(Łazy) Całe Łazy są w szoku po tragicznej śmierci 31-letniego Damiana Ś. Ta mroczna historia na długo utkwi w świadomości najbliższej rodziny, przyjaciół i znajomych mężczyzny. Prokuratura odmawia jakichkolwiek informacji w tej bulwersującej sprawie z uwagi na dobro śledztwa, a pytań jest wiele. Jak udało się nam nieoficjalnie ustalić 25 lutego około 1:00 w nocy w barze Kwadrat przy ulicy Spółdzielczej w Łazach Kacper B. bił i kopał Damiana. W końcu ledwie żywą ofiarę ze zgniecioną głową zabrało pogotowie. Mimo wysiłku lekarzy z Oddziału Intensywnej Terapii młodego mężczyzny nie udało się uratować. Zmarł 6 marca, osierocił dwie córki: dziesięcioletnią Alicję i siedmioletnią Wiktorię.
PROKURATURA MILCZY…
Wykonana po śmierci ofiary sekcja nie pozostawia złudzeń: ofiara pobicia; stłuczenie krwotoczne mózgu.
Badanie na alkohol w dniu przyjęcia dało wynik negatywny. Sprawcy ma zostać postawiony zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi do 12 lat pozbawienia wolności. Damian zmarł w wyniku pęknięcia i wgniecenia czaszki oraz wewnętrznych obrażeń. Miał bardzo poważne urazy mózgu. Przez cały czas w szpitalu był nieprzytomny. – Bardzo mi przykro, ale nadal ze względu na dobro śledztwa nie możemy w tej sprawie udzielać informacji – powiedział w rozmowie telefonicznej zastępca Prokuratora Rejonowego w Zawierciu Grzegorz Trela.
Według relacji rodziny zmarłego policja cały czas stała na stanowisku, że Damian był pijany, jednak po badaniu w szpitalu okazało się, że to nieprawda.
- Choć nie byłem w czasie pobicia na miejscu zdarzenia, to również przeprowadziłem wywiad środowiskowy. Z pierwszych informacji wynikało, że Damian przypadkowo potknął się i potrącił swojego oprawcę. Możliwe, że ktoś go popchnął na agresora. Ten natychmiast zareagował i uderzył mojego chrześniaka. Z tego co wiem, Damian prawdopodobnie przewrócił się na stolik, potem uderzył głową o twarde podłoże. Oprawca zaczął go bić i kopać. Inna wersja mówi o kilku sprawcach. Okazało się, że właścicielki lokalu nie było w barze w czasie pobicia, a to właśnie ją przesłuchiwano. Zeznała, że zdarzenie miało miejsce na zewnątrz, a to nieprawda – mówi zbulwersowany Jacek Kuzior ojciec chrzestny skatowanego na śmierć Damiana.
Głowa ofiary była całkowicie zmiażdżona. Jak podkreślają świadkowie wyglądała tak, jakby przejechał po niej samochód. Nic dziwnego, że pan Damian odczuwał niesamowity ból.
- To nie pierwsze pobicie w tym barze. Gdy przyjechałem do szpitala to personel zadawał mi pytania, dlaczego nie było jeszcze u nich policji. To poważna sprawa. Pojechałem do Łaz na komisariat. Byłem w szoku, gdy dowiedziałem się od funkcjonariuszy, że mój chrześniak miał padaczkę. Od razu odparłem, że to jakieś nieporozumienie. Właściwe działania w tej sprawie rozpoczęto dopiero po 12 godzinach, po mojej interwencji – dodaje pan Jacek.
CO SIĘ STAŁO Z KACPREM
Postać 21-letniego Kacpra B. budzi wiele kontrowersji. Nie wiadomo, co się z nim działo tuż po pobiciu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Kacper B. miał już na koncie inne przewinienia.
- W ciągu 12 godzin od zdarzenia można dojechać bardzo daleko. Jeśli go jeszcze nie ujęto, to może być nawet w Ameryce Południowej. Choć w barze nie ma monitoringu, to sprawca został uchwycony przez kamery miejskie. Uciekał z miejsca zdarzenia. Damian miał dobrą pracę, właśnie chciał sobie ułożyć życie. Znam go, nikogo by nie pobił i nikogo by nie zaczepił. Nie możemy zostawić tak tej sprawy. Matce Damiana pozostał żal i smutek, że to życie tak się zakończyło – opowiada wujek ofiary.
Wszyscy w Łazach są wstrząśnięci całą sytuacją. Nie brakuje komentarzy sklepie czy w kolejce u lekarza. Tu wszyscy rozmawiają tylko o śmiertelnym pobiciu Damiana.
- To pierwszy taki przypadek od wielu lat. Według policyjnych statystyk Łazy uchodzą za bezpieczne miasto. Najczęściej dochodzi u nas do aktów wandalizmu. Wszyscy jesteśmy bardzo wstrząśnięci tą sprawą – mówi burmistrz Łaz Maciej Kaczyński.
DZIWNA SPRAWA BADANIA KRWI
Inną kwestią jest to, co się działo w szpitalu, z którego dobiegają odmienne relacje o stanie poszkodowanego. - Damiana początkowo przywiązano do łóżka. Jego ręce były całe poobdzierane. Doniosłem już do Prokuratury Rejonowej w Zawierciu o możliwości popełnienia przestępstwa przez Szpital Powiatowy w Zawierciu. Chodzi o nieudzielenie potrzebującemu pomocy w krytycznym momencie. Damian przez pięć godzin leżał na Izbie Przyjęć (zanim trafił na chirurgię urazową). Gdy dotarł na Oddział Intensywnej Terapii było już za późno. Nic nie przywróci nam jego życia, ale chcemy, by ktoś poniósł odpowiedzialność za to, co się stało. Ta sprawa jest szyta bardzo grubymi nićmi – sugeruje J. Kuzior.
Odmienne zdanie mają władze szpitala. Pełniąca obowiązki dyrektora Szpitala Powiatowego w Zawierciu Małgorzata Guzik twierdzi, że 31-latek trafił do nich około 2.30. Z jej relacji wynika, że Damian był agresywny, rzucał się, nie pozwolił na zrobienie sobie badań, ale nie był pozostawiony „sam sobie”.
W dokumentacji medycznej z Izby Przyjęć istnieje zapis, że pacjent trafił do szpitala w stanie (wyraźnie wyczuwalnego) upojenia alkoholowego. Guzik w rozmowie telefonicznej nie ukrywa jednak, iż nie przeprowadzono badań na obecność alkoholu we krwi.
- W ciągu dwóch godzin nie da się nagle wytrzeźwieć. Jak nieprzytomny człowiek może się rzucać? Poza tym ewentualne zmiany zachowania, tiki nerwowe, nadpobudliwość, trzęsące się ciało – to wszystko mogło być wynikiem obrażeń głowy. Wiemy, że Damian cierpiał, że go bolało. Pewne stwierdzenia należy wyważyć. Może ktoś oblał go alkoholem? Jak można poznać, czy ktoś był pijany na podstawie węchu? – pyta zdenerwowany pan Jacek, który zapewnia, że ordynator Oddziału Intensywnej Terapii informował rodzinę, że wyniki na obecność alkoholu we krwi Damiana były przeprowadzone i dały wynik negatywny. (mpp)
Napisz komentarz
Komentarze