogrodzona siatką, potem murem i prawie nie dało się tamtędy przejechać. Pod kamienicą zawsze zalegało mnóstwo śmieci i gruzu. Mimo wielokrotnych prób nie udało się wyegzekwować od właścicieli remontu budynku lub jego rozbiórki. Nie pomagały kary pieniężne. Swego czasu wewnątrz rudery bawiły się dzieci, mieszkali bezdomni, biegały szczury.
KTO ODPOWIADA ZA CUD?
Kiedy w ubiegłym tygodniu zadzwoniliśmy do Andrzeja Bugaja Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Zawierciu poinformował, że to nie on stoi za wyburzeniem feralnej kamienicy.
- Wieloletni problem z ruderą przy zawierciańskim Placu Dąbrowskiego miał dla Urzędu Miejskiego przede wszystkim wymiar związany z zapewnieniem bezpieczeństwa osób poruszających się w pobliżu tej kamiennicy. Nie bez znaczenia była także kwestia estetyki tego obszaru Zawiercia. Niszczejąca kamienica nienajlepiej prezentowała się w oczach mieszkańców, ale również osób przejeżdżających przez Zawiercie. Warto przy tym podkreślić, że miasto nie jest i nie było właścicielem działki, a tym bardziej samego budynku. Ta nieruchomość miała w sumie ośmiu różnych właścicieli, a nie wszyscy z nich mieszkają w naszym kraju. Waląca się kamienica zaczęła także w pewnym momencie poważnie zagrażać bezpieczeństwu. Dlatego zdecydowano w Urzędzie Miejskim o ogrodzeniu tej nieruchomości. Płot ustawiliśmy na terenie należącym do miasta. To było jednak prowizoryczne rozwiązanie – tłumaczy Łukasz Czop rzecznik prasowy zawierciańskiego magistratu.
Władze miasta znalazły w końcu rozwiązanie, dzięki któremu ruina została zburzona. Znalazł się inwestor. Chodzi o zawierciańskie przedsiębiorstwo „BUD-MAX”, które odkupiło nieruchomość od jej właścicieli.
- Teraz firma wyburza ruinę i usuwa stamtąd gruz. Co ciekawe, inwestor w rozmowie z prezydentem miasta Ryszardem Machem wyraził wstępny zamysł, by wybudować tam nowy budynek, w którym powstanie kilkanaście mieszkań - dodaje rzecznik.
CO CZUJĄ MIESZKAŃCY?
Mieczysław Fryndt mieszkający przy ulicy Ciasnej od lat z okna miał bardzo nieciekawy widok. Teraz nie kryje swojego zadowolenia. Do tej pory jego życie polegało na pisaniu pism do Urzędu Miejskiego w Zawierciu, Straży Miejskiej i PINB. Wszystkie dotyczyły pożydowskiej kamienicy.
- Od trzech lat połowa ulicy Ciasnej jest ogrodzona i wyłączona z ruchu. Spadające części muru i tynki stwarzają potencjalne zagrożenie, a śmieci, brud i gruz wokół tego budynku przynoszą wstyd mieszkańcom Zawiercia- pisali do władz miasta dwa lata temu okoliczni mieszkańcy.
Ten koszmar się nareszcie skończył, dlaczego trwał tak długo?
- 10 lat walczyliśmy, aby ta kamienica zniknęła. Nadal mam wszystkie pisma, pierwsze złożyliśmy do władz miasta w 2003 roku. Nieraz w nocy baliśmy się, słysząc jak odpadają stropy rudery. Żyliśmy w strachu. Teraz mamy nadzieję, że spokój powróci – mówi Mieczysław Frynt, który obserwował z okna prace rozbiórkowe.
Monika Polak-Pałęga
Napisz komentarz
Komentarze