(Zawiercie, Bzów) Sprawa związana z rekultywacją terenu po byłym kamieniołomie w Bzowie, po zatrzymaniu procederu wywożenia tam odpadów, przycichła na dość długo. Ponownie wróciła i to ze zdwojoną siłą po materiale telewizji TVN wskazującym, że w firmie zajmującej się nielegalną utylizacją odpadów pracowali byli funkcjonariusze CBA. Mieszkańcy mieli nadzieję, że materiały telewizyjne pomogą w rozwiązaniu sprawy, ta jednak zamiast się wyjaśnić, staje się coraz bardziej zawiła. Mieszkańcy wciąż nie mają pewności, że ich życiu i zdrowiu nic nie zagraża, a radni powiatowi, którzy od lat interesowali się sprawą są od niej coraz bardziej odsuwani.
Między Zawierciem, a Ogrodzieńcem w dzielnicy Bzów znajduje się nieczynny kamieniołom, z którego wcześniej wydobywano surowiec dla Cementowni „Wiek”. Kamieniołom miał zostać zrekultywowany, a następnie przeznaczony na tereny parkowe. Zgodnie z zezwoleniem wydanym przez Starostwo Powiatowe w Zawierciu na teren kamieniołomu miały trafiać bezpieczne dla środowiska odpady służące rekultywacji. Dziś miejsce to rzeczywiście wydaje się być zielone, bo pełne jest samosiejek. Nikt jednak nie ma pewności, co dokładnie znajduje się pod ziemią.
- Odpady były tu wywożone w latach 2007 -2010. Te odpady tu cały czas zalegają. Jest to warstwa od kilku do kilkunastu metrów odpadów stałych z oczyszczalni ścieków i odpadów wielkopiecowych, jak również odpadów z byłych Zakładów Chemicznych „Bonarka” zawierających 65% procentowe stężenie fluorku wapnia. My nie wiemy co nam grozi. Mieszkańcy się boją, ludzie bardzo często chorują. Nikt nam nie chce pomóc – mówi mieszkający w Bzowie radny powiatowy Paweł Kaziród.
Jak informował mieszkańców Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, zgodnie z zezwoleniem wydanym przez Starostwo Powiatowe w Zawierciu do rekultywacji miały być używane odpady z betonu, gruzu ceglanego, odpadowe materiały ceramiczne, pyły z hutnictwa, gleba i ziemia. Ale jak potwierdził GIOŚ trafiły do Bzowa odpady takie jak: beczki zawierające odpady niebezpieczne oraz kompozyt mineralny na bazie fluorku wapnia, komunalne odpady ściekowe. Wyniki badań przeprowadzanych w 2009 roku wskazywały na podwyższone zawartości metali ciężkich, w tym cynku, miedzi, ołowiu, baru. Z informacji, które posiada inspektorat wynika, że 22 ha terenu, na którym znajduje się kamieniołom jest w wieczystym użytkowaniu osób fizycznych, które są zarazem związane z przedsiębiorstwem Eko Harpoon Technologie Ekologiczne. W 2009 roku osoby władające terenem w celu rekultywacji terenu zawarły umowę z firmą Reni z Tych. Kontrola wykazała, że właśnie w tamtym okresie na terenie kamieniołomu przywiezione zostały osady ściekowe pochodzące z oczyszczalni ścieków w Sosnowcu.
Ostatnio reporterzy programu „Superwizjer” ustalili, że jeden z funkcjonariuszy CBA Bartosz B. - były policjant, później agent katowickiej delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego po zakończeniu służby znalazł zatrudnienie w firmie specjalizującej się w utylizacji i recyklingu odpadów (Eko Harpoon). W czasach służby w policji prowadził sprawę recydywisty Marka K., który później zdecydował się na współpracę z policją. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie Marek K. jest właścicielem firmy Reni z Tych, ten sam mężczyzna jest także członkiem zarządu firmy Eko Harpoon.
BECZKI Z NIEBEZPIECZNYMI SUBSTANCJAMI
W 2008 roku w kamieniołomie wyrzucono beczki wypełnione niebezpiecznymi substancjami.
- W Starostwie prowadzone było w tej sprawie postępowanie administracyjne, które zakończone zostało usunięciem tych odpadów z terenu kamieniołomu w lutym 2008 r. W sprawę zaangażowano inne organy: WIOŚ Delegatura w Częstochowie, Powiatową Straż Pożarną, Komendę Powiatową Policji, Prokuraturę Rejonową w Zawierciu, Urząd Miejski w Zawierciu oraz Wojewodę Śląskiego. W związku z ujawnionymi uchybieniami wykonawcy w zakresie prowadzenia rekultywacji terenu po Cementowni „Wiek”, polegającymi na nielegalnym składowaniu odpadów (osady ściekowe, odpady na bazie fluorku wapnia) na teren wyrobiska w latach 2008 – 2009 r., pracownicy Starostwa Powiatowego monitorowali rozwój sytuacji i na bieżąco, w ramach przysługujących im kompetencji, reagowali. Poinformowane również zostały właściwe organy, które podjęły czynności zmierzające do usunięcia nieprawidłowości – wyjaśnia naczelniczka Wydziału Rolnictwa, Leśnictwa i Ochrony Środowiska Bożena Wilmowska.
Po ujawnieniu przez dziennikarzy afery, w Bzowie ponownie pojawili się urzędnicy.
- 6.06. b.r. pracownicy Starostwa przeprowadzili oględziny w terenie, w czasie których stwierdzili, iż cały obszar kamieniołomu pokryty jest bujną roślinnością i nie ma widocznych śladów odpadów przemysłowych. (…) W ramach działań, które możliwe są z punktu widzenia przepisów prawa, Starostwo Powiatowe od roku 2008 prowadzi monitoring wód rzeki Przemszy oraz wód podziemnych (ujęcie w Ogrodzieńcu). W ubiegłym roku przeprowadzone zostały również badania jakości powietrza w okolicach kamieniołomu. Dotychczasowe badania nie wykazały negatywnego wpływu odpadów na środowisko. W roku bieżącym rozszerzony zostanie zakres badań monitoringowych o badania gleb w okolicy zmagazynowanych odpadów– dodaje naczelnik Wilmowska.
SKĄD TE CHOROBY?
- O tym, że przywożone tu były różne niebezpieczne materiały dla naszego zdrowia informowaliśmy władze miasta, informowaliśmy policję, straż miejską, prokuraturę i nikt nam nie pomógł. Ten pan był przygotowany perfekcyjnie, beczki przyjeżdżały, pan to zakopywał koparką. Za pół godziny teren był czysty… pozornie czysty – opowiada Irena Szlachta.
Mieszkańcy nie wykluczają, że odpady mogą mieć związek lub też być przyczyną chorób, na które cierpią bzowianie.
- Żona w 2007 roku była w ciąży. Urodziło mi się chore dziecko. Dużo osób umiera na nowotwory – mówi jeden z mieszkańców.
- Właściciele działek najbliżej kamieniołomu mają problem, żeby je sprzedać. Wychodzenie na spacer z dziećmi jest uniemożliwione. Dzieci chorują na alergie. Rak w naszej miejscowości niesamowicie się rozprzestrzenił. To się zaczęło 3, 4 lata temu. Boimy się o swoje zdrowie i bezpieczeństwo – dodaje jedna z kobiet.
Lata intensywnych spotkań z władzami, petycje do sejmu, prezydenta i interwencje mediów nie przyniosły niestety żadnej poprawy.
- Chcieliśmy by wykonane zostało studium zagrożeń, żebyśmy wiedzieli z czym mamy do czynienia. Myślę, że nasze władze powinny takie studium wykonać lub starać się o jego wykonanie. Każdy się tłumaczy brakiem pieniędzy. Z tego co słyszałem wykonanie takiego studium to może kosztować ok. 30 tys. zł. Co to jest 30 tys. zł wobec zagrożeń jakie tutaj mogą występować dla środowiska i mieszkańców? – podkreśla Paweł Kaziród.
Na terenie kamieniołomu znajduje się kilkanaście tysięcy ton różnych substancji. Małgorzata Szymborska, z-ca dyrektora departamentu gospodarki odpadami dla TVN 24 powiedziała, że wszystkie przepisy z zakresu gospodarki odpadami zostały w tym przypadku złamane.
- Jakichkolwiek odpadów nie wolno składować w wyrobisku, w miejscu niezabezpieczonym. Tym bardziej, że słyszałam, że sam teren i struktura tego terenu jakby determinuje emisję zanieczyszczeń. Okoliczni mieszkańcy dzisiaj mogą się spodziewać emisji do wód gruntowych, zanieczyszczenia gruntów, bo to się rozprzestrzenia.(…) Te odpady powinny być natychmiast stamtąd po porostu usunięte, zabrane i unieszkodliwione w odpowiednim miejscu. Albo w spalarni odpadów niebezpiecznych albo na składowisku odpadów niebezpiecznych – mówiła Szymborska.
W POWIECIE ODSUWAJĄ NIEWYGODNYCH RADNYCH
W starostwie nawet radnym próbuje się zamykać oczy i kneblować usta. Chodzi o dostęp do dokumentów związanych z rekultywacją od 2007 roku, kiedy to wszystko się zaczęło. W powiecie rządził wtedy Ryszard Mach, obecnie Prezydent Zawiercia.
– Kiedy poprosiłem o dostęp do dokumentacji w starostwie jako jeszcze wiceprzewodniczący komisji rolnictwa i ochrony środowiska, nie chciano mi tych dokumentów udostępnić. Zwróciłem się indywidualnie w swoim imieniu do pani Bożeny Wilmowskiej, czyli do naczelniczki Referatu Rolnictwa, Leśnictwa i Ochrony Środowiska, jak również w imieniu komisji, której byłem członkiem. W niedługim czasie przeniesiono mnie do innej komisji – opowiada radny Paweł Kaziród.
Kiedy podczas sesji rady powiatu radnym został przekazany projekt uchwały mówiącej o roszadach w komisjach, byli oni oburzeni.
- To nie jest propozycja uchwały – to jest zamach stanu. Nie rozumiem, dlaczego radni dostali w tym momencie ten projekt. (…) Pan rozkopuje wszystkie komisje i przenosi członków tych komisji bez ich wiedzy. To niedopuszczalne. Państwo macie większość i przegłosujecie wszystko i nawet to, że koło jest kwadratem. Sposób i tryb w jakim to wprowadzacie jest niezgodny z prawem. Bez dyskusji i powiadomienia radnych wprowadza się uchwałę mówiąc, że będą korekty, a projekt rozdaje się w połowie sesji. Panowie, w ten sposób nie można procedować, nie wolno w ten sposób postępować z radnymi – takie słowa padły z ust wiceprzewodniczącego rady Jarosława Kleszczewskiego w kierunku przewodniczącego Rady Powiatu Zawierciańskiego Adama Rozlacha.
- Na początku kadencji – dwa i pół roku temu - chciałem pracować w komisji promocji i budżetu. Tak się jednak nie stało, przydzielono mnie m.in. do komisji ochrony środowiska, w której prace bardzo się zaangażowałem. Skandalem jest to, że w połowie kadencji dokonuje się zmian w składach komisji– mówi Kaziród. - W końcu wydano decyzję, że dokumenty o które prosiliśmy zostaną udostępnione komisji ochrony środowiska. Ponieważ chciałem również zapoznać się z dokumentami, a już nie jestem członkiem tej komisji, wystąpiłem razem z radnym Janem Macherzyńskim o udostępnienie informacji publicznej. Dostaliśmy zgodę. Umówiliśmy się na konkretny termin, na 10 czerwca – opowiada radny Kaziród.
Chodzi tu o słynną już sprawę ujawnienia tzw. „segregatorów prawdy”. Na stronie starostwa pisano wówczas, że gdy radni usłyszeli że jest to 7 tomów akt, to że chcieli krotki spis. Starostwo cały czas twierdziło, że dokumenty są cały czas do dyspozycji radnych z Komisji Rolnictwa i Ochrony Środowiska. Pismo potwierdzające powyższą opinie, do przewodniczącego w/w Komisji przesłał także w maju br. starosta Rafał Krupa, prosząc o wskazanie terminu. Z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej w tym samym temacie wystąpił także Paweł Kaziród i Jan Macherzyński. Radni wspólnie ustalili spotkanie na 10 czerwca. W umówionym terminie okazało się, że starosta zmienił zdanie.
- Jak przyszliśmy na umówione spotkanie, odmówiono nam dostępu do jakichkolwiek dokumentów związanych z tą sprawą. Wcześniej oczywiście z panią Wilmowską ustalaliśmy termin i stwierdziła, że nam udostępni wszystkie dokumenty jakie będziemy chcieli zobaczyć. Dziś (10 czerwca) powiedziała nam, że nic nie zostanie udostępnione. Zamiast tego zarówno mnie, radnemu Janowi Macherzyńskiemu jak i członkom komisji, wręczono pisma mówiące o tym, że musimy sprecyzować o udostępnienie jakich informacji nam chodzi. Poprosiliśmy więc o sporządzenie notatki mówiącej o nie udostępnieniu radnym dokumentów. Nawet sami ją sporządziliśmy, prosząc by pani naczelnik się pod nią podpisała. Nawet tego jednak nie uczyniła – mówi radny P. Kaziród.
URZĄD NIE MOŻE NIC ZROBIĆ?
Urząd Miejski w Zawierciu wydał decyzję nakazującą usunięcie odpadów nielegalnie zwiezionych, która stała się ostateczna w administracyjnym toku postępowania w marcu 2010 r.
- Dzieje się tu tyle dziwnych i podejrzanych rzeczy, nie wiem już jak mam to określić. Myślę, że powinno być tak jak mówiła pani Szymborska z ministerstwa, że te odpady nigdy nie powinny tu trafić i że muszą zostać stąd natychmiast usunięte. Ta sprawa się jeszcze ciągnie, ale faktem jest, że około 2, 5 roku temu decyzja nakazująca usunięcie odpadów, wydana przez wcześniejszego prezydenta Mazura, uprawomocniła się. Obecny prezydent, a ówczesny starosta Ryszard Mach, który dla firmy Eko Harpoon Technologie Ekologiczne Sp. z o o. wydał zgodę na prowadzenie działalności w zakresie odzysku i zbierania odpadów, nic nie zrobił od czasu uprawomocnienia tej decyzji nakazującej usunięcie odpadów. To duże zaniedbanie z jego strony. Obowiązkiem prezydenta Macha było podjęcie czynności zmierzających do wyegzekwowania decyzji. Koniecznym było podjęcie działań egzekucyjnych poprzez nałożenie grzywny, albo poprzez wykonanie zastępcze ze względu na zagrożenie ekologiczne. Te działania do chwili obecnej nie zostały podjęte - mówi radny Kaziród.
Urząd Miejski w Zawierciu tłumaczy natomiast, że ma związane ręce, ponieważ… nie posiada dokumentów dotyczących sprawy. Oddał je bowiem do Samorządowego Kolegium Odwoławczego.
- Jeden z artykułów obowiązującej do stycznia bieżącego roku ustawy z dnia 27 kwietnia 2001 r. o odpadach przewidywał, że wójt, burmistrz, prezydent miasta w drodze decyzji, nakazuje posiadaczowi odpadów usunięcie odpadów z miejsc nieprzeznaczonych do ich składowania lub magazynowania, wskazując sposób wykonania tej decyzji. Zgodnie z przepisami prawa decyzja został wydana z urzędu. W oparciu o te przepisy prowadzono w Urzędzie postępowania administracyjne zakończone wydaniem decyzji. Ostatnia decyzja w tej sprawie jest z dnia 8 stycznia 2010 roku i jest decyzją ostateczną. Jednak w tej chwili jest przedmiotem postępowania wznowionego w organie wyższej instancji, czyli w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. Dlatego Urząd nie dysponuje nawet aktami tej sprawy, gdyż wszystkie zostały przesłane do SKO. Wszystkie postępowania w tej sprawie są prowadzone przez Urząd zgodnie z posiadanymi kompetencjami w tej sprawie, w oparciu o przepisy kodeksu postępowania administracyjnego oraz regulacje z zakresu ustawy o odpadach – zapewnia rzecznik prasowy prezydenta Zawiercia, Łukasz Czop.
Sprawa ciągnie się więc kilka lat nie tylko w urzędach, ale również w prokuraturze.
- Prokuratura Rejonowa w Zawierciu, m.in. z wniosku Starostwa, wszczęła i nadal prowadzi postępowanie przygotowawcze w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa zagrożenia dla zdrowia ludzi i środowiska, którego podejrzenie zaistniało w związku z nieleganie składowanymi odpadami. Ustalenia, które poczyni Prokuratura Rejonowa w Zawierciu będą z pewnością miały charakter wiążący dla stwierdzenia, czy na opisanym terenie doszło do stworzenia zagrożenia dla lokalnej społeczności w związku z nielegalnym składowaniem odpadów. Starostwo Powiatowe w Zawierciu podjęło w tej sprawie wszystkie możliwe czynności, wynikające z uprawnień przyznanych ustawami, w celu rozwiązania problemu –podkreśla Wilmowska.
Podczas, gdy w stacjach telewizyjnych poruszany był problem odpadów w Bzowie, prezydent Ryszard Mach spotkał się w Warszawie z Józefem Oleksym. Jak podaje na swojej stronie internetowej zawierciański magistrat, panowie rozmawiali o aktualnej sytuacji na zawierciańskim rynku pracy, Strefie Aktywności Gospodarczej oraz „Strategii Rozwoju Zawiercia 2025 plus”.
- Wymieniliśmy się doświadczeniami, pomysłami na rozwój miasta i współpracę samorządu z władzą centralną. Ustaliliśmy także, że różne koncepcje i inwestycje dotyczące Zawiercia zostaną włączone do Banku Pomysłów Samorządowych – najnowszej propozycji SLD dla miast i gmin(…) – mówi prezydent Ryszard Mach.
Ani słowa nie ma jednak o tym, czy politycy poruszyli kwestię problemów w Bzowie. Byłoby to wskazane, bo jak wielokrotnie donosiły już media Józef Oleksy jest bratem Mariana Oleksego, który wraz z Mirosławem Kostrzewą oraz Magdaleną Oleksy jest użytkownikiem wieczystym terenów po byłym kamieniołomie. M. Kostrzewa jest natomiast prezesem firmy Eko Harpoon.
Justyna Banach
Napisz komentarz
Komentarze