(Zawiercie) 14 grudnia po 18.00 mieszkańców bloków przy ulicy Wyszyńskiego w Zawierciu wystraszył dźwięk strażackich syren. W jednym z mieszkań na piątym piętrze doszło do rozszczelnienia instalacji gazowej. Widowiskowa akcja służb ratowniczych tym razem była jedynie ćwiczeniami.
Do symulowanego wypadku doszło na piątym piętrze budynku, a konkretnie w lokalu pani Jadwigi Majcherczyk:
- Nie mieliśmy wątpliwości, by udostępnić strażakom nasze mieszkanie. Czujemy się z nimi bezpiecznie, a przecież ich zadaniem jest niesienie pomocy – powiedziała właścicielka mieszkania.
Wszystko wyglądało bardzo poważnie, dlatego na zewnątrz szybko zaroiło się od gapiów. Trzeba było im tłumaczyć, że to wszystko, to tylko ćwiczenia. – W wyniku wypływu gazu i jego zapłonu następuje eksplozja. Powoduje ona uszkodzenie instalacji gazowej i pożar gazu wypływającego- zdradzał scenariusz manewrów Radosław Lendor rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Zawierciu. Dwie „poszkodowane” osoby zostały ewakuowane na klatkę schodową. Sytuację utrudniało silne zadymienie pomieszczeń. Część lokatorów (w tej roli oczywiście strażacy) z balkonów wydostała się dzięki specjalistycznemu sprzętowi. Ponieważ liczba mieszkańców czekających na pomoc mogła być bardzo duża to Wojewódzkie Stanowisko Koordynacji Ratownictwa zadysponowało na miejsce skokochron.
- To sprzęt ratowniczy amortyzujący upadek. Taka poduszka napełniona powietrzem często okazuje się dla wyskakujących z dużych wysokości ostatnią deską ratunku – przyznają strażacy.
Tym razem nikt nie skakał, ale kilka osób było zdejmowanych z wyższych pięter. – Po raz pierwszy byłem ewakuowany z dużej wysokości. Odległość od ziemi zrobiła na mnie wrażenie, ale wiedziałem, że wszystko skończy się dobrze-powiedział strażak z OSP Marciszów Damian Bryła.
Oprócz strażaków zawodowych z Zawiercia w akcji wzięli udział strażacy z Będzina, ochotnicy z Marciszowa, Żerkowic i Ogrodzieńca. Policjanci z KPP kierowali ruchem samochodów, zabezpieczali drogi dojazdowe i informowali okolicznych mieszkańców o sytuacji panującej na osiedlu. Strażnicy miejscy przejmowali poszkodowanych i odprowadzali ich w bezpieczne miejsce. Nad wszystkim czuwała również załoga karetki pogotowia, która była gotowa nieść pomoc najciężej rannym.
- Razem z moim narzeczonym Tomkiem jesteśmy członkami OSP Marciszów i razem bierzemy udział w podobnych akcjach. To właśnie on zachęcił mnie do tego bym szpilki zamieniła na strażackie buty. Teraz wiem, że było warto. Takie ćwiczenia są potrzebne – mówi Paulina Zaskórska jedna z poszkodowanych zniesiona na noszach. (mpp)
Napisz komentarz
Komentarze