Jeffrey’a poznajemy, gdyż wokół jego pracy przy odnawianiu kirkutu w Będzinie narasta spór. Władze Starostwa Będzińskiego wyznaczyły do dbania o żydowski cmentarz konkretne organizacje, ale te delikatnie mówiąc nie wywiązują się z tej roli należycie. Jeffrey uważa, że pracy przy żydowskich cmentarzach, wielu bardzo zaniedbanych, jest tyle, że starczy jej dla wszystkich chętnych i dalej „robi swoje”. Ale konflikt narasta. Jeffrey K. Cymbler, Żyd z Nowego Jorku, który za własne pieniądze sprząta i odnawia cmentarz, jest oskarżany o bezprawne wykonywanie tych prac. Sprawa ma duże szanse skończyć się w sądzie, gdyż Jeffrey nie zamierza odpuścić. Jego zdaniem groby nie są własnością ani miasta, ani starostwa, tylko rodzin. Nawet jeżeli zdecydowaną większość z nich pochłonął Holocaust.
Podczas obecnego pobytu odkrył na żydowskim cmentarzu w Będzinie ukrytą pod warstwą ziemi macewę z pozostałościami niebieskiej farby i złotej polichromii. To rzadkie znalezisko. Niewiele jest macew potwierdzających stosowanie zdobień na żydowskich cmentarzach.
Żydowskie cmentarze w Polsce przez dziesiątki lat niszczały. Porastały je krzaki i drzewa. Nieliczne jak kirkut w Żarkach znalazły polskich opiekunów już dziesiątki lat temu. Choć sytuacja się poprawia, pod upadku PRL większą troskę o historię i Żydów wyrażają gminy, zobowiązane do opieki nad cmentarzami, ogólnie mówiąc, ze stanem cmentarzy żydowskich w naszej okolicy nie jest dobrze. Bez lokalnych działaczy zarastają i popadają z zapomnienie.
W okresie Święta Zmarłych oprócz grobów swoich bliskich coraz częściej pamiętamy, aby zapalić znicz na nagrobku opuszczonym. Stawiane są też symboliczne znicze ofiarom wojny w Ukrainie. Odwiedzane są też cmentarze żydowskie, o co proszą potomkowie nielicznych ocalałych z Zagłady.
CZY UDA SIĘ ZADBAĆ O KIRKUT W ZAWIERCIU?
Jeffrey Cymbler Cmentarz Żydowski w Zawierciu (ul. Daszyńskiego; drugi jest w Kromołowie) odwiedził dzień przez Świętem Zmarłych. Tak opisał to na FB:
„Dziś cmentarz jest w fatalnym stanie. Jest to gęsty las, samosiejki mają 6 stóp wysokości (ok. 1,8m). Dodatkowo znów pojawiły się krzewy z ostrymi cierniami. Liście bluszczu, liście rozkładające się latami pokrywają ziemię. Dzięki pomocy mojego przyjaciela Marcina Bergera, opiekuna cmentarza udało mi się odnaleźć i odwiedzić groby moich przodków.
Pojedynczy grób, obok którego stoję, to grób mojego praprapradziadka, Yitzhaka (Izaaka), syna Majera TENENBAUM (kohen), który zmarł 107 lat temu w Zawierciu, 14 czerwca 1915 r. (2 Tammuz). Urodził się w 1841 roku. Mój ojciec dostał imię po nim.
Dwa groby, przy których stoję, to groby mojego praprapra wujka i jego żony na cmentarzu w Zawierciu. Klonomus Kalman Cymbler, syn Yehudy Yaakowa Cymbler (1844-1927) i jego żony Beili Sura Miodownik Cymbler.
Mój praprapradziadek prawdopodobnie miał na imię Lewek (Levek) lub Leijbus Kopel (Leibus Kopel). Z kamienia Klonomusa Kalmana dowiedziałem się, że hebrajskie imię mojego praprapradziadka było Yehuda Yaakov (Judah Jakub).
W Polsce słowo „Leib” oznaczające lwa w jidysz może brzmieć „Lejbuś” lub „Lewek”. Po hebrajsku Yehuda. Nazwa „Kopel” to jidysz odpowiednik dla Yaakowa lub Jakuba.
Żydowskie „Święto Zmarłych”?
Czy 1 listopada można zapalić znicz na grobie Żyda? Skąd wziął się zwyczaj układania kamyków na żydowskich grobach?
W tradycji żydowskiej nie ma odpowiednika katolickiego Dnia Wszystkich Świętych. Modlitwę za zmarłych - Jizkora (dosłownie: „pamiętaj”), recytuje się w synagodze cztery razy w roku: w Jom Kippur, ostatni dzień Sukkoth, a także w Pascha i Shavout. Yahrzeit (jorcait) - dzień rocznicy śmierci, poświęcony jest pamięci rocznicy śmierci dziecka, siostry lub brata, rodzica lub małżonka. Zwyczajem jest palić świeczkę lub lampę (Ner Neshama) przez 24 godziny w domu i uczestniczyć w nabożeństwach w synagodze, w której recytuje się Kadysz. Niektórzy przestrzegają postu w tym dniu. Dla upamiętnienia zmarłych, na cele charytatywne przekazywane są datki.
Nie ma nic niewłaściwego w zapalaniu świec na grobach i innych miejscach pamięci Żydów (przez osoby nieżydowskie), zgodnie ze zwyczajami panującymi w kraju, w którym znajdują się te groby.
Zgodnie z żydowskim prawem religijnym oznaczenie czyjegoś miejsca pochówku nagrobkiem uznaje się za spełnienie micwy (przykazania). A dokładniej: za kontynuowanie micwy „hesed shel emet” lub prawdziwej miłości i micwy oznaczania grobu.
Judaizm uważa tę formę dobra, którą kierujemy w stronę zmarłych, za najwyższą formę dobra, ponieważ nie ma nawet najmniejszych możliwości, aby ten, komu je okazujemy, mógł nam się za to odwdzięczyć. Czyli jest to całkowicie bezinteresowne dobro.
Takie traktowanie zmarłych jest powodem popularnego zwyczaju układania kamyków na grobie przez Żydów odwiedzających cmentarze.
Po pogrzebie (nawet jeśli to było wiele lat temu) gdy nie mogliśmy w nim uczestniczyć, nawet gdy nagrobek był dawno położony, a macewa już dawno postawiona na grobie, nadal możemy dodać nasz mały kamyczek do istniejącego dużego kamienia. „Oznakowanie” grobu to przejaw dobra wobec zmarłych.
W tradycji żydowskiej nie jest zwyczajem składanie kwiatów na grobach, choć czasem można zaobserwować ich obecność na cmentarzach żydowskich, prawdopodobnie pod wpływem zwyczajów przejętych od chrześcijan.” Drobne skróty pochodzą od redakcji.
HISTORIA ZAGŁADY, HISTORIA OCALENIA
Z Jeffrey Cymbler spotykamy się w okresie Wszystkich Świętych, w czasie który jak żaden inny nadaje się do wspominania historii rodzin. Losy zagłady i przetrwania polskich Żydów, każdej praktycznie rodziny żydowskiej, która żyła w Polsce to osobna fascynująca historia. Z Zagłady przetrwał tylko ojciec Jeffrey’a i jego wujek.
-Rodzice mieszkali w Zawierciu przy Górnośląskiej 11. Dziadek Dawid Lajb Tetenbaum miał 5 dzieci, 3 córki i dwóch synów. Mój ojciec Icek był najmłodszy, urodził się w 1927 roku. Tylko on i mój wujek Haim Hajer-Cymbler przetrwali Zagładę. W roku 1938 zmarła moja babcia, a w 1939 Sara Goldbert-Gickeman, jedna z sióstr ojca. Nie ma ich nagrobków. W czasie wojny w Zawierciu 1000 Żydów pracowało w fabryce mundurów dla Luftwaffe. Szefem fabryki był Willie Garbrecht, z Luftwaffe Kommando. Pomagał Żydom, chronił przed wywózką do Auschwitz. Ocalił 500 Żydów tłumacząc, że są potrzebni w fabryce. W swoim domu trzymał Żydów, mieszkali z nim, np. kolega mojego ojca, krawiec Bencjan Brockman. Mój wujek był tam inspektorem od pożarnictwa.
Gdy w Zawierciu powstało getto, wokół ulicy Marszałkowskiej, rodzina ojca trafiła do domu, który istnieje do dzisiaj. Na lewo od synagogi, mieszkanie na drugim piętrze. Odwiedziłem je niedawno. Poznałem panią, która tam teraz mieszka. W X 1943r. przyszedł rozkaz likwidacji getta w Zawierciu. Ojciec i wujek trafili do Auschwitz, ojciec miał nr 157615, a wujek 157616. Ojciec nie trafił od razu do komory gazowej tylko dlatego, że powiedział, że jest starszy niż w rzeczywistości. Po powstaniu w getcie warszawskim (początek 19-04-1943) większość Żydów z getta wywieziono do Treblinki, a około 1000 zdrowych Żydów z obozów trafiło na Gęsiówkę, jak mówiło się o Arbeitslager (obóz pracy) na ulicy Gęsiej, w Warszawie. Dzisiaj Anielewicza. Ojciec i wujek tak trafili do Warszawy pociągiem z Auschwitz 27.11.1943r, po 30 dniach pobytu w Auschwitz. Na Gęsiówkę trafiło sporo Żydów z Grecji, Węgier i innych krajów. Niemcom chodziło o to, żeby nie znali polskiego, żeby nie mogli się komunikować. W tym obozie mój ojciec i wujek przebywali od 27.11.1943 do lipca 1944 kiedy zbliżała się już Armia Czerwona. Przetrwali, bo mieli za co kupować jedzenie. Ojciec opowiadał, że innej zmarłej Żydówki wzięli sweter. Żeby się ogrzać. A w nim, jak się okazało, ukryta była biżuteria, w tym diamenty. Wujek był jubilerem, więc je poznał. Wymieniali je z Niemcami za jedzenie. Później, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie 326 Żydów z „Gęsiówki” uwolnił Batalion AK „Zośka”.
Gdy Niemcy zaczęli likwidację KL Warschau jak opowiadał tata, powiedzieli więźniom, że będą wywożeni ciężarówkami lub pieszo. Co wybieracie? Pytali. Ci,którzy wybrali ciężarówki, zostali na miejscu rozstrzelani. Ojciec i wuj ruszyli pieszo do Kutna. Szli przez Żelazową Wolę, Sochaczew. Po drodze wielu ginęło z wycięczenia. Po drodze była rzeka. Ludzie rzucili się pić z niej wodę. Tych Niemcy natychmiast rozstrzelali. Ojciec i wujek nie poszli, kolejny raz przetrwali. Tak ostatecznie 5 sierpnia 1944 dotarli do Dachau, ojciec do Wandlager 5. Pierwszy raz zostali rozdzieleni. To był tajny obóz przy podziemnej fabryce samolotów Messerschmitt’a. W kwietniu 1945 ojciec trafił w góry Tyrolu. Po wyzwoleniu przez armię USA Żydów, którzy nie mieli dokąd wracać, Żydów „bez domu” zgromadzono w dawnym obozie szkoleniowym Hitlerjugend, tzw. D.P. Camp. Tam ojciec i wujek przebywali od maja 1945 do lipca 1945. Wtedy wyjechali od USA. Do Nowego Jorku. Wujek ożenił się tam z kobietą z Zawiercia. Przetrwała jeszcze kuzynka, która osobno trafiła do USA, do Baltimore.
Mój ojciec Icek miał 17 lat jak trafił do USA. Uczył się angielskiego i jubilerstwa. Wybuchała wojna w Korei. Ojca powołano do US Army, ale ostatecznie nie trafił do Korei, tylko z powrotem do Niemiec. Znał niemiecki w mowie i w piśmie, więc skierowano go do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Tam też jeden z lekarzy powiedział mu, że może usunąć więzienny numer z Auschwitz. Ojciec to zrobił, bo wtedy traktowano nr obozowy jako „tatuaż hańby”. Po powrocie do Ameryki, jako były żołnierz dostał obywatelstwo.
Swoją historię Jeffrey Cymbler opowiadał nam w redakcji przez 2 godziny, a i tak nie zdążyliśmy zadać wielu pytań. Jak sam mówi, historia ocalenia jego matki, Żydówki z Kresów, to odrębna, pasjonująca opowieść.
Umówiliśmy się na kolejne spotkanie. A pytań jest wiele. Ani słowem Jeffrey Cymbler nie wspomniał o tym, jak zginęła większość członków rodziny. O ile ich losy są mu znane.
-W Polsce jestem do 15 listopada -mówi Jeffrey.
Napisz komentarz
Komentarze