(Zawiercie) Negocjacje ostatniej szansy w CMC Poland, które odbyły się w środę 23 kwietnia, nie przyniosły upragnionych rezultatów. Ostatnie dwie tury rozmów ze związkowcami, zamiast prezesa Jerzego Kozicza kontynuował dyrektor operacyjny Wojciech Więcławik. W okresie, gdy przedstawiciele związków zawodowych toczyli batalię przeciwko planowanym zwolnieniom, na zewnątrz pikietowali zdesperowani pracownicy. Wyjące syreny co pewien czas przerywał huk petard i okrzyki „Złodzieje! Złodzieje!”. Mimo kilkudniowych negocjacji nie udało się dojść do porozumienia. Dziś (26 kwietnia) związki zawodowe mają przekazać załodze jaka jest decyzja pracodawcy i ile ostatecznie osób ma zostać zwolnionych.
- 4 kwietnia prezes Kozicz wręczył nam informację o planowanych zwolnieniach 300 osób i wyjechał do USA. Wrócił dopiero 15 kwietnia. To zabrało nam 10 bardzo cennych dni, które mogliśmy wykorzystać na negocjacje. Po poniedziałkowym spotkaniu znów wyjechał i dalsze rozmowy prowadzone były z dyrektorem operacyjnym – powiedział nam jeszcze we wtorek Marek Kijas, Przewodniczący Międzyzakładowego Samorządnego Niezależnego Związku Zawodowego Pracowników CMC Zawiercie S.A. i Spółek.
Kiedy jeszcze trwały negocjacje załoga nie ukrywała, że poczuła się lekceważona takim traktowaniem przez prezesa.
- Ludzie, to nic nie da, przecież prezesa nawet tu nie ma. Poleciał sobie do Ameryki – mówili podczas pikiety załamani hutnicy.
- Mamy nadzieje, że jego w tych Stanach odwołają – stwierdzali z przekąsem inni.
ARGUMENTY BEZ ARGUMENTACJI
Prezes decyzję o zwolnieniach w CMC w Zawierciu, Dąbrowie Górniczej, Żyrardowie i Małej Rudnej argumentował spowolnieniem gospodarczym, mniejszą liczbą inwestycji, wysokimi kosztami energii, mniejszym obłożeniem zamówieniami.
- Opisane powyżej zjawiska są szczególnie widoczne w zakresie zapotrzebowania na niektóre wyroby hutnicze, jak i na opłacalność ich produkcji. Mając powyższe na uwadze pracodawca zmuszony jest zrezygnować z dalszej produkcji niektórych wyrobów i zamknąć nierentowne linie produkcyjne (walcownia walcówki) i zakład przetwórczy w Rudnej Małej, a w pozostałym zakresie dostosować wielkość produkcji do przewidywanego ograniczonego popytu w następnych miesiącach i latach – wyjaśnił prezes Kozicz w piśmie informującym o planowanych zwolnieniach.
Takie argumenty nie przekonują jednak ani związków zawodowych ani załogi.
- Zapowiedziane zwolnienia grupowe w CMC Zawiercie to niestety nic innego jak próba maksymalizacji wyników finansowych spółki kosztem hutników, których pod pretekstem kryzysu i walki z nieuczciwą konkurencją planuje się pozbawić stabilnej, bezpiecznej pracy. Niczym innym, jak stawianiem zysku przed człowiekiem, bo jest to mechaniczna redukcja miejsc pracy, bez oglądania się na normy obsadowe konieczne do sprawnej, a przede wszystkim bezpiecznej pracy linii technologicznej. Widać to było doskonale podczas kolejnych tur rozmów związków zawodowych z dyrekcją CMC, gdzie celem - zgodnie z przepisami ustawy - powinna być możliwość uniknięcia lub zmniejszenia ilości zwalnianych pracowników. Tymczasem dyrekcja CMC, nie dość że nie przedstawiła przekonywującego uzasadnienia ekonomicznego dla takiej skali zwolnień, to koncentrowała się wyłącznie na formach zmniejszenia ilości załogi – stwierdza Małgorzata Benc, szefowa zawierciańskiego Biura Terenowego Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność.
Sami pracownicy także sądzą, że ekonomia to wymówka. Od rana do wieczora przez CMC przewijają się przecież setki samochodów. Jedni przywożą złom, inni wyjeżdżają wyładowani po brzegi. Długie kolejki przy CMC często blokują ruch na drogach.
- Nie ma ekonomicznych powodów do zwolnień, ale pomimo tego zarząd chce zwalniać i chce żeby weszły na Hutę spółki zewnętrzne, które będą pracowały tak samo jak my, ale za połowę stawki. Po 35 lub 37 latach pracy nie mamy dokąd odejść. Co mamy zrobić? Kto mnie zatrudni w wieku 57 lat? Nawet za sprzątacza mnie nie wezmą - mówi wyraźnie zdenerwowany pan Andrzej.
- Wszystko to, co zrobiono w ubiegłym roku, było przygotowywane pod to, co dziś ma miejsce. Zabrano nam układ zbiorowy, który gwarantował 5- miesięczny okres wypowiedzenia i większe odprawy. Od roku działali w ten sposób, żeby teraz nas zwolnić bez większego trudu. Jeśli dostaniemy teraz wypowiedzenia, nic nam się nie będzie należało – skarżą się pracownicy walcowni.
- Ja zaczęłam pracę nie mając nawet 18 lat. Pracuję w warunkach szkodliwych. Jeśli mnie zwolnią, zostanę bez niczego – dodaje ze smutkiem pani Bożena.
- Wynagrodzenia w kosztach działalności hutniczej stanowią raptem kilka procent, a oszczędności po zwolnieniu nawet 300 pracowników byłyby promilowe. Znacznie większe kwoty przyniosłaby zapewne poprawa organizacji pracy, czy też procesów technologicznych, nie mówiąc już o zmniejszeniu zużycia energii, stanowiącej największą pozycję kosztową. Nad oszczędnościami w tych obszarach dyrekcja CMC jednak tylko interesująco milczała, najwyraźniej zapominając, że obecnie w zakładzie na 1,8 tys. pracowników (Huty i spółek) jest 32 prezesów i dyrektorów, a gdy Huta zatrudniała ponad 7 tys. osób to wystarczało ich od pięciu do siedmiu. Jednocześnie, co znamienne, nikt nie potrafił przedstawić analizy, które konkretnie stanowiska mają zostać zredukowane. Warto również zwrócić uwagę, że niemal dokładnie rok temu pod groźbą zwolnień grupowych (wówczas miały one objąć 350 osób) prezes Kozicz wypowiedział układ zbiorowy, pozbawiając m.in. hutników dodatkowych odpraw emerytalnych. Obecnie zamierza zwolnić praktycznie tyle samo osób, tylko zapłacić im mniej – mówi wprost Małgorzata Benc.
CO Z PRIORYTETAMI CMC?
Już kiedyś na łamach Kuriera Zawierciańskiego cytowaliśmy motto Joseph’a Alvarado, prezesa i dyrektora generalnego CMC, że: „Commercial Metals Company nadaje bezpieczeństwu i dobremu samopoczuciu pracowników CMC najwyższy priorytet”.
- Mnie brakuje tylko pół roku do 40 lat pracy. Jeżeli teraz dostanę wypowiedzenie, to nie wiem co zrobię. Na dodatek moją żonę zwolniono niedawno z pracy w szpitalu. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji – zamartwia się pan Leszek.
- Oficjalnie taki terror trwa od roku, ale kiedy wcześniej związki szły prosić o podwyżkę, zawsze słyszały, że jest za dużo ludzi i że będzie prezes zwalniał. Ciągle słyszeliśmy: zwolnię cię, zwolnię cię… - żali się załoga.
Jak miecz nad 200 pracownikami CMC Poland wisi teraz widmo bezrobocia, a to sięga w powiecie zawierciańskim już prawie 20%. Wypowiedzenia mają zostać wręczone do końca maja. Potem będzie już tylko odliczanie dni do końca pracy. W obecnej chwili najbardziej boi się nocna zmiana. Mają oni bowiem w pamięci sposób, w jaki kilka lat temu informowano o zwolnieniach.
- Pracowaliśmy na noc. O godzinie 5.30 był telefon, pracownicy wzywani byli do biura i otrzymywali wypowiedzenia. Teraz też pracujemy na noc i zawsze boimy się, żeby ktoś przypadkiem po nas nie zadzwonił. Od 4 do 31 maja mają wręczać wypowiedzenia. Prawdopodobnie nie zamkną tej walcówki na sezon letni, bo mają cały czas zamówienia. Na zimę będziemy im zbędni, niepotrzebni – stwierdzają hutnicy.
PRACOWNICY NA SPRZEDAŻ
Początkowo prezes zapowiadał zwolnienie 300 osób. Ostatnia liczba zwolnień, jaka padła w czasie negocjacji to 230. 22 osoby zdecydowały, że odejdą dobrowolnie.
- Przymusowo zwolnionych ma zostać nie 300, a 230 osób, ale kolejne ponad pół setki, (m.in. z Rudnej Małej) ma zostać przekazanych do firm zewnętrznych, czyli również przymusowo rozstać się z hutą. Słowem, dyrekcja nie chciała ograniczyć całkowitej ilości zwalnianych pracowników, a jedynie zmienić ich strukturę – dodaje szefowa zawierciańskiej Solidarności.
Jeszcze niedawno, gdy trzeba było walczyć o eliminację nieuczciwej konkurencji na rynku stali, pracodawca i związkowcy mówili jednym głosem. Kiedy wreszcie wspólny głos został usłyszany, zarząd zapomniał o solidarnych sprzymierzeńcach. Mimo próśb związków pracodawca nie zgodził się na wydłużenie czasu negocjacji powyżej 20 dni ustawowego minimum. W czasie trudnych, wielogodzinnych rozmów władze huty twardo stały przy swoich postanowieniach, w wyniku czego nie udało się zawrzeć porozumienia ze związkami. Zarządowi huty przyniesie to pewnie bilansowe oszczędności, rodzinom wielu hutników biedę.
Justyna Banach
Napisz komentarz
Komentarze