Zarząd Śląskiego Związku Gmin i Powiatów już w marcu apelował do rządu o przesunięcie terminu wyborów zaplanowanych na okres szalejącej epidemii: -jak przygotować wybory prezydenckie w bezpośrednim kontakcie nie tylko z wyborcami, ale też z członkami komisji i pełnomocnikami komitetów wyborczych?- pytał, zdając sobie także sprawę, że z wyborami wiąże się nie tylko kampania i dzień głosowania, ale też poprzedzające je przygotowania, które trwają kilka tygodni. Samorządy były tego samego zdania: -Działając w sposób odpowiedzialny oceniam, że w obecnej sytuacji przygotowanie organizacyjne i logistyczne wyborów we wskazanym terminie nie jest możliwe- mówiła wójt Gminy Poraj Katarzyna Kaźmierczak. Podobną wypowiedź usłyszeliśmy z ust burmistrz Ogrodzieńca Anny Pilarczyk: „-Dla mnie najważniejsze jest życie i zdrowie mieszkańców gminy. Moim zdaniem tych wyborów ostatecznie nie będzie. Nie wiem nawet czy zbiorą się komisje wyborcze.”
Tymczasem rząd na to nie zważa proceduje coraz to nowe wytyczne legislacyjne mające na celu przeprowadzenie majowych wyborów prezydenckich. Ustawa została więc uchwalona 6 kwietnia br. i trafiła do zatwierdzenia przez Senat, (na co ten miał ustawowe 30 dni). W międzyczasie rząd przyspieszył procedury wyborcze wyłączając konstytucyjnego organizatora wyborów (Państwową Komisję Wyborczą [PKW]) na rzecz Poczty Polskiej.
W dobie skomplikowanych procedur administracyjnych zafundowanych Polakom w najdrobniejszej sprawie, rząd łamiąc zapisy Konstytucji i innych ustawowych aktów prawnych (w tym RODO), upoważnił spółkę Poczta Polska do przejęcia poufnych danych Polaków, w celu przeprowadzenia przez nią wyborów 10 maja br. Musiało to nastąpić nocą, ponieważ właśnie o tej porze (z 23/24 kwietnia br.) spółka Poczta Polska rozesłała na email prezydentów, burmistrzów i wójtów, anonimowy sms z żądaniem przekazania danych osobowych mieszkańców oraz urn wyborczych, powołując się na rozporządzenie premiera RP. Dlaczego anonimowo? Bo pod wspomnianym sms-em nikt z władz poczty się nie podpisał, a samo żądanie stało w sprzeczności z oświadczeniem Państwowej Komisji Wyborczej [PKW]: „Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych („RODO”) oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że administratorem Pani/Pana danych osobowych jest Krajowe Biuro Wyborcze z siedzibą w Warszawie, przy ul. Wiejskiej 10, 00-902 Warszawa”.
Gdy pierwszy emaile nie odniósł spodziewanych skutków, drugi został podpisany przez zarząd spółki Poczta Polska, co nadal nie odniosło spodziewanego skutku ponieważ rząd napotkał na kolejny opór samorządów, które gremialnie odmówiły udostępnienia poczcie spisu swoich wyborców. W powiatach myszkowskim i zawierciańskim w tej sprawie zapanowała niemal jednomyślność.
Nie zrażony samorządowym ostracyzmem minister Aktywów Państwowych Jacek Sasin, 24 kwietnia br. zlecił prywatnej firmie z Wieliczki druk 30 milionów kart wyborczych, mając pewność, że ustawę przepchnie się w Sejmie zamykając usta opozycji. Podczas gdy karty wyborcze były w druku, na 16 dni przed zapowiedzianymi wyborami nikt nie wiedział jak będzie przebiegała procedura liczenia głosów, przez kogo i gdzie. Kto będzie miał dostęp do kart wyborczych i kto będzie wybory nadzorował. Mało tego, na kilkanaście dni przed wyborami nie było nawet komisji wyborczych! Mimo to rząd parł do wyborów i pewnie by się nie zatrzymał, gdyby nie nieoczekiwany rozłam na prawicy, której jedność w głosowaniu gwarantowała zatwierdzenie odrzuconej ustawy przez Senat. Na drodze stanął bowiem Jarosław Gowin, który postanowił zatrzymać szaleństwo PiS, nie godząc się na to, by tak ważne dla Polaków wybory odbyły się w sposób niedemokratyczny i w okresie największego zagrożenia epidemiologicznego, twierdząc uparcie, że w maju wybory nie mogą się odbyć.
I tak ustawa odrzucona przez Senat trafiła z powrotem do Sejmu, gdzie miała zostać odrzucona przez część posłów partii Jarosława Gowina, co przekreślało jej uchwalenie. Postawiony pod ścianą prezes J. Kaczyński szybko zawarł kompromis z J. Gowinem, wg którego wybory prezydenckie zostały przełożone i miały przebiegać w systemie mieszanym, przywracając konstytucyjną rolę PKW: -Porozumienie podpisane z prezesem Kaczyńskim mówi o nowych wyborach, a nie o ich przesunięciu (...) intencją umowy było zaprezentowanie całej klasie politycznej - po dziesiątkach rozmów z prawnikami - takiego rozwiązania, które będzie najbardziej zgodne z duchem konstytucji.- mówił J. Gowin.
Burzę w mediach wywołały kolejne słowa: -Jeżeli równocześnie rząd konsekwentnie odmawia wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, to w takim razie, wraz z prezesem Kaczyńskim zaproponowaliśmy pewną drogę, przewidującą - słusznie lub niesłusznie, zobaczymy - że Sąd Najwyższy uzna te wybory za nieważne i to otworzy drogę dla Marszałek Sejmu do ogłoszenia terminu nowych wyborów -co zinterpretowano jako wytyczne dla SN. Niestety tu rząd również napotkał opór, co zmusiło PiS do porzucenia pomysłu przeprowadzenia wyborów w tak skandalicznych okolicznościach prawnych i epidemiologicznych oraz organizacyjnych. Przypominamy, że na kilka dni przed wyborami nie działały komisje wyborcze (z udziału w których masowo rezygnowali kandydaci), nigdzie nie było też zapowiadanych skrzynek pocztowych stanowiących niejako urny wyborcze. Jednym słowem wybory były 10 maja, ale nikt nie mógł głosować.
Jedno, co było pewne, to to, że karty do głosowania zostały wydrukowane, i wg rządzących będą wykorzystane... jeżeli nie zgłosi się nowy kandydat na prezydenta. Ale z chwilą gdy Małgorzata Kidawa-Błońska zrezygnowała z kandydowania, a w jej miejsce Koalicja Obywatelska zgłosiła Rafała Trzaskowskiego, 30 milionów kart wyborczych czeka niszczarka. Nikt do zlecenia ich druku nie chce się przyznać, sam minister Sasin twierdzi, że polecenie wydał Premier RP, a pytanie o koszt ich druku zbył stwierdzeniem: „wiem, ale nie mogę powiedzieć”. Zawiadomienie do prokuratury złożył już jeden z kandydatów na prezydenta wskazując na niegospodarność urzędników państwowych, (ministrów, może samego premiera?) którzy zlecili czynności wyborcze, jak drukowanie kart wyborczych, nie mając do tego podstaw prawnych.
By można było uznać wybory prezydenckie z 10 maja br. za niebyłe, nieważne, czy niemożliwe do przeprowadzenia, PKW pospieszyła z uchwałą: „Stwierdza się, że w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych na dzień 10 maja 2020 r. brak było możliwości głosowania na kandydatów”. To otworzyło drogę do wznowienia procedur ustawowych w celu ustalenia kolejnego terminu wyborów prezydenckich. Tym sposobem PKW umożliwiła wniesienie nowego projektu ustawy pod obrady Sejmu.
Po wznowieniu procedowania opozycję zaskoczono zapisami nowej ustawy:
► dającymi rządowi kompetencje do wskazywania regionów, na których głosowanie korespondencyjne będzie obowiązkowe: „minister zdrowia może, po zasięgnięciu opinii PKW, zarządzić głosowanie korespondencyjne na terenie co najmniej jednej gminy lub jej części uwzględniając sytuację epidemiczną na tym terenie. Rozporządzenie w tej sprawie musi być wydane nie później niż 7 dni przed dniem wyborów.”,
► dot. kompetencji PKW, z których groźniejszy jest ten uchylający rolę tego organu,
► upoważniającymi marszałek Sejmu do przesuwania terminów wyborczych wg uznania (np. czasu na zbieranie podpisów poparcia)
► niszczenia kart do głosowania zaraz po policzeniu głosów nie dając możliwości podważenia lub weryfikacji wyników wyborów.
To tylko niektóre przykłady jak skandaliczne są zapisy tego „lepszego” projektu ustawy, jak wiele w niej wykluczających się nawzajem artykułów, w którym brak wskazania kto będzie decydował o autentyczności karty do głosowania i poprawności oddanego głosu. Ustawy, która daje PKW kompetencje jednocześnie je odbierając, nie dającej odpowiedzi na pytanie, który pośród przeczących sobie artykułów będzie prawnie wiążący, czy wreszcie kto będzie o tym decydował licząc nasze głosy?Mimo to projekt ustawy został przyjęty przez Sejm 12 maja br. i trafił do zaopiniowania przez Senat. Należy się spodziewać, że kolejny raz Senat ustawę odrzuci, ponieważ PiS nie przyjął żadnej ze zgłaszanych przez opozycję poprawek: -To, co zaprezentowaliście, to znowu cykl 24-godzinny uchwalania dziurawych przepisów, uchwalenia ich wbrew deklaracjom, że zrobimy coś wspólnie. Odrzuciliście wszystkie poprawki, które miały gwarantować choćby cień rzetelności przepisów, które zaprezentowaliście- grzmiał w Sejmie Przewodniczący PO Borys Budka. I nie należy mu się dziwić, bo to co przedstawił PiS urąga nie tylko powadze Państwa, ale i kompetencjom twórców tego projektu ustawy.
Całe szczęście, że oszczędzono nam zapoznania się z tym dokumentem, bo odczulibyśmy dotkliwie, jak bardzo rządzący się z nami nie liczą.
Napisz komentarz
Komentarze