(Mirów) We wtorek 15 września na błoniach Zamku Mirów padł pierwszy „klaps” na planie filmu o Władysławie Strzemińskim. Niezwykle interesująca historia życia artysty, teoretyka sztuki, pioniera polskiego malarstwa awangardowego zainteresowała Andrzeja Wajdę, i to on jest reżyserem obrazu. W rolę Władysława Strzemińskiego wcielił się Bogusław Linda, jeden z najbardziej znanych polskich aktorów. Dla łowców autografów nie mamy jednak dobrych wieści. Filmowcy zdjęcia w Mirowie zakończyli w środę wieczorem.
Ze zbocza u podnóża Zamku Mirów stacza się, a właściwie „turla” się po nim siwowłosy mężczyzna. Można się domyślać, że chwilę wcześniej stracił równowagę, być może ze względu na swoją niesprawność, podczas upadku ściska bowiem kurczowo kule. Upadek nie ma na szczęście przykrych następstw. Mężczyzna wstaje i mówi – Jestem Władysław Strzemiński, i nic mi nie jest. Kwestię tę wygłasza Bogusław Linda, a temu jak wypadła ta scena przygląda się w specjalnym namiocie Andrzej Wajda, reżyser obrazu. Tak wygląda początek zdjęć do filmu o prekursorze polskiego malarstwa awangardowego, które rozpoczęły się we wtorek 15 września w Mirowie. O powstającym filmie zgodziła się opowiedzieć naszej redakcji Ewa Brodzka. Jest odpowiedzialna za jego obsadę, jest też wieloletnią asystentką Andrzeja Wajdy. Mówi, że jesteśmy prawdopodobnie pierwszą gazetą w Polsce, która napisze o jego pierwszym „klapsie”. - To jest film, który nosi na razie tytuł roboczy „Powidoki”. Zobaczymy czy taki zostanie jako tytuł ekranowy, bardzo możliwe, że tak. Tematem filmu jest właściwie „zderzenie” artysty z socrealizmem i skutki jakie to dało. Tragiczne. Dramatyczne. Dlatego, że bohaterem filmu jest Władysław Strzemiński, wykładowca w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi, artysta awangardowy, niezwykle doceniony przez to miasto, przez kolegów artystów. W latach 30-tych otrzymał bardzo prestiżową nagrodę Miasta Łodzi. Skompletował tam, właściwie jako trzecie na świecie, największe zbiory sztuki awangardowej w latach 30-tych. To było Muzeum Sztuki w Łodzi. Miał kontakty z Chagallem, właściwie uczył się u Malewicza, czyli wywodził się z takiej najlepszej awangardy. Okazało się, że po II Wojnie Światowej, kiedy nastały nowe czasy, stał się artystą niewygodnym, bo „artystą niezgodnym”. Artystą, który nie zgodził się z założeniami socrealizmu, ogłoszonymi w 1949 roku przez ministra Sokorskiego. Skutki były drastyczne i tragiczne. Nie mogę opowiedzieć całej historii scenariuszowej, natomiast na pewno bohaterem filmu jest Władysław Strzemiński. I to jest film o nim. O artyście, o czasach w których przyszło mu żyć i o skutkach jakie to przyniosło. Władysława Strzemińskiego gra Bogusław Linda – mówi Ewa Brodzka.
Zapytana o to, kiedy film wejdzie na ekrany kin odpowiada: - Spodziewamy się, że film nie będzie miał tak bardzo prędko premiery. Dzisiaj zaczynamy zdjęcia, to jest pierwszy dzień zdjęciowy. Myślę, że zdjęcia skończymy w listopadzie, ale cały proces post produkcji, czyli montażu, udźwiękowienia, potrwa. Władysław Strzemiński był artystą niezwykle charakterystycznym (…) W czasie I Wojny Światowej stracił rękę i nogę, zatem my na ekranie też musimy mieć takiego bohatera, a to będzie wymagało pracy. Zdjęcia do filmu kręcone będą także w Łodzi, dekoracje do niego powstają w Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Warszawie. – W Mirowie kręcimy plener malarski. Strzemiński był wykładowcą, miał ze studentami fantastyczny, zachwycający kontakt, oni go po prostu kochali. Więc to jest scena otwierająca film. I to jest plener malarski w pięknej okolicy – dodaje Ewa Brodzka.
My ze swej strony możemy tylko dodać, że po przyjrzeniu się bliżej życiorysowi Władysława Strzemińskiego, film zapowiada się nadzwyczaj ciekawie. Dość powiedzieć, że początkowo marzyła mu się kariera …wojskowego. Podczas I Wojny Światowej służył w randze podporucznika. Za męstwo na polu walki otrzymał Order Świętego Jerzego, niestety, poważne rany jakie odniósł (stracił nie tylko rękę i nogę, ale także wzrok w jednym oku) nie pozwoliły mu związać się z armią. Dopiero wtedy zainteresował się sztuką. W czasie okupacji zadeklarował się jako osoba… narodowości rosyjskiej. Po wojnie toczyło się wobec niego w tej sprawie postępowanie o odstępstwo od narodowości polskiej. Będąc w opozycji do socrealizmu stracił możliwość zarobkowania, do tego stopnia, że taki artysta jak on musiał zatrudniać się do …malowania szyldów. Według „legendy” zmarł z głodu, choć prawdziwą przyczyną jego śmierci była gruźlica. Jaki obraz Strzemińskiego zobaczymy w filmie? Na odpowiedź trzeba na razie poczekać.
FILMOWCY PODJĘCI… PIECZONKAMI
Dumy z obecności filmowców w Mirowie nie kryje senator Jarosław Lasecki, którego również spotkaliśmy na zamkowych błoniach. Pytamy jak to się stało, że trafiła tu ekipa filmowców. - Trzeba się starać o to, aby rozsławiać nasz region, nie tylko w Polsce, ale także w Europie i może na świecie. Dlatego staram się, aby przyciągać w te piękne jurajskie miejsca takich ludzi jak mistrz Andrzej Wajda, czy też świetny Bogusław Linda, jeden z najlepszych polskich aktorów. I bardzo cieszymy się, że ten film powstaje tutaj, na błoniach Zamku Mirów, na Szlaku Orlich Gniazd - odpowiada senator. Kiedy dopytujemy, czy trudno było ściągnąć ekipę filmowców pod zamek, uśmiecha się tajemniczo. - Niech to będzie tajemnica skuteczności. Trzeba być cichym i skutecznym, jak jednostka wojskowa komandosów z Lublińca – mówi. Jak przystało na gospodarza terenu „podjął gości obiadem”. Poczęstował filmowców… pieczonkami, o których ci dotychczas nie słyszeli. – Spaliłbym się ze wstydu, gdyby nasi goście wyjechali z naszych terenów nie skosztowawszy najsłynniejszej potrawy regionalnej – argumentował Jarosław Lasecki. Talerz apetycznie pachnących pieczonek Andrzejowi Wajdzie bardzo przypadł do gustu. Do tego stopnia, że zrezygnował z innych specjałów oferowanych przez filmową kuchnię.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze