(Zawiercie) Na stronie „Pasjonaci Ratownictwa”, na portalu Facebook 26 września został opublikowany post zatytułowany „Historia tragiczna. SOR Zawiercie”. - Potrzebowałam czasu, żeby to napisać publicznie. Od śmierci mamy minęły dwa tygodnie, a my dalej nie możemy się pogodzić z tym, jak w lekceważący sposób polska służba zdrowia podchodzi do pacjenta – można przeczytać w dramatycznym wpisie. Wynika z niego między innymi, że kobieta, która wcześniej cierpiała na raka migdałka trafiła do zawierciańskiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Dlaczego? Po leczeniu pobrane zostały wycinki. Sytuacja potem miała się znacznie skomplikować. Kobieta dostała krwotoku, który jak zostało wskazane prawdopodobnie pojawił się w miejscu pobrania wycinka z korzenia języka. Chora trafiła na SOR. Po niedługim czasie od wyjścia z oddziału zmarła. Sprawą zainteresowali się reporterzy programu Uwaga, który 2 października wieczorem był realizowany przed Szpitalem Powiatowym w Zawierciu.
- Po poinformowaniu o trzech obfitych krwotokach (czwartek, niedziela, poniedziałek) Pan dyspozytor stwierdził, że krwotok, gdzie krew wypływa „bez przeszkód” nie jest bezpośrednim zagrożeniem życia. Musieliśmy zadzwonić do lekarza rodzinnego i prosić o wizytę domową, aby ten zadzwonił po transport, z którym ośrodek ma podpisany kontrakt. Mamę zabrano na sygnale karetką pogotowia na SOR Zawiercie. Po przywiezieniu na SOR zostawiono mamę na środku sali, na wózku inwalidzkim i dali jej torbę, w razie kolejnego krwotoku – to kolejny fragment wpisu, który wzbudził lawinę komentarzy i spotkał się ze sporym odzewem społecznym. Wynika z niego, że po jakimś czasie pacjentce pobrano krew do badań.
- Po około 2h oznajmili, że nie zanieśli krwi do badania i krew skrzepła, i będzie konieczne pobranie krwi drugi raz – czytamy w poście.
Jak można wywnioskować z dalszej części kobieta dostała kroplówki między innymi dwie przeciwkrwotoczne.
- Mama chorowała na raka migdałka lewego podniebnego z naciekiem na język, była po 35 radioterapiach i 4 chemioterapiach. Po leczeniu były pobrane wycinki, z których jasno wynikało, że pokonała raka. Mama w momencie przyjęcia na SOR raka już nie miała, a krwotok prawdopodobnie pojawił się w miejscu pobrania wycinka z korzenia języka. Mama została przywieziona na SOR około godziny 13.40, lekarz wezwał ją na konsultację około godziny 20.30. Wyniki badań wyszły dobre, nie licząc hemoglobiny. (…) Pani doktor stwierdziła, że przy następnym krwotoku mamy się kierować do najbliższego oddziału laryngologicznego – to kolejny fragment wpisu, z którego dalszej części można dowiedzieć się, że kobieta została wpisana w stanie ogólnie dobrym z receptą na tabletki przeciwkrwotoczne.
- I uwaga... Po 30 min od przyjazdu z SOR-u mama dostała kolejnego krwotoku, niestety śmiertelnego. Nie będę opisywać tego, co działo się u Nas w domu, ale nakreślę, że udusiła się skrzepami. Zaniedbanie, które jest przerażające. Moja mama mogła żyć, gdyby ktoś podszedł do sprawy w głową. Wystarczyło ją przetransportować tam, gdzie mogliby jej pomóc. Wygrała walkę z rakiem, przegrała z SOR-em. Proszę Was.. Udostępniajcie to.. Niech każdy wie, że na SOR trafia się by walczyć o swoje zdrowie, nawet życie. Nie dajcie się – czytamy w poście.
TELEWIZJA PRZED SZPITALEM
W programie Uwaga, a konkretnie w Uwadze po Uwadze (TTV) poruszana była sprawa śmierci kobiety, która miała umrzeć niecałą godzinę po opuszczeniu SOR.
- Mamy do czynienia z pacjentką, która przebyła radioterapię z powodu nowotworu. Radioterapia uszkadza nie tylko tkanki nowotworowo zmienione, ale również i wszystkie tkanki otaczające. W związku z tym jednym z powikłań radioterapii są krwawienia. Ja jestem nadal czynnym chirurgiem i mamy pacjentów po radioterapii przewodu pokarmowego i każdy epizod krwawienia jest wskazaniem do przyjęcia do szpitala, bo ja nie jestem w stanie przewidzieć, jak rozwinie się dalsze krwawienie. (…) W tym konkretnym przypadku ja przysłuchiwałem się, przeanalizowałem dokumentację nie ma słowa napisanego, że pacjentka opuściła Szpitalny Oddział Ratunkowy na własne żądanie. Ona powinna zostać w szpitalu moim zdaniem. Kwestia inna, czy w przypadku masywnego krwotoku udałoby się ją uratować, ale była możliwość intubacji i pomożenia jej w tej dramatycznej sytuacji – powiedział w siedzący w studiu Uwagi profesor Krzysztof Bielecki.
Materiał można obejrzeć pod linkiem http://uwaga.tvn.pl/uwaga-po-uwadze,2680,n/uwaga-po-uwadze-3-x-2017,242686.html.
POGOTOWIE: BRAK ZNAMION BŁĘDU PRACY DYSPOZYTORA
- Żadna oficjalna skarga autora tekstu na Facebooku do Rejonowego Pogotowia Ratunkowego w Sosnowcu nie wpłynęła – przekazał Arkadiusz Głąb rzecznik prasowy Rejonowego Pogotowia Ratunkowego w Sosnowcu.
2 października na żywo z Zawiercia na antenie TTV realizowany był program UWAGA. - Od kilku dni redaktorzy TVN kontaktowali się z Rejonowym Pogotowiem Ratunkowym w celu udostępnienia zgłoszeń (dwóch) z dnia 11 września br. dotyczących wspomnianego zdarzenia oraz uzyskania informacji i wyjaśnień. Wstępnie przedstawiciel Pogotowia Ratunkowego w Sosnowcu miał brać udział w nagraniu, lecz wydawca w dniu nagrania ze względu na brak znamion błędu w pracy dyspozytora zrezygnował z jego udziału – dodał rzecznik, który na dowód przekazał wspomniane nagrania także naszej redakcji.
SZPITAL WYDAJE OŚWIADCZENIE
- W związku z niepełnymi i częściowo nieprawdziwymi informacjami publikowanymi na łamach portalu społecznościowego przez rodzinę zmarłej pacjentki potwierdzamy, że istotnie we wrześniu br. na Szpitalny Oddział Ratunkowy została przywieziona pacjentka przez Zespół Ratownictwa Medycznego. Pacjentka została skierowana do szpitala, po wizycie lekarza rodzinnego, z powodu nawracających od 5 dni krwawień z jamy ustnej. Kobieta była zaopatrzona i obserwowana w SOR przez około 7 godzin – czytamy w oświadczeniu.
U chorej zostały dwukrotnie wykonane badania laboratoryjne. - Od początku przyjazdu do samego końca u kobiety nie stwierdzono żadnego czynnego krwawienia z jamy ustnej. Mimo to pacjentka otrzymała lek przeciwkrwotoczny. Według lekarza zajmującego się pacjentką, w trakcie 45 minutowej rozmowy, została ona poinformowana, że nasz szpital nie posiada oddziału laryngologicznego i zaproponowano chorej leczenie w innym szpitalu z ostrym dyżurem laryngologicznym. Chora nie wyraziła na to zgody twierdząc, że w dniu następnym zgłosi się do swojego lekarza laryngologa/onkologa. Przy wypisie pacjentka otrzymała skierowanie wielokierunkowe Poradnia Specjalistyczna Laryngologiczna/ Oddział Otolaryngologiczny oraz receptę na leki przeciwkrwotoczne. Pacjentka opuściła Szpitalny Oddział Ratunkowy samodzielnie. Od pierwszych minut pobytu pacjentka miała zapewnioną opiekę medyczną. Nie mniej dyrekcja szpitala, zgodnie z wewnętrznymi procedurami, wszczęła w tej sprawie postępowanie wyjaśniające wydając stosowne zarządzenie. Ponadto wystąpiono do Konsultantów Wojewódzkich w dziedzinach: Otorynolaryngologii, Radioterapii Onkologicznej, Medycyny Paliatywnej i Onkologii Klinicznej z prośbą o wyrażenie opinii w poruszanej sprawie. Zabezpieczono dokumentację medyczną i zapis monitoringu wizyjnego z kamer umieszczonych na SOR. O śmierci pacjentki dyrekcja szpitala dowiedziała się z portalu społecznościowego. Mimo to szpital niezwłocznie podjął próby kontaktu z rodziną - bezskuteczne. Do dziś nie wpłynęła też żadna oficjalna skarga, nie ma też pełnej informacji na temat przyczyny śmierci pacjentki. Dyrekcja Szpitala Powiatowego w Zawierciu składa rodzinie szczere wyrazy współczucia i wyraża ubolewanie z powodu straty najbliższej osoby – czytamy w oświadczeniu szpitala, które zostało podpisane przez Sławomira Milkę, który pełni obowiązki zastępcy dyrektora do spraw lecznictwa.
Monika Polak-Pałęga
Napisz komentarz
Komentarze