(Szczekociny) Prokuratura Okręgowa w Częstochowie zakończyła żmudne śledztwo w sprawie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. W sprawie przesłuchano około 350 świadków. 3 marca 2012 roku w Chałupkach (gm. Szczekociny) zderzyły się czołowo pociągi TLK „Brzechwa” z Przemyśla do Warszawy i Interregio „Jan Matejko” relacji Warszawa-Kraków. Wypadek na nogi postawił łącznie 400 policjantów i 450 strażaków. 16 osób zginęło. W pomoc rannym, jako pierwsi włączyli się okoliczni mieszkańcy.
Śledczy badali między innymi, dlaczego pędzące pociągi zderzyły się i dlaczego jechały jednym torem. Przez dwa i pół roku w śledztwie udało się zebrać bardzo obszerny materiał dowodowy, a akta sprawy składają się z ponad 120 tomów. W katastrofie obrażeń ciała doznało 160 osób. Od początku prokuratura wskazała, jako podejrzanego, dyżurnego ruchu ze Starzyn.
- Wydano postanowienie o zamknięciu śledztwa. Obecnie trwa przygotowywanie aktu oskarżenia – mówi Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Akt oskarżenia pod koniec października trafi do Sądu Okręgowego w Częstochowie. Śledztwo prowadzili policjanci Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach pod nadzorem prokuratury.
DWÓCH PODEJRZANYCH
Prokuratura postawiła zarzuty dwójce dyżurnych ruchu, pełniących służbę na posterunkach kolejowych w Sporowej i Starzynach.
- Osoby te były bezpośrednio odpowiedzialne za prawidłowe i zgodne z przepisami ułożenie trasy przejazdu dla obu pociągów osobowych oraz właściwe ustawienie rozjazdów kolejowych. Śledztwo wykazało ponadto, że dwaj maszyniści, którzy zginęli, również popełnili błędy. Śledczy, w tym policjanci ze specjalnie powołanego przez Śląskiego Komendanta Wojewódzkiego Policji Zespołu do spraw Katastrof, przesłuchali 350 świadków, gromadząc podczas trwającego 2,5 roku postępowania 122 tomy akt – czytamy na slaska.policja.gov.pl.
Według śledczych, gdyby nie błędy dyżurnych, do tragedii by nie doszło. Opinię tę potwierdza także raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych.
Uznano, że przyczyną bezpośrednią wypadku było skierowanie przez dyżurnego ruchu Starzyny pociągu nr 13127/6 na tor nr 1SS (w kierunku przeciwnym do zasadniczego) zamiast na tor 2SS, po niewłaściwie ułożonej i niezabezpieczonej drodze przebiegu. Kolejna przyczyna, to skierowanie przez dyżurnego ruchu w miejscowości Sprowa pociągu nr 31101 na zajęty tor szlakowy nr 1SS.
Zarzuty w sprawie nieumyślnego spowodowania katastrofy usłyszał Andrzej N. dyżurny ruchu w Starzynach i Jolanta S. dyżurna z miejscowości Sprowa. Obojgu grozi nawet 8 lat pozbawienia wolności. Dyżurny ruchu ze Starzyn miał doprowadzić do skierowania pociągu relacji Warszawa-Kraków na niewłaściwy tor. To nie wszystko.
- Jolanta S. wydała zezwolenie na wjazd pociągu relacji Przemyśl-Warszawa na tor, po którym jechał już pociąg z Warszawy do Krakowa i nie sprawdziła, dlaczego tor jest zajęty. Biegli przeanalizowali zapisy rejestrów i okazało się, że komunikat o tym, że tor jest zajęty, był wyświetlany. Tuż po tym jak doszło do wypadku dyżurna ze Sprowa była przesłuchiwana, ale wówczas nie mieliśmy podstaw, by postawić jej jakiekolwiek zarzuty. Dopiero opinia biegłych dostarczyła nam materiał dowodowy – wskazywał wiele miesięcy temu prokurator Tomasz Ozimek.
Pociąg Warszawa-Kraków na krótko przed katastrofą jechał 100 km/h, a w chwili wypadku jego prędkość wynosiła 40 km/h. Skład relacji Przemyśl-Warszawa jechał 98 km/h.
Wątpliwości budzi również zachowanie maszynistów. W szczególności to, że nie zareagowali prawidłowo na to, co pokazują semafory. W tym zakresie, z uwagi na śmierć obydwu maszynistów postępowanie zostało umorzone.
Wątek poboczny stanowi inny zarzut wobec dyżurnych ruchu. Odnosi się do fałszowania dokumentacji kolejowej w zakresie czasu zamknięcia toru.
SZCZEKOCINY CIĄGLE PAMIĘTAJĄ…
O tragicznym wypadku pod Szczekocinami wciąż mówi się w całej Polsce. O traumatycznych wydarzeniach pamiętają nie tylko pasażerowie wykolejonych pociągów i rodziny ofiar, pamiętają także mieszkańcy gminy, którzy wraz z służbami ratowniczymi, przedstawicielami władz państwowych i samorządowych oraz delegacjami środowisk kolejarskich, co roku 3 marca oddają hołd ofiarom, które w Chałupkach straciły życie.
Dziś w tym miejscu, tuż przy torach, stoi krzyż, a kilkaset metrów od miejsca katastrofy znajduje się pomnik upamiętniający ofiary tego strasznego wydarzenia. W tych miejscach rodziny zmarłych oddają się zadumie, zapalają znicze. Do dziś wspomina się bohaterską postawę okolicznych mieszkańców. Kiedy na miejscu katastrofy kolejowej na wysokości Chałupek nie było jeszcze odpowiednich służb, miejscowi nie stracili zimnej krwi. Sąsiad wołał sąsiada, każdy brał to co miał pod ręką: kilof, młotek, łom. Biegli na skróty, na ratunek, swoimi samochodami przewozili rannych w bezpieczne miejsca. Kobiety przygotowały koce, ciepłe ubrania i wszystko, co mogło się przydać do przetrwania w tę zimną noc.
Monika Polak-Pałęga
Napisz komentarz
Komentarze