Przybynów. Opieka Społeczna z Żarek ostrzegała: nie mamy dobrej opinii o tej rodzinie!
Krytykowana przez nas, niezrozumiała, pełna błędów i przeinaczeń decyzja Sądu o odebraniu dzieci matce i umieszczeniu ich w rodzinie zastępczej to początek gehenny. Ale to, co stało się później, nie da się nazwać inaczej jak skandalem. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie wskazało Sądowi możliwość umieszczenia dzieci u młodego małżeństwa w Przybynowie. Rodzina powinna być zbadana, czy ma umiejętności opieki nad dziećmi. To, że K. to młode, bezdzietne małżeństwo (kobieta ma 20 lat) ich nie dyskwalifikuje do roli rodziców zastępczych. Ale fakt, że mieszkają wspólnie w jednym domu ze starszą, chorą na Alzheimera kobietą, babcią mężczyzny, którą zaniedbują, to już nie tylko brak empatii. To nieludzkie traktowanie starej, schorowanej kobiety. Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Żarkach wielokrotnie interweniował w sprawie źle sprawowanej opieki nad starszą panią. PCPR przed powołaniem rodziny z Przybynowa na rodziców zastępczych był informowany o problemach, które narastały do dawna. Już w październiku br. MGOPS w Żarkach powiadomił myszkowską prokuraturę o nieprawidłowym sprawowaniu opieki nad panią Mieczysławą. Bezpośrednią opiekę nad kobietą mieli obowiązek sprawować córka i syn pani Mieczysławy, ale faktycznie kobieta mieszka z wnuczkiem i synową, państwem K. To im myszkowski PCPR powierzył opiekę nad trójką dzieci Agnieszki.
Dyrektor MGOPS w Żarkach Teresa Kowacka obszernie przedstawiła nam sytuację rodziny: - PCPR w Myszkowie przed powołaniem państwa K. na rodzinę zastępczą pytał nas o opinię, więc powiedzieliśmy, że nie możemy dać im rękojmi, właśnie ze względu na to, że często musimy interweniować w sprawie źle sprawowanej opieki nad panią Mieczysławą, babcią K., która mieszka z nimi w jednym domu. Sytuacja była tam lepsza do czasu, gdy żył mąż pani Mieczysławy, Stanisław. Mężczyzna poruszał się na wózku, po amputacji obu nóg, ale był sprawny psychicznie. Zmarł w czerwcu br.; ale już wcześniej mieliśmy zastrzeżenia do jakości opieki sprawowanej przez rodzinę.
Ewa Jaworska z MGOPS Żarki jest pracownikiem socjalnym, starszym specjalistą pracy socjalnej. Bezpośrednio opiekowała się starszym małżeństwem: - Wymogliśmy na rodzinie, aby przeprowadzić starsze małżeństwo do pokoju na parterze, właściwie sutereny, żeby ten pan miał możliwość wyjechania na wózku na podwórko. Zobowiązałam rodzinę do przygotowania mieszkania, gdyż warunki tam były bardzo trudne. W mieszkaniu na górze nigdy nie byłam. Często docierały do nas informacje, że ci starsi ludzie są bez żadnej opieki. Odwiedzała ich opiekunka socjalna. Gdy zaczęła im robić zakupy, starsi państwo nagle zdziwili się, że na wszystko im starcza pieniędzy. Wszystkie zakupy były wpisywane do zeszytu, na podstawie paragonów. Gdy zmarł pan Stanisław, nasi pracownicy mieli bardzo utrudniony dostęp do pani Mieczysławy, podwórko zamknięte na taki gruby łańcuch, ujadające psy.
Sytuacja w opinii pracowników socjalnych z Żarek była na tyle trudna, że zdecydowali się o sytuacji powiadomić prokuraturę. Teresa Kowacka cytuje nam fragment zawiadomienia: „Pani Mieczysława miała zapewnioną pomoc ze strony tut. Ośrodka w formie usług opiekuńczych. 16.05.17 zrezygnowała z usług, za namową córki, która oświadczyła, że będzie sprawować opiekę nad matką. Pomimo kilkukrotnych interwencji i zapewnień, że będą sprawować właściwie opiekę nad staruszką, pani Mieczysława nadal krąży po Przybynowie i skarży się mieszkańcom, że nie ma co jeść, prosi o jedzenie. Do Ośrodka napływają liczne zgłoszenia dot. sytuacji pani Mieczysławy. Wpłynęło też zgłoszenie do policji, od mieszkanki Przybynowa, że pani Mieczysława przyszła do niej cała przemoknięta i głodna.” I dodaje, że pracownikom socjalnym MGOPS nie udawało się dostać na posesję wiele razy, nawet w asyście Staży Miejskiej. W oknach za to widać było dzieci (Agnieszki z Nowej Wsi).
Właśnie w takich warunkach, w tej rodzinie od 23. listopada przebywała trójka dzieci Agnieszki, skierowanych tam decyzją Sądu. Miejsce wskazało Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Państwo K. młode małżeństwo nietrudno zauważyć, że żyją w biedzie. 3000 zł z PCPR i 1500 zł świadczenia 500+ miesięcznie za trójkę dzieci to dla nich nawet kilkukrotny wzrost dochodów miesięcznych. Ale nawet nie warunki lokalowe, gdzie trafiły dzieci są najważniejsze, choć warunki te są fatalne. Ponownie zarzut w kierunku myszkowskiego PCPR. Nie widzieli tego?
Najgorsze jest całkowite niezrozumienie państwa K. na czym polega „piecza zastępcza”. Od 23 XI, gdy dzieci do nich trafiły Agnieszka, ich matka, mogła swobodnie odwiedzić dzieci raz, 6 XII po interwencji Gazety Myszkowskiej. Najstarszą Nadię (10 lat) mama i ojciec swobodnie odwiedzali przez kilka dni, bo dziecko trafiło do szpitala. Agnieszka spędzała w szpitalu całe popołudnia, wzięła urlop, by w niektóre dni być z córką ciągle. Młodszej córki i synka do 20 XII nie widziała ani raz. Choć sama, jak i nasza gazeta interweniowały w PCPR, że państwo K. nie dopuszczają rodziny do kontaktów z dziećmi. Pomoc dyrektor PCPR Małgorzaty Pawlik-Karcz była żadna. Choć w sposób rażący rodzina zastępcza naruszała prawa dzieci i rodziców do swobodnych kontaktów.
6 XII to jedyny dzień od kilku tygodni, kiedy Agnieszka spotyka się z całą trójką dzieci w domu państwa K. w Przybynowie. Wtedy nie wiedzieliśmy, że dzień wcześniej po raz kolejny interweniowali tam pracownicy żareckiej opieki społecznej. Teresa Kowacka, Kierownik MGOPS ponownie sięga to teczki z aktami rodziny: - 5 grudnia była u państwa K. nasza Pracownik Socjalna Marta Grudziewicz, razem ze Strażą Miejską, ponieważ wcześniejsze próby wejścia na posesję często były utrudnianie. Przeczytam panu fragment notatki: „Na miejscu zastaliśmy panią Mieczysławę śpiącą na betonowej podłodze w kałuży moczu. W mieszkaniu nie było żadnych produktów żywnościowych. Przeprowadzono rozmowę w wnuczką, panią K., która poinformowała, że nie opiekuje się babcią, ponieważ ma na wychowaniu troje dzieci”. Trzy dni później jedno z dzieci, którymi „opiekują się” państwo K. trafiło do szpitala.
W piątek 15 grudnia, państwo K. złożyli rezygnację z funkcji rodziny zastępczej. Ale dalej utrudniali matce kontakt z dziećmi. Kategorycznie też mieli twierdzić, że ojca dzieci w ogóle nie wpuszczą do domu. Po południu Agnieszka pojechała do Przybynowa razem z koordynatorem rodziny Jadwigą Skalec. Nie zostały wpuszczone do domu. Pozwolili na krótko wyjść dzieciom do matki na podwórko.
Jadwiga Skalec, koordynator rodziny z PCPR: - Państwo K. zrezygnowali z funkcji rodziny zastępczej, ale moim zdaniem to jakaś fatalna pomyłka, że w ogóle dopuszczono ich do tej funkcji. Nie brałam udziału w tym procesie, poznałam ich dopiero jak zostałam przydzielona pani Agnieszce na asystenta rodziny. Ci państwo nie mają ani umiejętności opieki nad dziećmi, ani warunków lokalowych, które są po prostu fatalne.
Mam nadzieję, że ta kobieta szybko odzyska dzieci. Jeżeli nie na stałe, to choćby na Święta.
Sąsiedzi o rodzinie K.
We wtorek jedziemy do Przybynowa. Nie dają nam spokoju zasłyszane opinie o małżeństwie K. Wcześniej Jadwiga Skalec, koordynator rodziny w PCPR mówi, że w rozmowie z panią K., ta miała jej mówić, że nie odwiedzała Nadii w szpitalu, ponieważ…. poroniła. Podobno ze stresu, jaki wywołała w niej cała sytuacja. Pod kościołem w Przybynowie sporo ludzi, rekolekcje. Ze znalezieniem chętnych do rozmowy o małżeństwie K. nie ma więc trudności.
- Znacie panowie to młode małżeństwo? Ona (podaję imię i nazwisko) chyba nie pochodzi z Przybynowa.
- O słonicę pyta - mówi jeden z mężczyzn do kolegi.
Słonica? Co macie na myśli? - pytam mocno zdziwiony.
- No wie pan, u samicy słonia ciąża trwa 2 lata, najdłużej ze wszystkich zwierząt. A ta (K.) to już 4 lata w ciąży chodzi. Jesienią to jeździła po wsi z wózkiem dziecięcym, ale psa, nie dziecko miała w środku.
A on?
- To chłopak adoptowany.
- To nie ma znaczenia - oponuję.
- Roboty to on długo żadnej nie utrzymał. Siano na niego mówią - mówi drugi mężczyzna.
Siano? - pytam ponownie zdziwiony.
- No wie pan, siano, od zioła. Przypalić podobno lubi. I z tą starszą, chorą kobietą, babką chłopaka to wszystko prawda. Pomocy społecznej nie chcą wpuszczać, bo im na ręce patrzy. Z opieki zrezygnowali, bo płacić trzeba, a tak całą emeryturę babci zabierają. Ucieka im. A co ma nie uciekać. Ten łańcuch na bramie to też nie z powodu psów, tylko babci. Żeby nie zwiewała.
Do Sądu, a Sądu nie ma!
W poniedziałek 18. grudnia 2017 już z chwilą otwarcia Sądu Rejonowego na korytarzu czekała Justyna Maciąg-Sokół pracownik socjalny z PCPR, asystent rodziny przydzielony do pomocy pani Agnieszce przez PCPR, Jadwiga Skalec i sama Agnieszka. Z samego rana poprosiły o rozmowę z Przewodniczącą Wydziału Rodzinnego i Nieletnich sędzią Małgorzatą Ulczycką-Zamorą. Ta poinformowała, że w związku z rezygnacją państwa K. z funkcji rodziny zastępczej, wydane zostało postanowienie, aby PCPR w ciągu 3 dni wyznaczył inne miejsce pobytu dzieci. To oznacza, że na ten dzień Sąd nie przychylił się do prośby również urzędników z PCPR, aby dzieciom przynajmniej na czas Świąt Bożego Narodzenia, pozwolić na powrót do domu. Jak zostały poinformowane przez sędzię, Przewodniczącą Wydziału, decyzja w tej sprawie zależy od sędzi prowadzącej postępowanie, czyli od Agnieszki Pieńkowskiej-Szekiel. Ta od 9.00 na cały dzień miała rozpisane rozprawy. Czekamy więc, licząc na kilka minut rozmowy przed 9.00. Pracownika ochrony sądu pytam, czy widział, żeby sędzia wchodziła już do Sądu: Sędzia Szekiel? Ale ona to przed 10-tą nie przychodzi.
- Ale ma wokandę rozpisaną od 9-tej, to chyba będzie za chwilę? (jest 8:30)
A… to nie wiem - mówi ochroniarz.
Mija 9.00, później 9:30. Żadna z rozpraw w których orzekać ma sędzia Agnieszka Pieńkowska-Szekiel się nie zaczęła. Pod salą rośnie tłum osób oczekujących na kolejne rozprawy. Pojawia się Przewodnicząca Wydziału Rodzinnego sędzia Ulczycka-Zamora, więc pytamy: co z sędzią Pieńkowską-Szekiel? -Sprawdzam to - pada odpowiedź. Po 10.00 na drzwiach sali sądowej pojawia się informacja, że wszystkie rozprawy z 18 grudnia zostały odwołane z powodu choroby sędziego. Nie wiem jakie standardy pracy obowiązują w myszkowskim Sądzie, ale w normalnej firmie pracownik powiadamia, że nie będzie go w pracy „z powodu choroby”.
18 grudnia do Sądu Rejonowego w Myszkowie wpływa pismo procesowe radcy prawnego Moniki Stańczyk- Mroczko, reprezentującej Agnieszkę o uchylenie postanowienia o umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej i wyrażenie zgody na urlopowanie dzieci na czas Świąt, od Wigilii Bożego Narodzenia do stycznia 2018: Od 23.11.17 małoletni Nadia, Maja i Damian przebywają w pieczy zastępczej u państwa K. w Przybynowie. Podczas pobytu małoletnich w pieczy zastępczej doszło do naruszenia ich zdrowia. Nie została zapewniona odpowiednia opieka medyczna, skutkiem czego małoletnia Nadia trafiła do szpitala z rozpoznaniem zapalenia płuc. Na zapalenie oskrzeli zapadła Maja, a Damian pomimo kaszlu, nie został zdiagnozowany. (…) Państwo K. samowolnie zmienili szkołę Nadii i Mai oraz przedszkole Damiana odcinając małoletnich od środowiska rówieśniczego. Sprawujący pieczę zastępczą nie uwzględnili potrzeb religijnych małoletnich nie uczestnicząc wraz z małoletnimi w niedzielnej Mszy Świętej. Nie uwzględnili faktu przygotowywania się przez małoletnią Nadię do Pierwszej Komunii Świętej.” Pełnomocnik Agnieszki przedstawiła też sądowi inne możliwości: przejęcie opieki w formie pieczy zastępczej przez babcię dzieci, panią Stefanię, bardzo z nimi zżytą. Po drugie, mąż Agnieszki (jemu zarzucano nadużywanie alkoholu i przemoc wobec żony), zobowiązał się wyprowadzić z domu, gdyby sąd postawił taki warunek dla powrotu dzieci. Trzecia możliwość - dana Sądowi pod rozwagę - że Agnieszka z dziećmi zamieszka w wynajętym mieszkaniu, które osoba prywatna zgodziła się jej udostępnić nieodpłatnie w centrum Myszkowa.
Ciekawe, co przekona Sąd do oddania dzieci matce, choćby na czas Świąt? O ile ktoś w Sądzie Rejonowym w Myszkowie przed Bożym Narodzeniem raczy przeczytać akta.
Napisz komentarz
Komentarze