(Zawiercie – Kromołów) O nowych mieszkaniach komunalnych w Kromołowie, które miały być dumą prezydenta Ryszarda M., a pleśnieją i są zagrzybione już po 3 miesiącach od wprowadzenia się pierwszych lokatorów, pisaliśmy już w ubiegłym tygodniu. Problem jak się okazuje, nie dotyczy jednego czy dwóch mieszkań przy ulicy Nowej. Prawdopodobnie całe osiedle to jedna wielka fuszerka.
Domy socjalne w Kromołowie powstały zupełnie niedawno. Pierwsi lokatorzy do mieszkań wybudowanych przez firmę Budomix z Zawiercia wprowadzili się zaledwie 2-3 miesiące temu. Właścicielowi firmy Czesławowi I. 27 sierpnia prokuratura postawiła zarzuty uczestnictwa w zmowie przetargowej, dzięki której Budomix wygrał przetarg na budowę osiedla. Jak podała Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach zatrzymany przedsiębiorca usłyszał zarzut wejścia w porozumienie z prezydentem Zawiercia Ryszardem M. co doprowadziło do zwycięstwa jego firmy budowlanej w przetargu na realizację zespołu budynków socjalnych. Jak wynika z informacji otrzymanych od rzecznika Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasza Ozimka prace na budowie ruszyły jeszcze przed rozstrzygnięciem przetargu. Wartość inwestycji była ogromna, bo przekraczała 9 milionów złotych. Co udało się zrobić za te pieniądze?
Powstało osiedle domów socjalnych, którego mieszkańcy twierdzą, że tam nie da się żyć!
Kolejny raz dziennikarze Kuriera poproszeni przez lokatorów oglądali, jak wygląda ta wielomilionowa inwestycja gminy Zawiercie. Jak bowiem mówią mieszkańcy to osiedle, to „jedna wielka fuszerka”.
Wchodzimy do mieszkania Anety Żywiołek, która zajmuje mieszkanie nr 2 przy ul. Nowej 9. Od progu wita nas charakterystyczny zapach wilgoci.
- Wprowadziłam się do mieszkania pod koniec maja. Bardzo cieszyłam się, że wreszcie będę żyć w godnych warunkach. Po pewnym czasie okazało się jednak, że tu żyć się nie da. Wszystko tu gnije. Pleśń jest dosłownie wszędzie. Materace, na których śpi mój trzyletni synek zrobiły się czarne i pokryły się tym świństwem. Mam pleśń w szafkach, na ubraniach, a nawet w rzeczach spożywczych. Nawet buciki dziecka zapleśniały. Jak wyjmujemy ubrania z szafy to są wilgotne i wszystko tu śmierdzi. Koleżanki pytają mnie gdzie ja byłam, bo tak mi ubranie cuchnie. Byłam w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej kilka razy, w urzędzie miasta też. Przyszła komisja z ZGM i mierzyli wilgotność powietrza przez 5 minut. Wykazało, że jest 71% a na dworze było słonecznie przecież. Popisali coś i pojechali. Nie dostałam jakiejkolwiek informacji od nich czy będą coś z tym robić i tak jest cały czas – opowiada Aneta Żywiołek.
W trakcie rozmowy do mieszkania lokatorki przychodzą sąsiedzi i zapraszają nas do siebie.
- W Urzędzie Miasta taktują nas jak zwierzęta. Nikt z nas nie wie, ile wody tak naprawdę zużywa, nie mamy dostępów do licznika. Jak coś się stanie w domu, że woda zacznie lecieć to zaleje mieszkanie, bo główny zawór odcinający wodę jest przy licznikach zamkniętych na klucz. Tak samo jest z prądem. Sąsiadowi w niedzielę coś się popsuło, to nie miał prądu do poniedziałku. Zgłaszaliśmy to do administracji i mówią, że to są mieszkania socjalne i tak ma być – oznajmia Małgorzata, lokatorka mieszkająca przy ul Nowej 11.
Zapytaliśmy w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej w Zawierciu o to, czy istnieją jakieś przepisy, które zabraniają mieszkańcom dostępu do liczników wody i prądu oraz zaworu głównego wody.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Powodem tego, że mieszkańcy nie mają dostępu do zaworów oraz liczników jest to, że są one zamontowane w pomieszczeniu głównym kotłowni gazowej, ogrzewającej osiedle. Za takim rozwiązaniem, aby nie dawać im dostępu przemówiły względy bezpieczeństwa. My zawsze umożliwiamy im swobodny dostęp do licznika, kiedy tylko o to poproszą – odpowiada, zapytana o taki stan rzeczy Kierownik Administracji Domów Mieszkalnych nr 1 w Zawierciu Anna Mianowana.
Czy nie wydaje się Pani, że jest to po prostu niebezpieczne, aby w razie poważniejszej awarii nie można było szybko dostać się i zakręcić wodę na zaworze głównym? – pytamy kierowniczkę.
- Tak to już zostało zaprojektowane, że te zawory są w budynku kotłowni – odpowiada Mianowana.
Problemów jest jednak znacznie więcej
- Domy na osiedlu położone są tak, że pomiędzy jednym, a drugim szeregiem jest duży spadek terenu. Nie ma tu zrobionego drenażu terenu. Nie ma rynienek odwadniających. Są co prawda studzienki, ale teren nie został właściwie przygotowany. Tutaj nawet kostki na chodnikach nie położyli prawidłowo. Ona się rozsypuje. Dzieci mogą ja rękami wyciągać – opowiada nam Dariusz mieszkaniec osiedla.
Mieszkańcy skarżą się, że są źle traktowani
- Na przełomie lipca i sierpnia odbyło się spotkanie, takie organizacyjne, na którym był prezydent Marek Kozieł. Jedna z lokatorek Małgorzata Ślimak zapytała prezydenta o to gdzie ma trzymać wózek inwalidzki swojego 6 letniego syna? Czy nie znalazłoby się jakieś małe pomieszczenie, piwnica. Kobieta powiedziała prezydentowi, że ma dwoje dzieci w tym chłopca, który cierpi na porażenie mózgowordzeniowe. Pana Kozieła niestety to nie poruszyło. Odpowiedział tylko, że niech się cieszą, że w ogóle mają gdzie mieszkać oraz że większość z nas to ludzie z eksmisji i schroniska w Żerkowicach. Na koniec dodał, że mogliśmy równie dobrze wylądować na Marszałkowskiej – relacjonuje nam przebieg rozmowy z prezydentem Małgorzata, mieszkanka feralnego osiedla.
Jak dowiedzieliśmy się, kobiecie, która pytała gdzie może trzymać wózek swojego synka, pomieszczenie to już nie jest potrzebne. Zmarła kilka tygodni temu w wieku 42 lat na raka szyjki macicy. Zostawiła 2 dzieci, w tym niepełnosprawnego sześciolatka.
- Jesteśmy zbulwersowani i poruszeni takim zachowaniem władz. Traktuje się nas jak szczury – żali się Aneta inna mieszkanka osiedla.
W środę przychodzą do redakcji mieszkańcy osiedla domów socjalnych, aby przekazać, że na piśmie poinformowali dyrekcję ZGM Zawiercie, Dział Inwestycji U.M. Zawiercia oraz wykonawcę osiedla firmę Budimex o problemach, jakie nie pozwalają im normalnie żyć. Pod dokumentem podpisały się 24 osoby zamieszkujące różne lokale. W piśmie wskazują m. in., że drzwi się nie zamykają i są wypatrzone, ściany już zaczynają pękać i tynk się sypie im na głowę, okna są porysowane, jakby były z odrzutu.
Dlaczego te mieszkania tak wykonano?
Dzwoniliśmy kilkukrotnie przed opublikowaniem tego artykułu do Budomix-u, firmy Czesława I.- generalnego wykonawcy osiedla, ale nikt nie odpowiadał.
Eugeniusza Dziubka - naczelnika wydziału infrastruktury miejskiej Urzędu Miasta Zawiercie, którego wydział nadzorował inwestycję w imieniu inwestora, czyli gminy Zawiercie chcieliśmy zapytać o jakość tego nadzoru. Bo, że osiedle to jeden wielki bubel widać już wyraźnie. W rozmowie telefonicznej przeprowadzonej z nami w środę 10 września Dziubek prosił abyśmy zadzwonili za pół godziny, gdyż „jedzie samochodem”. Kiedy zatelefonowaliśmy ponownie nie chciał już z nami rozmawiać.
Miasto milczy. Budimex również, a mieszkańcy boją się zimy. Obawiają się, że woda z topniejącego śniegu zaleje ich domy i są przekonani, iż osiedle było źle zaprojektowane i fatalnie wykonane. O dalszych losach nowych domów przy ul Nowej będziemy informować.
Marcin Wojciechowski
Nasz komentarz:
Prezydent Zawiercia siedzi w areszcie i tylko jeden z zarzutów dotyczy zmowy przetargowej na budowę pleśniejącego osiedla. To jeden z poważniejszych, licznych zarzutów stawianych prezydentowi. Zarzuty w tej sprawie ma również właściciel firmy, która osiedle budowała. Najlepszym dowodem na to, że przy budowie osiedla w Kromołowie doszło do licznych nadużyć, a nawet przestępstw, świadczy grzyb i wilgoć. Prezydent siedzi, a sparaliżowani strachem urzędnicy boją się nawet mówić o problemie. Ale od pytań nie uciekną. Jakości budowy miał prawny obowiązek pilnować inspektor nadzoru. Efekt końcowy daje podstawy do przypuszczeń, że był to ślepy inspektor. Równie ślepi musieli być miejscy urzędnicy odpowiedzialni za nadzór nad inwestycją. Cierpią niewinni ludzie, którym przekazano mieszkania, jak się okazuje zagrażające zdrowiu, może życiu. Prokuratura postawiła Ryszardowi M. szereg korupcyjnych zarzutów, dotyczących nie tylko budowy osiedla w Kromołowie. Ale wg informacji zdobytych przez dziennikarzy Kuriera Zawierciańskiego prezydent umiał się dzielić. Bo raczej niemożliwe, aby łapówki brał jeden człowiek, i nikt z kilkuset pracowników Urzędu Miasta Zawiercie o tym nie wiedział. Nie mówię, że skorumpowani są wszyscy, byłoby to z pewnością krzywdzące, ale lista osób, którym prokuratura może postawić zarzuty szybko się może wydłużyć. Gnijące osiedle czy sprawa łapówek za pomoc w uzyskaniu mieszkania komunalnego może pogrążyć jeszcze kilku najwyższych rangą urzędników magistratu. Naszym dziennikarzom udało się dotrzeć do szczegółowych informacji, jak odbywał się proceder przyznawania mieszkań komunalnych z pominięciem kolejki. Jakie i kto przyjmował łapówki. Bo zatrzymany Ryszard M. umiał się dzielić…
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze