(Zawiercie) Od kilku miesięcy przed Sądem Rejonowym w Zawierciu ciągnie się sprawa 6-letniej Amelki pogryzionej przez psa rasy amstaff (Amerykański Staffordshire Terrier). Bestia rzuciła się na dziewczynkę i pogryzła jej nos. Do zdarzenia doszło 12 czerwca ubiegłego roku. Kolejna rozprawa, która odbyła się 17 kwietnia także daje do myślenia. Tym razem uwzględniono wniosek obrony Dariusza P. (właściciel psa), który dotyczył dopuszczenia dowodów z opinii biegłego specjalisty (na okoliczność, czy sposób zaopatrzenia małoletniej Amelii miał wpływ na jej obrażenia). To najprawdopodobniej przeciągnie postępowanie o kolejne długie miesiące… Gra na czas najwyraźniej się opłaca. Sędzina Agata Mikoda praktycznie za każdym razem swoją uwagę i wysiłek skupia na udzielaniu reprymend matce pokrzywdzonej dziewczynki. Doszło nawet do tego, że kobietę chciano wyprosić z sali rozpraw.
12 czerwca ubiegłego roku w ogródku piwnym baru Malibu przy ulicy Sikorskiego w Zawierciu doszło do wstrząsającego wydarzenia. Pies bez kagańca zaatakował małe dziecko. Tym razem prokuraturę na sali reprezentowała Cecylia Kłak, a z upoważnienia adwokata Rafała Reronia Dariusza P. broniła mecenas Aleksandra Trzaska.
Przypomnijmy, 6-letnia Amelka w ogródku piwnym przebywała razem z matką, jej koleżanką i braciszkiem. Wszyscy wspominają, że ta piękna, słoneczna niedziela przerodziła się w prawdziwe piekło. Gdy dziewczynka sięgała po swoją pluszową zabawkę (kupioną tego samego dnia) amstaff należący do Dariusza P. nagle rzucił się w kierunku 6-latki. Matka nie widziała zdarzenia bezpośrednio, ale jego świadkiem był synek, który po wszystkim zaczął głośno płakać i długo nie mógł dojść do siebie.
Amstaffy od lat uchodzą za jedną z najbardziej agresywnych ras z uwagi na to, że według wielu hipotez są potomkami psów przeznaczonych do walki. W niektórych krajach dąży się do wygaszenia ich populacji przez sterylizację. Jak zaznaczają działacze organizacji zajmujących się ochroną zwierząt – wszystko zależy także od odpowiedzialnego wychowania psa i od tego, z jakiej hodowli pochodzi. Źle wychowany amstaff może być groźny nawet dla swojego właściciela.
Zakrwawione dziecko zostało opatrzone w Szpitalu Powiatowym w Zawierciu przez lekarkę z laryngologii. To właśnie ona swoje zeznania złożyła na ostatniej rozprawie. 21 lutego przed sądem zeznawała oskarżycielka posiłkowa, czyli matka Amelki Angela Borowiec i biegły z zakresu chirurgii i medycyny ratunkowej Marek C. Ten jasno stwierdził, że obrażenia u Amelki mogły powstać w okolicznościach opisywanych przez jej matkę. Zaznaczył, że każda rana po zaopatrzeniu wygląda inaczej. Biegły wyraził się jasno: amstaff z całą pewnością mógł spowodować obrażenia w postaci rany szarpanej skrzydełka nosa. Mimo to sąd postanowił przesłuchać jeszcze wspomnianą wcześniej lekarkę, laryngolog Agnieszkę C.
- Było to ugryzienie przez psa, a konkretnie uszkodzenie. Stwierdziłam brak części skrzydełka nosa (ubytek tkankowy). Nie było potrzeby wykonywania zdjęć, ponieważ uraz dotyczył tkanek miękkich. Dziecko zostało zaopatrzone chirurgicznie (zszycie rany). Zawsze staramy się to robić jak najlepiej. Mamy takie nici, jakie mamy. Dla dzieci szukamy jak najmniejszych igieł. Rana była miejscem bardzo krwawiącym. W takich przypadkach zawsze proponujemy pacjentom leczenie na Śląsku. Sposób szycia jest tam taki sam, ale inny sposób znieczulenia – mówiła na sali rozpraw lekarka.
Jeszcze dwa lata Amelka będzie musiała czekać na operację plastyczną. Ta jest konieczna, ponieważ lewa część noska jest wyraźnie mniejsza niż prawa.
- Jako wieloletni lekarz widziała pani czy to nic takiego, czy coś szpecącego? – dopytywała o ranę sędzina.
- Czasami wydaje się, że rana jest dużym ubytkiem, a w efekcie pięknie się to zrasta. Nie była to jakaś olbrzymia rana. Takie rzeczy goją się bardzo różnie. Nie wiem jak obecnie wygląda dziecko. Na pierwszy rzut oka nie powiedziałam „o to jest ugryzienie”. Zebrałam natomiast wywiad od matki. Jako środka odkażającego użyliśmy octeniseptu. Wypisałam receptę na antybiotyk i podałam zastrzyk przeciw tężcowi – wspomina Agnieszka C.
Sędzia Agada Mikoda pozytywnie rozpatrzyła wniosek obrony o dopuszczenie z opinii biegłego specjalisty, na okoliczność czy sposób leczenia małoletniej Amelii miał wpływ na obrażenia. W tej sprawie stanowisko zabiorą specjaliści ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, którzy zbadają czy rana została prawidłowo zaopatrzona oraz czy rodzaj i umiejscowienie rany stanowi istotne zeszpecenie.
Obrońca oskarżonego, mec. Aleksandra Trzaska złożyła jeszcze wniosek o dopuszczenie opinii biegłej Anny Łaskawiec, co do oceny odpowiedzialności człowieka za zachowanie zwierzęcia (czy zachowanie małoletniej mogło przyczynić się do zachowania się psa i powstania obrażeń).
To spowodowało oburzenie i uśmiech politowania u matki Amelki. Mimo wszystko kobieta zachowała się w sposób dosyć opanowany.
- Proszę się uspokoić, bo wyproszę panią z sali – obruszyła się A. Mikoda.
Prokuratura przypomniała, że sprawa dotyczy niewłaściwego nadzoru nad zwierzęciem. Sędzia nie przychyliła się do tego konkretnego wniosku. (mpp)
Napisz komentarz
Komentarze