(Koziegłowy) Przy DK1 jest stacja paliw KALI, obok Karczma Czardasz jako znany punkt w pobliżu. To co spotkało na stacji naszego Czytelnika z Myszkowa naprawdę warte jest opisania. Dla ostrzeżenia innych kierowców. Na stacji Kali przy ul. Częstochowskiej 68 w Koziegłowach to chyba naprawdę nie warto tankować paliwa. Może to być i nieprzyjemne i potencjalnie niebezpieczne.
Był 9 lutego, gdy nasz czytelnik pan Krzysztof zatrzymał się na stacji w Koziegłowach, żeby zatankować paliwo. Włożył pistolet do baku, paliwo zaczęło się lać. Nagle wąż strzelił, paliwo zaczęło bryzgać po samochodzie, po kierowcy, wszystkim wokół. Jak mówi pan Krzysztof, niewiele paliwa zdążył wlać do baku: -Żeby ten wąż przestał chlastać paliwem, musiałem go jeszcze odłożyć na dystrybutor, więc jeszcze bardziej mnie oblało. Paliwo uzupełniłem z innego dystrybutora. Od obsługi stacji nawet słowa „przepraszam” nie usłyszałem. I jeszcze zapłaciłem za paliwo zatankowane i za to rozlane również. Od obsługi stacji usłyszałem, że ile wskazał dystrybutor, tyle muszę zapłacić. Uznałem, że to jakiś absurd, bo dystrybutor zaczął sikać paliwem chwilę po tym, jak go uruchomiłem. Może z litr wlałem, dystrybutor pokazał 17 zł, gdy już udało mi się pistolet odłożyć i paliwo przestało mnie oblewać.
Stacja w Koziegłowach należy do firmy Kali sp. z o.o. z Wręczycy Wielkiej. Wysyłamy na adres [email protected] pytania:
1. Czy takie są standardy obsługi na Państwa stacji? Jeżeli tak, będziemy ją Czytelnikom zdecydowanie odradzać.
2. Czy firma nie poczuwa się do zrekompensowania klientowi kosztów naprawy/wymiany odzieży? Przeprosin?
3. Dlaczego klient został zobowiązany do zapłaty za paliwo rozlane nie z jego winy, tylko z powodu złego stanu technicznego dystrybutora paliw?
Po chwili nasz system poczty elektronicznej dostaje informację, że taki adres e-mail nie istnieje. Dzwonimy więc na stację, odbiera kobieta, przedstawiamy się jako Gazeta Myszkowska, że chcemy rozmawiać o incydencje z 9. lutego: -Wasz klient został oblany paliwem z pękniętego węża, jeszcze musiał za rozlane paliwo zapłacić. Kobieta przekazała słuchawkę jakiemuś mężczyźnie, ale ten milczał. Dzwonimy więc raz jeszcze: -Szef nie podejdzie, ale z tego co wiem, nie bardzo się przejął tą sprawą - mówi kobieta.
GM: -Bardzo dziwne traktowanie klientów. Zniszczona odzież, paliwo rozlane i klient jeszcze za rozlane paliwo zapłacił. Jak się nazywa wasz szef?
-Stefan Ligenza. Jest teraz, ale raczej nie podejdzie -słyszymy w słuchawce.
Sprawdzamy, Stefan Ligenza jest wg KRS prezesem i właścicielem spółki Kali z Wręczycy Wielkiej, która jest właścicielem stacji paliw w Koziegłowach. Wygląda na to, że firma nie zajmie stanowiska w prawie incydentu z oblaniem klienta paliwem. Gazeta Myszkowska zdecydowała się jeszcze zawiadomić Państwową Straż Pożarną w Myszkowie. Nie doszło na szczęście do pożaru, czy wybuchu paliwa, ale skoro właściciele stacji „nie bardzo się tym przejęli”- jak mówiła pracownica stacji, to może straż powinna kontrolnie przyjrzeć się bezpieczeństwu ppoż na tej stacji? Z naszej strony pozostaje jeszcze wyrazić opinię, że chyba stację Kali w Koziegłowach to lepiej „unikać jak ognia”. Podobne opinie mieli klienci, którzy komentowali w google obsługę na tej stacji, zwłaszcza „brudne, płatne toalety, bez papieru”. (JotM)
Napisz komentarz
Komentarze