(Zawiercie) „Odbywało się to incydentalnie” – taką odpowiedź otrzymaliśmy od Urzędu Miejskiego w Zawierciu po zawiadomieniu, że urzędowy samochód wielokrotnie był wykorzystywany do prywatnych celów w godzinach pracy magistratu przez Michała Domagałę - Strażnika Miejskiego (oddelegowanego do pełnienia obsady samochodu służbowego). Posiadane przez naszą redakcję zdjęcia dowodzą, że w ubiegłym, ale także w tym roku samochód służbowy kilkakrotnie znajdował się na, lub przed prywatną posesją przy ul. Polskiej w Zawierciu. Z informacji przekazanych przez naszych informatorów wynika, że mieszka tam matka kierowcy. Co na to jest przełożeni? Nic. Choć strażnik „woził się” za pieniądze podatników, nie otrzymał choćby nagany. Nie kazano mu nawet zwrócić kosztów paliwa.
- Nasza redakcja jest w posiadaniu zdjęć przedstawiających samochód będący własnością Urzędu Miejskiego w Zawierciu, o nr rejestracyjnym SZA66GC, który znajduje się na prywatnej posesji przy ul. Polskiej 3A w Zawierciu. Dodam, że zdjęcia wykonane zostały zarówno w 2012 jak i 2013 roku. Z informacji przekazanych przez naszych informatorów wynika, że przy ulicy tej mieszka matka Michała Domagały - Strażnika Miejskiego oddelegowanego do pełnienia obsady samochodu służbowego. Dlaczego w godzinach pracy Urzędu samochód służbowy wielokrotnie znajdował się na prywatnej posesji? Proszę o pilne wyjaśnienie tej sytuacji i przedstawienie zasad korzystania z samochodu służbowego – taką prośbę wysłaliśmy do rzecznika Urzędu Miejskiego w Zawierciu.
„Pilne wyjaśnienie” trwało dwa tygodnie i w zasadzie okazało się usprawiedliwianiem.
- Zasada korzystania z samochodu służbowego jest taka, że jest on wykorzystywany wyłącznie na potrzeby Urzędu Miejskiego i jego pracowników. Jeśli służbowe auto znajdowało się przy wskazanej posesji, to odbywało się to incydentalnie i sytuacja taka już nie powinna mieć więcej miejsca – odpowiedział nam rzecznik Łukasz Czop.
Jaki wymiar liczbowy może mieć słowo incydentalnie, trudno określić. Z naszych źródeł wynika, że działanie strażnika – kierowcy nie było ani sporadyczne, ani krótkotrwałe. Samochód w 2012 i na początku 2013 roku był tam widziany kilkanaście razy. Często na posesji lub przed nią przebywał kilka godzin.
- To kolejny przykład nadużywania uprawnień kosztem podatników – mówią nasi informatorzy.
TERAZ MA NOWĄ BRYKĘ
Od kwietnia służbowego Volkswagena Passata którym jeździł Prezydent Ryszard Mach zastąpiła Skoda Superb kupiona za 114 tys. zł.
- Chyba nikt nie ma wątpliwości, że służbowe auto jest w magistracie potrzebne, dlatego na potrzeby Urzędu zakupiono nowy samochód – mówił nam wkrótce po dokonaniu zakupu Łukasz Czop.
Skoro w magistracie auto jest potrzebne, jak to możliwe, że nikt nie zauważył, że samochodu nie było na urzędowym parkingu do dyspozycji pracowników, a udowodnienie przewinienia nie przyniosło żadnych skutków. Być może władze miasta zezwalały na używanie do prywatnych celów samochodu zakupionego tankowanego za publiczne pieniądze?
Czy strażnik tym razem Skodą z podgrzewanymi, skórzanymi siedzeniami będzie „kursować do mamy na obiad”? Dla radnych opozycji, którzy już niejednokrotnie wyrażali swoje oburzenie w związku z wydawaniem pieniędzy na zakup nowego samochodu, takie postępowanie jest skandaliczne. Sami bowiem ze służbowego pojazdu nigdy nie korzystali. W przypadku wyjazdów na komisje i spotkania związane z pełnioną funkcją korzystali ze swoich prywatnych samochodów lub z samochodu straży miejskiej.
- To skandal, że musimy płacić za prywatę na jaką pan prezydent pozwala. Mam nadzieję, że konsekwencje w stosunku do winnych zostały wyciągnięte. Nazywanie luksusowej limuzyny za 114 tysięcy zł. samochodem na potrzeby Urzędu Miejskiego to jakaś pomyłka. Mnie, jako radnej nigdy nie zdarzyło się korzystać z samochodu prezydenta, podczas pełnienia funkcji radnej. Mam nadzieję, że nie stanie się to zwyczajem, że każdy uprzywilejowany pracownik będzie mógł na koszt podatników załatwić swoje prywatne sprawy w czasie godzin pracy, a zdarzenie, jakie miało miejsce było incydentalne – mówi radna, Ewa Mićka.
Wszystko wskazuje na to, że żadnej kary kierowca nie otrzymał. - Przełożony przeprowadził z nim rozmowę – wyjaśnia Czop.
Sprawa zakończyła się więc tylko na „pogawędce”.
Kiedy radna Ewa Mićka dopytywała na początku roku o to, jaki samochód zakupił prezydent, uzyskała odpowiedź, że auta jeszcze nie kupiono, ale jak tylko to się stanie prezydent obiecał, że jako pierwszą zabierze radną na przejażdżkę.
- Co prawda pan prezydent podczas którejś z sesji zapraszał mnie na pierwszą jazdę swoją nową limuzyną, ale słowa nie dotrzymał i ta niewątpliwa przyjemność mnie ominęła – dodaje Mićka.
Być może limit wojaży został wyczerpany przez samego kierowcę…
Justyna Banach
Napisz komentarz
Komentarze