W czwartek 20 lipca sędzia Karol Gondro wysłuchał relacji trzech mężczyzn – Wojciecha M. (w 2013 roku był zastępcą prezydenta Zawiercia), Ryszarda N. (w magistracie pełnił on stanowisko inspektora nadzoru w branży sanitarnej) oraz Eugeniusza D. (w czasie realizacji budowy domów socjalnych był Naczelnikiem Wydziału Infrastruktury Miejskiej).
Wojciech M., który w poprzedniej kadencji był zastępcą prezydenta Ryszarda Macha, potwierdził w swych zeznaniach, że „rzeczywiście wykonawca wszedł na budowę wcześniej, tzn. przed podpisaniem umowy”. – (…) wykonawca (Budomix – firma Czesława I. – przyp. red.) wszedł wcześniej i o tym wejściu dotarła do nas informacja. Nie pamiętam kto ją dostarczył. Dostaliśmy ją bodajże w formie faksu. Rzeczywiście w tym momencie naczelnik wydziału inwestycji zareagował i sprawdził, czy to jest prawda, a następnie skontaktował się z wykonawcą i polecił zaprzestania prac – mówił w sądzie w Myszkowie Wojciech M. Jak wyjaśniał mężczyzna, spośród ofert zgłoszonych w przetargu niektóre były niekompletne i wymagały uściślenia. Urzędnicy poprosili oferentów o wyjaśnienia, wyznaczając na to odpowiedni czas. Z relacji świadka wynika, że nie miały już one znaczącego wpływu na ostateczny efekt przetargu, jednakże taka jest procedura, której należało dopełnić. Urząd miasta nie mógł podpisać umowy z wybranym wykonawcą do czasu złożenia wyjaśnień przez inne firmy startujące w przetargu, jednak było już wówczas wiadomo, kto złożył najlepszą ofertę i kogo wybierze komisja przetargowa do realizacji inwestycji. Zdaniem świadka Czesław I. nie otrzymał od urzędników żadnego – choćby „cichego” - pozwolenia na wcześniejsze wejście na budowę. Wojciech M. wspominał również, że nie przypomina sobie, by przy okazji wcześniejszych inwestycji realizowanych przez miasto zdarzyło się, że wykonawca wszedł na budowę przed podpisaniem umowy.
Jak wyjaśniał były zastępca prezydenta, osobiście nie widział wspomnianego wcześniej faksu, powiadomili go o nim prawdopodobnie pracownicy magistratu. Wojciech M. stwierdził, że takie dokumenty jak faks nie były rejestrowane w urzędzie: - Generalnie w ślad za faksem czy mailem przychodzi pismo i ono wtedy jest dokumentem już zarejestrowanym. Jeżeli po danym faksie takie pismo nie przyszło, a on stałby się już niepotrzebny, bezużyteczny, to zostałby wyrzucony lub wpięty w dokumenty jako nazwijmy to „brudnopis”. Jego zdaniem prace, polegające na ściągnięciu humusu, które to wykonywane były jeszcze przed podpisaniem umowy pomiędzy gminą Zawiercie a firmą Budomix, niekoniecznie musiałyby być wpisane do dziennika budowy.
Drugim świadkiem podczas lipcowego posiedzenia był Ryszard N., który był m.in. członkiem komisji przetargowej. Wspomniał o tym, że przy inwestycji w Kromołowie były ogłoszone dwa przetargi w pierwszej połowie 2013 roku: - O ile pamiętam były dwa podejścia do przetargu, nie pamiętam szczegółów pierwszego. Może gmina nie dysponowała środkami, ale nie pamiętam tego. Z dokumentów dostępnych w Biuletynie Informacji Publicznej zawierciańskiego magistratu wynika, że pierwsze postępowanie zostało unieważnione ze względu na fakt, że cena najkorzystniejszej oferty (ponad 5,7 mln zł) przewyższyła kwotę, którą zamawiający (gmina Zawiercie) zamierzał przeznaczyć na sfinansowanie postępowania (4,7 mln). Jak zeznał Ryszard N., pojechał on razem z Naczelnikiem Wydziału Infrastruktury Miejskiej na teren inwestycji w dniu, w którym do urzędu przyszedł faks informujący o prowadzonych tam pracach. Mężczyźni mieli sprawdzić tę informację, po czym naczelnik miał skontaktować się telefonicznie z wykonawcą, w efekcie czego prace zostały od razu przerwane. W ocenie świadka ściągnięcie humusu jest czynnością, której wykonanie powinno być odnotowane w dzienniku budowy: - Moim zdaniem ta czynność, którą wykonano przed przekazaniem placu budowy powinna znaleźć się w dzienniku budowy. To jest czynność, którą trzeba wykonać i trzeba stwierdzić, że została wykonana, dlatego tak uważam.
Trzecim i ostatnim świadkiem, który w lipcu stawił się w Sądzie Rejonowym w Myszkowie był Eugeniusz D. – ówczesny Naczelnik Wydziału Infrastruktury Miejskiej w zawierciańskim magistracie. – Pierwszy przetarg nie doszedł do skutku, został unieważniony, nie pamiętam czemu. Domyślam się – bo zdarza się bardzo często – że nie są kompletne dokumenty przetargowe i wzywa się oferentów do ich uzupełnienia. Jeśli tego nie zrobią, są wykluczeni z przetargu i dlatego przetarg trzeba powtórzyć. Doszło do drugiego przetargu, tam była podobna sytuacja, że trzeba było wzywać do uzupełnienia. Wiem, że zostały dokumenty uzupełnione i wybrano najtańszą ofertę – takie były kryteria. (…) Była w sprawie tej inwestycji taka sytuacja, że wykonawca wszedł wcześniej. Już było wiadomo, że spełnia wszystkie warunki i będzie on wybrany do realizacji prac – mówił Eugeniusz D., wspominając, że w przypadku wcześniejszych inwestycji nie zdarzyło się, by wykonawca wszedł na teren budowy przed podpisaniem umowy. Mężczyzna przyznał, że przez to, że przetarg był powtarzany skrócił się czas realizacji inwestycji, przy tym termin jej zakończenia nie uległ zmianie. Czasu było niewiele, a pracy sporo. Świadek stwierdził, że wykonawca nie otrzymał od nikogo zgody na rozpoczęcie prac przed podpisaniem umowy: - Zgody na pewno nie miał, nie wiem nic o tym, żeby w jakiejkolwiek formie mu wyrażono na to przyzwolenie, zaprzeczam jakoby coś takiego miało miejsce. Było tak, że I. zapytał mnie, czy by nie mógł wejść wcześniej, bo czas się skurczył, a zadanie było duże do realizacji, ale ja nie wyraziłem zgody.
Eugeniusz D. – podobnie jak pozostali świadkowie – opowiedział o faksie, za pomocą którego urząd miejski został powiadomiony, że na terenie inwestycji trwają prace, choć przetarg nie został jeszcze zakończony. Zdaniem świadka wiadomość przyszła od firmy z Częstochowy, która też brała udział w przetargu na budowę domów socjalnych. Jak wyjaśniał świadek, informacja zaskoczyła go i bez chwili zwłoki pojechał na teren inwestycji, gdzie potwierdził, że trwają już prace (ściągnięcie humusu): - Taka czynność, jaką zastałem powinna być odnotowana w dzienniku budowy. Wtedy nie mogło być dziennika budowy, bo jeszcze formalnie nie był wyłoniony wykonawca. Jak zobaczyłem te prace, to zadzwoniłem natychmiast do pana I., żeby je przerwał. (…) To było przed weekendem, po weekendzie sprawdziłem i nic już po naszej wizycie nie było zrobione.
O faksie mówili świadkowie, potwierdzając jego istnienie, jednak obecnie ślad po nim zaginął. – Ten faks od firmy w Częstochowie miałem w ręce, nie wiem co z nim zrobiłem. Na każdą sprawę jest zakładana teczka, gdzie są te dokumenty. Ale po rozpoczęciu śledztwa ten dokument się nie znalazł. Dokumenty, które wpływają do urzędu zawsze zostają. Ten dokument powinien chyba zostać w urzędzie, tematu już się nie dało ukryć, jeden z oferentów zauważył. (…) Ja uważam, że ten faks powinien być wpięty do teczki dotyczącej tej inwestycji, mnie się wydaje, że go tam umieściłem, ale potem się okazało, że go tam nie ma – relacjonował Eugeniusz D. Z rozmowy z wykonawcą o przerwaniu prac oraz wizyty na terenie inwestycji nie sporządzono żadnej notatki służbowej, fakty te nie zostały nigdzie odnotowane, ani potwierdzone: - (…) żadnych notatek nie sporządzałem. Uznałem, że skoro zostało zrealizowane moje zalecenie, żeby zeszli z budowy, to nie jest to potrzebne, konieczne. (…) Na takie czynności nie ma żadnych delegacji, nie wiem czy w ewidencji czasu pracy takie wyjście było odnotowane.
Świadkowie chronią prezydenta?
Spośród trzech świadków, dwóch z nich było członkami komisji przetargowej przy budowie domów socjalnych w Kromołowie w 2013 roku – Eugeniusz D. oraz Ryszard N. Wszyscy świadkowie zgodni byli, że były prezydent nie miał wpływu na pracę komisji. Eugeniusz D. i Ryszard N. dodali również, że nie informowali ówczesnego prezydenta o przebiegu prac. W zeznaniach świadków padły również stwierdzenia, że Ryszard Mach nie wyrażał szczególnego zainteresowania tą konkretnaą inwestycją oraz że ani Czesław I., ani Bartłomiej K. (jeden z oskarżonych w procesie) nie powoływali się nigdy (wobec nich) na znajomość z prezydentem Machem. Wojciech M., który był wówczas zastępcą Ryszarda Macha dodawał również, że nie widział nigdy, by do włodarza miasta przychodzili petenci z upominkami. W jego gabinecie też nigdy nie zauważył żadnych „prezentów”.
Edyta Superson
Napisz komentarz
Komentarze