Oczywiście, jak pewnie większość zmotoryzowanych Polaków trzymających samochód „pod chmurką”, przeklinam ile tylko się da, na poranne rytuał skrobania szyb. Dam głowę, że bladym świtem słyszy mnie kilku sąsiadów. Zwłaszcza w tych pierwszych dniach przymrozków, kiedy to jeszcze nie mam w samochodzie odpowiednich gadżetów i skrobanie czynione jest kartą kredytową, a w przypadku braku portfela – paznokciem.
Emocje sięgają wtedy zenitu i – z żalem przyznaję – toczę sam z sobą rozmowę, raczej nieparlamentarną.
Po kilku minutach jazdy, kiedy już szron spod paznokci zniknie, a podgrzewany fotel wprawi mą cielesność w (choć chwilowy) stan względnego komfortu, nachodzi mnie refleksja: po co te nerwy? Przecież to oczywiste, że o tej porze roku skrobanie szyb nie jest niczym dziwnym. Tak jak te czerwone mikołaje, które wypełzają ze sklepowych magazynów na półki w takim zawrotnym tempie, jakby przez ostatnie miesiące czekały na sygnał do startu w blokach startowych, a dla tego, co znajdzie się na półce pierwszy, czekała jakaś extra nagroda. Tylko jaka? Ekspozycja na sklepowej witrynie?
I w końcu strofując sam siebie dochodzę do wniosku, że nie ma się co denerwować i zdrowia tracić na coś, co jest nieuchronnością. Po ten szron, i te mikołaje, podobnie jak podwyżki podatków, są nieuniknione. Zaskakują cyklicznością i (prawie) nigdy nie cieszą.
Pomiędzy spadającymi z drzew liśćmi, porannym szronem a mikołajami, spadła na nas informacja o planowanej podwyżce cen wywozu śmieci. I sam się zastanawiam: złościć się, czy przyjąć na klatę jako kolejny dowód na nieuchronność zdarzeń? I niby przyjmuję, ale z ciekawością patrzę, jak podwyżkę tłumaczą nasze zawierciańskie władze. Tłumaczenie to, skądinąd niemożliwe do wytłumaczenia, przypadło wiceprezydentowi Janikowskiemu. Wielkiego zaskoczenia tutaj nie ma, bo zgodnie ze starą zasadą klasycznego „pijaru”, dobre wiadomości przekazuje prezydent (w naszym wypadku Pani Prezydent), a te złe, społecznie trudne do akceptacji, biorą na siebie ludzie od czarnej roboty, czyli zastępcy prezydenta. Oni, jak wiadomo, nie muszą dbać o przychylność wyborców, bo ich stanowiska nie są obsadzane w drodze wyborów. I Janikowski tłumaczy: że wysokie koszty paliwa, że wzrosły koszty pracy, opłat, składowania i że w ogóle wszystko dookoła podrożało, więc logicznym jest, że i cena za wywóz śmieci wzrosnąć musi. I faktycznie, myślę sobie, to brzmi nawet logicznie. Nie zmienia to jednak faktu, że niesmak pozostanie. Bo jakkolwiek podwyżki opłat, podatków, czy innych danin nie byłyby zasadne, to nigdy, ale to NIGDY, nie zostaną przyjęte przez mieszkańców ze zrozumieniem. Pewnie trochę dla zasady, pewnie trochę dlatego, że w każdym z nas drzemie natura buntownika, która budzi się przy okazji miejskich podwyżek. Jest podwyżka opłat – jest społeczny opór. Ot, nieuchronność zdarzeń.
Podwyżki opłat za wywóz śmieci trzeba będzie przełknąć, podobnie jak kolejną emisję filmu „Kevin sam w domu” w Święta Bożego Narodzenia. I o ile film – choć oglądamy tysięczny raz – wciąż wzbudza mniejszy lub większy uśmiech, o perspektywa podwyżek wcale do śmiechu nie nastraja. Z drugiej jednak strony jeszcze mniej cieszyć będą góry śmieci zalegające na podwórkach, jeśli nie będzie miał ich kto wywieźć. Bo jak się produkuje śmieci, to jest oczywiste, że ktoś musi je wywieźć.
Nieuchronność zdarzeń.
Napisz komentarz
Komentarze