(Zawiercie) Zawierciańskie Koło Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami od wielu lat prężnie pomaga potrzebującym zwierzętom z terenu naszego powiatu. Niestety ciągle dochodzi do sytuacji, które mrożą krew w żyłach. Po kilku miesiącach intensywnej rehabilitacji wdzięczny, czarny piesek, który wabi się Kuba (takie imię otrzymał od pań z TOZ) nareszcie dochodzi do siebie. Miał przetrącony kręgosłup. Przez dwie godziny nie doczekał się pomocy od ludzi, konał naprzeciwko cmentarza w Blanowicach. Gdy już wyzdrowieje liczy na znalezienie pełnego miłości domu.
- Dostaliśmy informację, że naprzeciwko cmentarza komunalnego znajduje się chory psiak. Jego kondycja nie była najlepsza. Całą sprawę zgłosiłyśmy na do straży miejskiej. Niestety zwierzę ciągle leżało pod drzewem. Tak było przez dwie i pół godziny – mówi Zofia Musiałek prezeska zawierciańskiego TOZ-u.
Członkowie organizacji twierdzą, że nie doczekali się przyjazdu miejscowego hycla Mariusza Jurczyka. Warto przypomnieć, że początkowo za wyłapanie jednego psa w ramach likwidacji zjawiska bezdomności zwierząt gmina Zawiercie musiała zapłacić prawie 1600 zł! Obecnie te koszty są nieco niższe. Schroniska jak nie było w okolicy, tak nie ma.
Kiedy działaczki stwierdziły, że życie psa jest zagrożone postanowiły same zająć się chorym czworonogiem. Okazało się, że może to być trudne, a oprócz poświęcenia potrzeba sporo pieniędzy.
- Koszty leczenia są bardzo wysokie, powiedziano nam, że na zwrot kosztów nie mamy co liczyć. Tymczasem rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że nasza interwencja nie była konsultowana z przedstawicielami urzędu. Nikt nie przyjechał na miejsce, by mu pomóc, mimo naszych zgłoszeń– przyznaje Barbara Kidawska.
Działaczki twierdzą, że nie miały wyjścia i musiały pomóc ciężko choremu psu– w przeciwnym razie mogło być po nim.
Kuba miał niewładne tylne łapy z powodu zniszczenia kręgu w kręgosłupie. Z pewnością uraz psa to wynik pobicia. Psa zabrano do weterynarza i w Zabrzu przeprowadzono zabieg chirurgiczny. Koszty leczenia pokryła z własnej kieszeni jedna z działaczek TOZ (1134 złote). – Nasze środki są skromne. To, że urząd nie zlecał nam leczenia bezpańskiego psa nie oznacza, że nie ponosi za to odpowiedzialności finansowej. Bezpańskie zwierzęta są własnością gminy. A gdzie mamy azyl, schronisko, przytulisko?– pyta Musiałek.
Co na to urząd?
- Gmina nie ma możliwości refundacji kosztów poniesionych na zadania, które nie zostały przez nią zlecone. (…) Interwencja do Straży Miejskiej wpłynęła 24 marca o 16.00 (osoba zgłaszająca nie podała swoich personaliów, możliwy do ustalenia był numer, z którego dzwoni). Wykonawca świadczący usługi był na miejscu zgłoszenia 30 minut po otrzymaniu powiadomienia, ale psa nie zastał we wskazanym miejscu– czytamy w piśmie od Witolda Bylewskiego i Anny Danielewskiej–Trzepli z Referatu Ochrony Środowiska UM w Zawierciu.
Mimo wszystko zwierzaka udało się uratować. Jego stan polepszył się dzięki zaangażowaniu osób o wielkim sercu.
- Kłamstwem jest, że pies został zabrany przez osobę zgłaszającą i TOZ po interwencji do Straży Miejskiej. Tj. około godziny 16.00. Zgłoszenie miało miejsce o 15.55, a zwierzę jeszcze przez dwie godziny leżało w lesie. Są na to świadkowie. Kto niby i na jakiej podstawie miał zgłoszenie odwołać? – pytają działaczki TOZ.
Piesek, który nie trzymał moczu i załatwiał się pod siebie, właśnie dochodzi do siebie, już staje na nogi. Jeśli ktoś chce mu w jakiś sposób pomóc, to może kontaktować się z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami 502 745 979. (mpp)
Napisz komentarz
Komentarze