(Poręba) Mieszkańcy ulicy Rzecznej w Porębie są zaniepokojeni rosnącą bezczelnością dzików, które podchodzą do domów, spacerują między uliczkami, przemykają między placami. Docierają nawet do miejskiego parku. Dziki chodzą poboczem drogi, która prowadzi do Polo Marketu. Z uroków zakupów w centrum jeszcze nie korzystają. Dzikie świnie ryją w trawie, ale trudno, by straż miejska wystawiała im mandaty za niszczenie zieleni. Zwierzęta podchodzą praktycznie pod ścisłe centrum miasta, a skutecznego sposobu na ich wybryki nie ma. I tak dziki w pobliżu porębskich domów wiodą spokojne, dostatnie życie. Tu jabłuszko, a tam kosz na śmieci. Zawsze znajdzie się coś do schrupania. Pomocną dłoń nękanym mieszkańcom poda na początku przyszłego miesiąca koło łowieckie „Ryś” z Siewierza.
Wojnę dzikom wypowiedzieli okoliczni mieszkańcy. Całe watahy podchodzą pod domy, niszczą trawniki, ogródki warzywne. Zdarza się, że poruszają się środkiem drogi. Od lat „dziki” problem pozostaje nierozwiązany. Jeszcze nigdy, zwierzęta nie były tak rozzuchwalone. Sprawą zainteresował się porębski radny z Klubu Jedność i Przyszłość Ryszard Spyra, który zabrał głos na wrześniowej sesji Rady Miejskiej w Porębie.
– Po zmroku w godzinach późnonocnych dziki wychodzą w różnych miejscach (na całej długości ulicy), następnie są widywane w pasie zieleni wzdłuż rzeki Czarnej Przemszy i chodnika. Zwierzęta agresywnie żerują niszcząc przy tym trawniki. Nie dają się przepłoszyć i mogą być groźne np. dla dzieci lub psów. Stanowią realne zagrożenie dla mieszkańców ulicy Rzecznej. Są także zgłoszenia, że dziki okolice posesji- mówi samorządowiec. Radny domagał się zdecydowanej reakcji ze strony władz miasta, przede wszystkim określenia stopnia faktycznego zagrożenia dla mieszkańców i mienia miasta.
– Niestety, zdarzało się tak, że dziki podchodziły do placów. Ostatnio uderzały o bramę. Obok jest wolne pole, więc przychodzą sobie na jabłka. Jest dramat. O 10.00 nie wyjdzie się już na ulicę. Kiedyś dojdzie do tragedii. Młodzież późno wraca do domów. Boją się też starsi mieszkańcy. Dziki pojawiają się w pobliżu popularnych miejsc spacerowych – przyznaje pani Małgorzata Kot. Zwierzęta stratowały pobocze drogi prowadzącej do Polo Marketu. – Wczoraj widziałam lochę, która prowadziła 15 młodych. Dziki chodzą na spacery do zaniedbanego parku miejskiego, a ten nareszcie zaczyna pełnić swoją rekreacyjną funkcję – denerwuje się ktoś inny.
Ścieżkami, którymi spacerowali kiedyś ludzie chadzają teraz zwierzęta. Mężczyzna, który podąża z łopatą nie kryje zdenerwowania. – U mnie zryły plac – rzuca. Posesje są ogrodzone, ale dziki przemieszczają się drobnymi uliczkami między nimi.
– Każdy zamyka bramy. W razie bezpośredniego kontaktu z dzikiem nie ma, więc gdzie uciec – dodaje pani Małgorzata. Problem tkwi w tym, że dziki są krótkowidzami, więc mogą podbiegać do napotkanego „obiektu” w celu jego rozpoznania. Odyńce ważą nawet do 200 kg, więc spotkanie z takim osobnikiem może nie należeć do przyjemnych. Ludzie się boją, a dziki „mieszczuchy” jedzą wszystko, co znajdą na powierzchni albo wykopią.
Dziki są nie tyko problemem Poręby, ale wielu innych miast. Do tego dochodzą niewystarczające uregulowania prawne. I tak naprawdę nie wiadomo, kto ma wypędzić dziki z Poręby. – Informacje o dzikach docierają do nas od kilku lat. Miasto w takiej sytuacji jest bezsilne z uwagi na to, że jeżeli dziki pojawiają się w terenie zabudowanym, nie ma możliwości ich odstrzału. Obszar gminy jest podzielony na obręby, które należą pod nadleśnictwo i to oni są władni w tym temacie – rozkładają ręce pracownicy Urzędu Miejskiego w Porębie. W przypadku szkód na polach można zwrócić się o odszkodowanie do właściwego koła łowieckiego. Jednak budżety tych ostatnich są dosyć skromne. Jak postępować z dzikami?
Andrzej Korpus jest leśniczym w Porębie i członkiem Koła Łowieckiego „Ryś” z Siewierza: - Najlepiej nie wchodzić im w drogę. Można je płoszyć za pomocą petard i innych przyrządów, które wydają głośne odgłosy. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Te zwierzęta nie przychodzą niepotrzebnie. W niektórych miejscach istnieją stare zaniedbane sady, a w nich owoce. Dziki przychodzą, by się najeść. W tym rejonie znajdują się również wąwozy dębowe. Wiele drzew obmarzło, a w mieście jest cieplej i tu kwiatostany nie ucierpiały. Dziki dokarmiamy przez cały rok. Staramy się je utrzymać w lasach. W okresie dużej penetracji obszarów leśnych przez grzybiarzy zwierzyna jest przepędzana i co naturalne szuka sobie spokojnego miejsca. Odstrzałów w terenie zabudowanym prowadzić nie możemy, a terenów miejskich nie dzierżawimy. Poza tym kula z broni jest szalenie niebezpieczna i zdarza się, że po trafieniu zwierzęcia przechodzi na wylot i rykoszetuje. Walka z dzikami, to bardzo złożony problem. Ewentualne odłowy są bardzo drogie. Był przypadek wywiezienia dzików z Katowic za Pszczynę, to jest około 70 kilometrów. Przy okazji kolczykowano te zwierzęta. Okazało się, że po dwóch lub trzech tygodniach część osobników wróciła. Zaczyna się sezon polowań zbiorowych. Pierwsze tego typu łowy przypadają na 4 listopada. Na początku odbędą się trzy polowania w Porębie, w lasach graniczących z terenem nękanym przez dziki.
Dziki to także problem gminy Szczekociny. Tu najczęściej zwierzęta powodują straty na polach kukurydzy w Rokitnie. To nie jedyne dzikie zwierzęta, które spędzają sen z powiek okolicznym mieszkańcom. O wiele trudniej żyć z bobrami, które przez swoje tamy niszczą płody rolne w Grabcu, Rokitnie i w miejscowości Goleniowy. Bobry doprowadzają do tego, że woda zalewa łąki. Szczególnie zagrożone są rejony takich rzek jak Struga, Krztynia i Żebrówka. Zaniedbane rowy melioracyjne nie odprowadzają zalegającej wody. Podmokły teren sprawia, że i te zwierzęta mają doskonałe warunki do bytowania w pobliżu ludzkich siedzib. (mpp)
Napisz komentarz
Komentarze