(Borowe Pole) Kiedy na łamach Kuriera Zawierciańskiego pojawił się artykuł dotyczący Przedszkola Niepublicznego Zgromadzenia Sióstr Felicjanek w Zawierciu mieszkańcy Borowego Pola zadzwonili do redakcji prosząc o spotkanie. Okazało się bowiem, że konflikt dotyczący przedszkola nie jest jedynym problemem, który podzielił mieszkańców na zwolenników księdza i sympatyków sióstr.
Kościół p.w. Św. Maksymiliana Marii Kolbego powstał na początku lat 80. Kilka lat później w domu parafialnym przy kościele powstało przedszkole i mieszkania dla sióstr zakonnych opiekujących się dziećmi. 1996 roku na prośbę pierwszego ks. proboszcza Jana Dudy do Zawiercia przyjechały Siostry Felicjanki, by otoczyć opieką najmłodszych parafian. Przez 15 lat nikomu nie przeszkadzał fakt, że przedszkole prowadzone jest przez siostry zakonne. Po odejściu proboszcza Jana Dudy na emeryturę sytuacja zaczęła się zmieniać.
- Ten konflikt nie trwa od 5 miesięcy, tylko już od 3,5 roku. Było dobrze do momentu, kiedy proboszczem był ksiądz Duda. Proboszcz Bogdan Kijak, który przyszedł na miejsce księdza Dudy, był niecałe dwa lata i musiał odejść. Ksiądz Kijak zaczął dociekać i chciał zmienić pewne rzeczy, ale później ucichł. My, jako parafianie nawet nie wiedzieliśmy o sytuacji, która była. Do Kurii docierały anonimy i pisma, które oczerniały proboszcza. Widocznie przy przejęciu parafii nowy ksiądz otworzył „drzwi”, których nie wolno było otwierać. Obecny proboszcz (Dariusz Zając przyp. red.) nie chce być cichy– przyznaje Józef Kaczmarzyk z Borowego Pola.
Inni mówią, że ogniwem zapalnym całej sytuacji był poprzedni proboszcz, który nie mógł się pogodzić z faktem, że musi komuś innemu przekazać prowadzenie parafii.
- Kiedy poszłam płacić za swój ślub księdzu Dudzie, ksiądz kazał jeszcze dodatkowo zapłacić siostrom. Nie miałam pieniędzy. Nie prosiłam sióstr o dodatkowe kwiaty, bo sama je sobie kupiłam, chciałam kościół udekorować po swojemu, ale siostry nie chciały w ten sposób. To było wmuszanie i ja jeszcze miałam im za to zapłacić. Na tych zasadach tu się odbywało wszystko. Jak przyszedł nowy ksiądz, chciał wszystko tu poukładać, bo nawet rady parafialnej nie było (co jest niespotykane w okolicznych parafiach). Teraz jest szykanowany, bo chce coś zrobić. Kościół w środku wygląda tragicznie. Ksiądz Duda tyle lat zbierał na dach kościoła. Dach nie jest do tej pory zrobiony, wciąż miski trzeba podstawiać, a ściany są czarne. Wiadomo, że do takiego stanu kościoła nie da się doprowadzić w ciągu tych kilku miesięcy, kiedy ksiądz Dariusz tu jest – denerwuje się młoda kobieta.
- To są dwie strony medalu. Poprzedni ksiądz (Bogdan Kijak - przyp. red.) też był bardzo dobrym człowiekiem, mniej brał za śluby, pogrzeby, ludzie byli za nim, a to się nie podobało księdzu emerytowi. Obecny ksiądz jest tu krótko, a już jest niedobry? Przecież my go jeszcze nie poznaliśmy dobrze. Żeby móc o kimś źle mówić to musimy go dobrze poznać i wiedzieć co sobą reprezentuje –dodają inni parafianie.
- Do tego zostały wykorzystane też siostry, które niepotrzebnie weszły w ten układ. Przez szereg lat było wszystko w porządku, mówiliśmy o nich – nasze siostry. Potem siostry się zmieniły i też zaczęły „bawić się” w jakieś intrygi –mówi J. Kaczmarzyk.
PRZEDSZKOLE TO WIERZCHOŁEK GÓRY LODOWEJ
W domu parafialnym były salki katechetyczne, ale kiedy religię wprowadzono do szkół, budynek został przekształcony w przedszkole. Parafian bulwersuje głównie fakt, że pierwszy proboszcz nie konsultował z nimi działań związanych ze współpracą z siostrami.
- Skoro to jest przedszkole parafialne, to dlaczego nosi nazwę Przedszkole Sióstr Felicjanek? Kto sprzedał to przedszkole? My o tym nie wiedzieliśmy, niech ksiądz to odwoła –mówią mieszkańcy.
- Jak siostry odejdą, to nasze wnuczki przyjdą do przedszkola i po turecku będą siedzieć, bo nie będą miały niczego. My będziemy musieli od nowa na wszystko pracować, bo wszystko jest zgromadzenia, nie parafii. Dlaczego tak jest? –podkreśla jedna z kobiet.
- Forma umowy też budzi zastrzeżenia. W umowie miedzy księdzem Dudą, a zakonnicami jest tylko jedno zdanie: „Ja niżej podpisany użyczam Zakonowi Sióstr Felicjanek do prowadzenia przedszkola”. To tak jakby ksiądz Duda swoją własność użyczał. Cały czas coś było skrywane przed nami, nie wiem czemu – dodaje Kaczmarzyk.
Według parafian istnieją także pewne niedomówienia dotyczące zasad i kolejności przyjmowania dzieci do placówki. Ponieważ jest to jedyne przedszkole w tej okolicy, przyjmowane są do niego również dzieci ze Skałki i Marciszowa. - Najbliższe przedszkole (oprócz przedszkola sióstr felicjanek) jest oddalone o ponad 3 km. Jak rodzice, którzy nie mają samochodu mają pokonać z małym dzieckiem taką odległość?- pyta ojciec, którego dziecko uczęszcza do przedszkola Sióstr Felicjanek.
- Jeśli to jest przedszkole parafialne, to powinny mieć pierwszeństwo dzieci z parafii, a tak nie jest. Dla mojego dziecka i dzieci wielu moich znajomych nie było miejsca. To nie jest prawda, że w marcu zaczynają się zapisy do przedszkola, w marcu to my możemy klamkę pocałować. Teraz siostry nie chcą zapisywać dzieci, bo powiedziały, że nie będą tworzyły żadnej listy i odesłały mnie do księdza, a ksiądz powiedział, że nie ma prawa zapisywać dzieci. Ksiądz, jako nasz proboszcz musi taką sprawę wyjaśnić, skoro to jest przedszkole przyparafialne, a on nie jest tam w ogóle wpuszczany. Czy jest normalną rzeczą, żeby gospodarz parafii nie miał wstępu do przedszkola? – pyta parafianka.
Postępowanie sióstr odnośnie nie tworzenia listy przyjęć, wydaje się być jak najbardziej słuszne, ponieważ zgodnie z ustawą, procedura rekrutacji odbywa się od 1.03.- 20.04.
Jak twierdzą parafianie, wizyty księdza w przedszkolu są niezbędne to tego, by móc sprawnie zarządzać całą parafią, której częścią jest także przedszkole.
- Ksiądz odpowiada tu za wszystko. Jest gospodarzem, a on nie ma prawa wejść na teren obiektu, który należy do parafii? To jest trochę dziwne. Jest nieprawdą, że ksiądz, ten czy poprzedni chcieli likwidacji przedszkola. Przedszkole jest tylko przykrywką i gra się na uczuciach dzieci – mówi Kaczmarzyk.
Kolejnym wątkiem, budzącym wiele emocji tej sprawy jest kwestia dofinansowywania przedszkola przez Urząd Miasta w Zawierciu.
- Jak ksiądz zapytał, na co przeznaczona została dotacja z Urzędu Miasta, siostry rozłożyły ręce. Miesięcznie dostają 24 tysiące zł. Gdzie są te pieniądze? Kiedy ksiądz na spotkaniu poprosił je o rozliczenie się z tych pieniędzy, to one rozłożyły ręce –opowiada młoda matka, której dziecko nie zostało przyjęte do przyparafialnego przedszkola.
- A jak ksiądz poszedł się zapytać czy na przyszły rok siostra złożyła już zapotrzebowanie, żeby to nie przepadło, to nie udzieliła mu odpowiedzi – dodaje inna kobieta.
Jak potwierdził dyrektor Miejskiego Zespołu Obsługi Ekonomiczno-Administracyjnego Szkół przedszkole otrzymuje dotację z Urzędu Miasta. Kwota ta podlega comiesięcznemu rozliczeniu z zespołem, a nie z proboszczem. To proboszcz – o ile takie żądania padały- niesłusznie żąda prawa do kontroli budżetu przedszkola.
- Przedszkole Sióstr Felicjanek otrzymuje 245 tys. zł. w skali roku, które przeznaczane są na bieżącą działalność przedszkola, czyli m.in. opłaty ZUS, opłatę rachunków za energię, zakup wyposażenia czy remonty. Co miesiąc siostry rozliczają się z przekazanych pieniędzy, jest to warunek otrzymania dotacji w kolejnym miesiącu – wyjaśnia Wiesław Madej z Miejskiego Zespołu Obsługi Ekonomiczno-Administracyjnej Szkół.
Rodzice także potwierdzają, że pieniądze uzyskane z dotacji nie są wyrzucane w błoto.
- Siostry organizują dla dzieci teatrzyki, zabawy, a ostatnio nawet bal karnawałowy, na który został wynajęty zespół muzyczny i fotograf. Rodzice nie musieli za to nic płacić–rodzice chwalą pracę zakonnic.
Podczas spotkania z parafianami głos chciała zabrać także mieszkanka Marciszowa, która wychodziła z przedszkola ze swoim dzieckiem.
- Nie znam tego księdza, bo należę do parafii w Marciszowie. Moje dziecko chodzi tu do przedszkola, bo nie znalazło miejsca w żadnym przedszkolu w Zawierciu. Nas rodziców interesuje problem przedszkola, a w tej sprawie głos zabierają osoby, które z przedszkolem nie mają nic wspólnego. Konflikt siostry – ksiądz to zupełnie odrębna rzecz – mówi mieszkanka Marciszowa.
Te słowa nie spodobały się jednak obrońcom księdza, którzy zaczęli krzyczeć i popychać matkę, nie zważając na obecność małego dziecka.
Rodzice twierdzą, że siostry są szykanowane i wyzywane przez mieszkańców i choć ci zaprzeczają, że takie sytuacje mają miejsce, przedstawiona powyżej sytuacja i komentarze starszych parafianek mówią same za siebie: -Przyjdzie dziesięć wykształconych, niech siostry idą skąd przyszły. Niech nie mieszają, niech nie robią bagna. To są diabły, nie siostry – usłyszeliśmy z ust starszej kobiety.
Rodzice dzieci uczęszczających do przedszkola bronią siostry i walczą o to, by zakonnice nadal prowadziły przedszkole, ale decyzja czy przedszkole nadal będzie prowadzone przez siostry należy tylko do nich.
- Na razie nic się nie zmieniło. Nie zależy nam na tym, by ktoś uznał nasze zasługi. Dla nas ważne jest, że żyjemy uczciwie. Są tacy ludzie, którym się wydaje, że my nie mamy żadnych potrzeb i nie musimy np. jeść. Przecież my też jesteśmy ludźmi. To wszystko – mówi siostra Anna Płoszczyca, przełożona prowincjalna Zgromadzenia Sióstr św. Feliksa z Kantalicjo.
Justyna Banach
Napisz komentarz
Komentarze