(Ryczów) Do wstrząsającej tragedii doszło 8 listopada po godzinie 6.00 w Ryczowie (gmina Ogrodzieniec). Na skutek pożaru w domu przy ulicy Armii Krajowej życie stracił 76-letni mężczyzna. Na ratunek ojcu ruszył bohatersko syn. Niestety, było za późno, bo starszy człowiek zdążył się już zaczadzić.
Sytuacja była bardzo poważna. W czasie wybuchu ognia w domu obecne były małe dzieci i ich rodzice. Dziadkowie przebywali na dole. Spaleniu uległo łóżko, opalone zostały ściany. Temperatura mogła osiągnąć nawet ponad 200 stopni Celsjusza.
Strażacy twierdzą, że 76-latek leżał tuż obok wersalki. Jeszcze przed przyjazdem odpowiednich służb ogień ugasił syn ofiary. Gdyby nie jego postawa straty nie tylko materialne mogłyby być o wiele większe, trzeba było ratować dzieci.
Gdy przyjeżdżamy na miejsce tragedii rodzina początkowo nie chce z nami rozmawiać, dopiero po kilku minutach nabiera zaufania.
- Kiedy zobaczyłam kłęby dymu zrozumiałam, że musimy wychodzić. A tu jeszcze dzieci - mówi z drżeniem w głosie kobieta, która mieszka na górze. Naszej rozmowie przygląda się sąsiadka, która wygląda na bardzo przejętą całą sytuacją.
- Obudziła mnie dopiero straż – wspomina tragiczny poranek.
- Pierwsze, co zrobiłem, to wylałem trzy wiaderka wody na palącą się wersalkę. Sprawdziłem tacie puls. Nie wyczułem – relacjonuje syn zmarłego mężczyzny.
76-latek był chory i miał problemy z płucami. Nie udało się go uratować. – Z wersalki to zostały same szczątki, a przecież była dosyć gruba. Dobrze, że chociaż babcia wyszła. Opowiadała, że czuła jak ją dusi. Nie mogła złapać powietrza. Przyleciała do nas na górę – opowiadają pogorzelcy.
Jako pierwsza na miejscu zjawiła się straż z Zawiercia. Miejscowi druhowie z OSP pojawili się ostatni. Nie wszyscy potrafili zachować się w odpowiedni sposób. Wiele osób zadawało pytania nie na miejscu.
- Nasza pani radna (Zofia Adamusińska- przyp. red.), jak syn rano poszedł do sklepu to się go zapytała: „co dziadek się żywcem spalił?”. To jest nasza radna, tak powiedziała do syna. Jak można tak o tragedii rodzinnej mówić– mówią zbulwersowani rodzice.
- Jedyne opalenie tata miał na prawej nodze – wyjaśnia syn ofiary. Władze samorządowe planują odwiedziny u pogorzelców.
- Będziemy monitorować sytuację i w razie potrzeby zaoferujemy rodzinie pomoc – zapowiada Dariusz Ptaś, sekretarz Miasta i Gminy Ogrodzieniec. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przyczyną wybuchu ognia był niedopałek papierosa. (mpp)
Napisz komentarz
Komentarze