(Zawiercie) Jeśli jesteś pracownikiem zawierciańskiej Odlewni Żeliwa, to możesz już zacząć bać się o swoją pracę. Zakład właśnie wdraża w życie „nowoczesną restrukturyzację zatrudnienia”, która polega na tym, że w pierwszej kolejności mają polecieć głowy chorych na nowotwory, niepełnosprawnych, pracowników z wieloletnim stażem. Pękł ci wrzód? Też masz pecha, bo Odlewnia chce kształtować „racjonalną organizację pracy i zatrudnienia”. Szkoda tylko, że racjonalności jakoś w tym wszystkim brak… Wygrali najważniejszą walkę w swoim życiu, walkę o zdrowie po to, by trafić na bruk. Czy to prawda? Nowy prezes Paweł Durbas, którego już w zakładzie okrzyknięto „terminatorem” w dalszym ciągu nie odbiera naszych telefonów. Zwolnienia już ruszyły. Te pierwsze według szacunkowych danych mają objąć grupę ponad 20 osób. Łącznie mówi się nawet o 180 osobach do zwolnienia.
To, że przedstawiano plany zwolnienia pracowników, którzy chorowali na ciężkie i trudno uleczalne choroby potwierdzają działacze związków zawodowych i nieoficjalnie załoga. Zarząd zawierciańskiej Odlewni Żeliwa 3 lipca podał się do dymisji – takie informacje uzyskaliśmy od załogi. Sytuacja jest bardzo poważna, a wszyscy boją się najgorszego. Że tylnimi drzwiami chce się doprowadzić do likwidacji zakładu. Członkowie starego zarządu zrezygnowali z pracy podobno tuż po otrzymaniu od GWARANTA propozycji zwolnienia 150 osób z zawierciańskiego zakładu. W tej chwili mówi się już nawet o 180 osobach, zwalnianych stopniowo, by uniknąć tzw. „grupówek”. Właśnie odejścia w niesławie obawiał się poprzedni prezes Krzysztof Janioska, który do dziś cieszy się sporym uznaniem załogi. Nową zastępczynią nowego prezesa Durbasa została ostatnio dotychczasowa księgowa Renata Kusińska.
Jeden z największych pracodawców w mieście właśnie rozpoczął zwolnienia. Zdenerwowani pracownicy liczą dni, w których chorowali. To właśnie ci, którzy na zwolnieniu lekarskim przebywali najdłużej, prawdopodobnie zostaną zwolnieni w pierwszej kolejności, jako mało wydajni. Planowo zwolnienia miały dotyczyć również osób, które ciężko chorowały. – Jeśli taka sytuacja zaistnieje wśród członków naszego związku, to pójdziemy do sądu i będziemy walczyć o ich przywrócenie do pracy. To karygodne i nieetyczne, by dyskryminować ludzi i tak pokrzywdzonych przez los, którzy walczą o zdrowotne przetrwanie – mówi Małgorzata Benc szefowa zawierciańskiej „Solidarności”. Ten związek już nie raz udowadniał, że da się wygrać z Odlewnią przywrócenie do pracy.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, wśród nazwisk na liście osób, które planowano zwolnić, znaleźli się miedzy innymi: chorujący na nowotwory, niepełnosprawni z wieloletnim stażem pracy, ludzie po operacjach.
Kilka tygodni temu chcieliśmy się umówić z nowym prezesem na rozmowę w tej sprawie, ale nic z tego nie wyszło. Szef Odlewni podobno przebywał na urlopie. Takich prób było więcej, a ostatnią podjęliśmy we wtorek, 31 lipca. Nowy prezes albo jest zajęty, albo przebywa poza zakładem. Gdy zadzwoniliśmy do Odlewni okazało się, że Durbasa znowu nie ma. Pytamy, czy tylko dla nas.
- Nie ma go w ogóle. Nie mogę pani umówić na jutro, bo on ma trochę spotkań. Musiałabym go ewentualnie zapytać. Ja wiem, że pani nie pierwszy raz do nas dzwoni. Prezes jest naprawdę w rozjazdach. Nie było go, był na urlopie. No prostu taki ciężki czas mamy. Do kontaktów z prasą jest albo prezes, albo Gwarant – mówi pracownica sekretariatu, która nie chce się przedstawić. Z tła rozmowy da się wyraźnie wyczuć, że na kontakt z kimkolwiek raczej szansy nie ma. - Z kim mamy przyjemność?- staramy się w desperacji pozyskać, choć skrawek informacji. – Sekretarka Teresa- odpowiada. Dopytujemy dalej. - A po co pani moje nazwisko?- denerwuje się rozmówczyni, która dopiero po dłuższej rozmowie zdradza swoje dane.
Od dłuższego czasu nie odpowiada telefon rzecznika prasowego Gwaranta, Witolda Jajszczoka. Podobno rzecznik jest poważnie chory i przebywa na zwolnieniu lekarskim. Ciekawe, czy ze względu na długotrwałą nieobecność w pracy zostanie zwolniony tak jak zwykli, szeregowi pracownicy zawierciańskiej Odlewni.
- Byłam jedną z pierwszych osób, które kwalifikowały się do zwolnienia. Nie wiedziałam, że coś takiego mnie spotka. Gdy zapytałam, dlaczego jestem zwolniona, jako powód podano absencję chorobową. Zapytałam, za jaki okres, a w odpowiedzi usłyszałam „za trzy lata”. Odczułam, że pracownica kadr śmieje mi się prosto w twarz. Jestem po operacji kręgosłupa, chorowałam 182 dni i stało się tak, jak się stało. W Odlewni jest wielu pracowników po ciężkich chorobach. Wszyscy kwalifikują się do zwolnienia. W tym zakładzie przepracowałam 31 lat. Przyszłam tu, jako młody człowiek. To ciężka robota, w ciężkich warunkach. Odkąd pamiętam, praca tu polega na tym, że albo się coś podpisuje, albo się wylatuje. Jeśli jesteśmy młodzi, jesteśmy potrzebni. Jak jesteśmy starzy, nikt nas już nie chce. Moja choroba wiąże się z obciążeniami, pracą ponad siły. W nagrodę dostałam wypowiedzenie. Wczoraj (30.07) zwolnienia dotarły na odlewnię i do działu mechanicznego. Jedna z kobiet miała dopracować do grudnia, należał jej się zasiłek przedemerytalny, dostała wymówienie. Ludzie się boją. Człowiek, który służył firmie długie lata, teraz ląduje na bruku. Będę walczyć o wszystko. Nie poddam się. Do tego trzeba dodać, że nikt się z nami nie kontaktuje. Co mam teraz zrobić, nie ma szans na znalezienie pracy w moim wieku – mówi jedna z pracownic, która woli pozostać anonimowa.
Nowemu prezesowi załoga zarzuca trudności w kontaktach międzyludzkich, bierność i brak spotkań z pracownikami.
- Nie wiem, co będzie po moim powrocie do zakładu. Teraz skupiam się na leczeniu-dodaje ze łzami w oczach pracownik po chemii.
WARTO WALCZYĆ!
Pracodawca, który jest przedsiębiorcą, powinien organizować swą działalność gospodarczą, biorąc pod uwagę nieuchronność nieobecności pracowników (choroby, urlopy i inne uzasadnione przyczyny). Zakład musi wykazać, że nieobecności w pracy miały związek z naruszeniem jego istotnych interesów. Wypowiedzenie umowy o pracę z powodu długotrwałej nieobecności może być uznane za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego (gdy np. dotyczy długoletniego pracownika sumiennie wykonującego dotąd swoje obowiązki).
- Przepisy Kodeksu pracy nie wskazują wprost przyczyn uzasadniających rozwiązanie umowy o pracę za wypowiedzeniem. Precyzują tylko, kiedy można rozwiązać umowę o pracę w trybie natychmiastowym (np. choroba trwająca powyżej 182 dni). W odniesieniu do przypadków, gdy pracownik często choruje, Sąd Najwyższy w kilku swych orzeczeniach wskazywał, że jeśli z powodu nieobecności pracownika pracodawca musi podejmować działania natury organizacyjnej (wyznaczanie zastępstw), które pociągają za sobą wydatki na zatrudnienie pracowników w godzinach nadliczbowych lub innych osób na podstawie umów zlecenia, to jest to uzasadniona przyczyna wypowiedzenia umowy o pracę. Nawet wtedy, gdy nieobecności były niezawinione i formalnie przez pracownika usprawiedliwione. Należy jednak pamiętać, że w Polsce wyroki Sądu Najwyższego są jedynie wskazówką interpretacyjną, a nie źródłem prawa. Sąd rozpoznając ewentualny pozew będzie brał pod uwagę wszystkie okoliczności danej sprawy, w tym sytuację osobistą pracownika. Wydając wyrok, może się zatem zdarzyć, że zwolnienie pracownika w danym przypadku zostanie uznane za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego – zaznacza Michał Olesiak, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Katowicach.
Monika Polak-Pałęga
Napisz komentarz
Komentarze