Powiedział do widowni Waldemar Malicki, pianista i satyryk, który wystąpił w Miejskim Ośrodku Kultury w Zawierciu w niedzielę, 14 września
KZ: - Nawiązując do nazwy Pana koncertu zapytam: „Co tu jest grane”?
Waldemar Malicki: - Żebym to ja wiedział, co jest grane (śmiech). Przez pierwsze 40 lat życia byłem normalnym człowiekiem, normalnym pianistą, a później postanowiłem wykorzystać to, co mi zawsze w duszy grało i zażartować z całej tej powagi i napuszoności traktowania muzyki klasycznej. A nie z niej samej, bo ja nie żartuję z muzyki, tylko ze snobistycznego podejścia do niej. Muzyka stworzona przez wielkie osobowości i talenty zawsze będzie muzyką, do której będziemy chętnie wracać i ją podziwiać. Myślę, że wymaganie od publiczności, żeby była równie fachowa i znała się na wszystkim, jak wykonawca, powoduje pewien rozdźwięk. Ja postanowiłem to publiczności ułatwić.
KZ: - Postrzeganie muzyki poważnej jest lepsze wtedy, gdy jest ona przekazywana w formie poważnej?
W.M.: - Tak się porobiło. Chciałoby się, żebyśmy jej słuchali w wersji oryginalnej, czyli we właściwej sali, akustyce, we właściwych strojach. To wymaga otwarcia się ze strony publiczności na taki klimat, to pewien trud i dlatego publiczność woli słuchać wersji ułatwionych, za czym ja osobiście nie przepadam. Całą tę kompozycję, która była pisana cierpieniem, łzami, trudem, talentem i chęcią wyrażenia swojej prawdy o człowieku i rzeczywistości, sprowadzamy wówczas do kilku pięknych melodii. Tego nie chcę, ale tak na świecie jest. Postanowiłem więc, że będę żartować z tych, którzy nie są w stanie docenić piękna muzyki klasycznej, a udają przed innymi, że są.
KZ: - Czy to Pana pierwsza wizyta w Zawierciu?
W.M.: - Tak, pierwszy raz jestem w Zawierciu. Wielokrotnie przejeżdżałem przez Zawiercie, choć pierwszy raz się tu zatrzymałem. Bardzo mi się podoba sala Miejskiego Ośrodka Kultury, w której odbył się koncert.
KZ: - Co przedstawili Panowie wraz z Leopoldem Stawarzem?
W.M.: - Graliśmy to, co znamy i lubimy i co jesteśmy w stanie szybko razem opanować. Zaprezentowaliśmy muzykę dziewiętnastowieczną, na której wszyscy melomani są wychowani i która zawsze trafia w gusta słuchaczy.
KZ: - Co cieszy się największym zainteresowaniem na koncertach?
W.M.: - Mam taki defekt genetyczny, który powoduje, że ciągle żartuję i nawet jak tego nie robię, to wszyscy myślą, że żartuję. Czasem wystarczy, że wyjdę na scenę, powiem „dobry wieczór” i wszyscy się śmieją… To jest ciekawe, że pianista kojarzy się z kimś poważnym. Publiczność chyba to lubi, żeby przeskakiwać od zabawy do wzruszenia.
KZ: - Jaki jest odbiór Pana twórczości?
W.M.: - Ja bardzo rzadko występuję na publicznych koncertach. Głównie gram w realiach niemal osiemnastowiecznych, ponieważ na koncertach przeznaczonych dla wąskiego grona osób. Bardzo rzadko występuję na koncertach publicznych, bo nie wiem, czy ktoś kupiłby bilet na taki koncert… Tym bardziej cieszę się, gdy ktoś zapłacił za bilet na koncert w Zawierciu i przyszedł posłuchać. Dzięki temu mogę się utrzymać, płacę podatki, więc wszyscy są zadowoleni.
KZ: - Czy w miastach wielkości Zawiercia mieszkańcy mają utrudniony dostęp do dóbr wysokiej kultury?
W.M.: - W Warszawie, czy innych wielkich miastach mieszkańcy mają na pewno łatwiejszy dostęp do tych dóbr. Z drugiej strony nie jest to takie oczywiste, bo z Zawiercia jest również blisko do większych miast i ten dostęp jest nieograniczony.
KZ: - Ostatnie pytanie: dlaczego warto słuchać muzyki klasycznej?
W.M.: - Nie wiem, czy warto (śmiech). Badania wskazują, że dzieci, które uczą się gry na instrumencie łatwiej i szybciej uczą się języków obcych, mają lepszą koordynację ruchową, a móżdżek pianistów praworęcznych jest o 10% lepiej rozwinięty. Ale badania badaniami. Kontakt z muzyką klasyczną tak samo, jak kontakt z literaturą i teatrem powoduje, że jesteśmy lepszymi ludźmi. Mam wrażenie, że takich ludzi się lepiej wynagradza i lepiej im się żyje.
Rozmawiał:
Paweł Kmiecik
Napisz komentarz
Komentarze