(Szczekociny) Wszyscy byli w szoku, gdy w pobliżu Szczekocin doszło do katastrofy kolejowej, w której zginęło 16 osób. Zderzenie dwóch pociągów osobowych relacji Kraków-Warszawa i Przemyśl-Warszawa na nogi postawiło łącznie 400 policjantów i 450 strażaków. W pomoc rannym, jako pierwsi włączyli się okoliczni mieszkańcy. Poszkodowanych przewożono do szpitali w Piekarach, Sosnowcu, Myszkowie, Zawierciu, Katowicach oraz Częstochowie. Była to najtragiczniejsza katastrofa kolejowa od ponad 20 lat. Prokuratura Okręgowa w Częstochowie bada, dlaczego pędzące z prędkością ponad 100 km na godzinę pociągi zderzyły się i dlaczego jechały jednym torem. Pierwsze zarzuty postawiono dyżurnemu ruchu z nastawni w Starzynach.
Ciała układane były na ziemi jedno przy drugim, dostępu do nich bronili strażacy. Ludzie, którzy stali z boku z przerażeniem obserwowali jak rośnie liczba zwłok. Wśród ofiar śmiertelnych znalazły się obywatelka USA i Ukrainka. Policjanci starali się zabezpieczyć miejsce przed gapiami. Pomagali również ratownikom w uwolnieniu tych osób, które pozostawały w pociągach. Funkcjonariusze przeszukiwali teren w poszukiwaniu ofiar, które w szoku mogły uciec z rozbitych wagonów. W katastrofie rannych zostało ponad 50 osób. Wśród pasażerów znaleźli się obywatele Ukrainy, Hiszpanie i Francuzi. Do zawierciańskiego szpitala trafiło 12 pacjentów.
SZYBKA REAKCJA LOKALNYCH WŁADZ
Wśród tych, którzy przyjechali na miejsce katastrofy znalazł się starosta zawierciański Rafał Krupa, przewodniczący Rady Powiatu Zawierciańskiego Adam Rozlach, burmistrz miasta i gminy Szczekociny Krzysztof Dobrzyniewicz. Władze lokalne zareagowały w sposób błyskawiczny. Szybko zorganizowano pomoc. W mgnieniu oka stanęły namioty.
- Jeszcze nie ochłonąłem po tej tragedii. Tego dnia miałem jechać na koncert Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca Mazowsze, ale odmówiłem. Może to była intuicja. Kolejny dziwny zbieg okoliczności sprawił, że w chwili, kiedy doszło do wypadku wraz z Komendantem Powiatowym Państwowej Straży Pożarnej w Zawierciu i Gminnym Komendantem Straży Pożarnej w Starzynach byliśmy zaledwie 3 kilometry od miejsca katastrofy na rocznym zebraniu sprawozdawczym OSP Goleniowy. Dosłownie kwadrans po zderzeniu zjawiliśmy się na miejscu. Natychmiast przybyła także karetka z punktu w Szczekocinach i służby PSP, które tam stacjonują. Było bardzo ciemno, ale na szczęście samochód ratowniczy miał w swoim wyposażeniu agregat, który pozwolił na oświetlenie pociągu. Zobaczyliśmy jak ludzie w szoku próbują wyskakiwać przez okna i spadają z nasypów kolejowych. Próbowaliśmy uspokajać rannych – relacjonuje z przejęciem w głosie burmistrz Dobrzyniewicz.
Jak przyznaje, ta tragedia na zawsze pozostanie w pamięci lokalnej społeczności. Każdy, kto tylko był w stanie chciał pomóc ofiarom katastrofy.
- Staraliśmy się, by ludzie, którzy są w stanie wyjść o własnych siłach gromadzili się obok wozu strażackiego. Natychmiast otworzyliśmy szkołę w miejscowości Goleniowy, gdzie byli przewożeni poszkodowani. Uruchomiliśmy także autobus, ale mieszkańcy gminy wozili ich tam nawet prywatnymi samochodami. Najgorzej wyglądała sytuacja na torowisku. Wagony były zmiażdżone. Ludzie wołali o pomoc. Byliśmy bezsilni do czasu przyjazdu straży z profesjonalnym sprzętem. Mieliśmy kilka folii termicznych, więc przykrywaliśmy rannych, by zapobiec wyziębieniu. Później zaczęły już przyjeżdżać służby ratownicze i straż. Jestem pełen podziwu dla wszystkich, którzy wchodzili do tych zmiażdżonych wagonów i narażając własne życie starali się pomóc innym. Jestem także dumny, że mieszkańcy gminy Szczekociny potrafili zachować się tak odważnie – dodaje z dumą burmistrz Dobrzyniewicz.
Cały czas na miejscu pozostawał także starosta Rafał Krupa, który pilnował, aby ranni byli zabezpieczeni w szpitalach.
- Jeśli chodzi o rodziny ofiar zdarzenia, z inicjatywy starosty zabezpieczono dla nich pobyt w hotelu OSiR w Zawierciu. Dotychczas z tego miejsca skorzystało 9 osób (rozlokowanych w 4 pokojach), nadal korzystają dwie i zamierzają skorzystać kolejne dwie osoby. Przybywający do Zawiercia bliscy zabitych i hospitalizowanych pasażerów pociągów mają bezpłatnie zagwarantowany nocleg i wyżywienie. Pokrycie rachunków zadeklarował wojewoda śląski i jemu też przesłane zostaną faktury. W hotelu „Amazonka” w Irządzach przebywali członkowie rodziny tragicznie zmarłej w katastrofie obywatelki USA – mówi rzecznik prasowy Starostwa Powiatowego w Zawierciu Maciej Pawłowski.
Chorych odwiedzali samorządowcy, którzy z podziwem patrzyli na bohaterską postawę mieszkańców. To właśnie dzięki nim wielu osobom udało się przeżyć.
- Katastrofa kolejowa pod Szczekocinami to jedna z największych tragedii na terenie Ziemi Zawierciańskiej. Gdy dotarła do nas ta wiadomość od razu podjęliśmy w urzędzie działania, które mogłyby pomóc poszkodowanym i ich rodzinom. Zabezpieczyliśmy autobusy Zakładu Komunikacji Miejskiej i kierowców, przygotowaliśmy miejsca noclegowe dla rodzin osób hospitalizowanych w naszym mieście. Byłem także w Szpitalu Powiatowym, rozmawiałem z lekarzami. Obserwując te wszystkie działania ratunkowe widziałem pełen profesjonalizm wszystkich naszych zawierciańskich służb i tych które dotarły do nas z zewnątrz. Tej ratunkowej armii osób należą się naprawdę gorące podziękowania – komentuje prezydent Zawiercia Ryszard Mach.
PIES „AMATOR” PRZESZUKIWAŁ TEREN
Nie tylko mieszkańcy gminy Szczekociny udowodnili, że mają ogromne serca. W akcji ratowniczej brał udział także stomatolog z Zawiercia dr n. med. Tomasz Męcik-Kronenberg wraz ze swoim psem tropiącym o imieniu Wacek.
- Kiedy Wacek miał 3 lata zabrałem go ze schroniska w Bielsku-Białej. Pies nie miał wcześniej łatwego życia. Zanim trafił do schroniska został przez swoich poprzednich właścicieli okaleczony. Ponieważ jest to labrador, postanowiliśmy go wyszkolić. Efektem 3-letniego własnego szkolenia była pomoc podczas poszukiwania ofiar we wrakach pociągów. To był debiut Wacka w tak wielkiej katastrofie – mówi właściciel psa Tomasz Męcik-Kronenberg.
Wacek nie tylko jako pierwszy pies tropiący pojawił się na miejscu katastrofy, był jedynym amatorem spośród psów, które pomagały podczas akcji. Próbując pomóc innym, labrador pokaleczył sobie łapy, jednak jak mówi lekarz weterynarii lecząca Wacka, powinien w kilka dni dojść do zdrowia.
- Pracowaliśmy w bardzo trudnych warunkach, wszędzie były ostre metalowe fragmenty oraz potłuczone szkło. Na uwagę zasługuje niesamowicie zgrana współpraca bezimiennych bohaterskich okolicznych mieszkańców, wielu grup wspaniałych strażaków, policji oraz zespołów karetek pogotowia i pracowników kolei biorących udział w akcji ratowniczej. Od tego czasu odebrałem kilka propozycji polskich i zagranicznych instytucji ratowniczych, państwowych i prywatnych, które chcą nawiązać współpracę zarówno szkoleniową jak i ratowniczą – opowiada pan Tomasz.
PRACOWALI W TRUDNYCH WARUNKACH
Na miejscu pracowało około 450 strażaków z PSP i z OSP (z województw: śląskiego, świętokrzyskiego, małopolskiego i łódzkiego). Dużą rolę w akcji ratowniczej odegrali strażacy – ochotnicy, którzy pomagali podczas uwalniania poszkodowanych z wraku pociągu. Pomoc strażaków okazała się także nieoceniona podczas udzielania wsparcia osobom poszkodowanym.
- Nasza jednostka OSP Poręba (GLM) wraz z OSP Ogrodzieniec (GBA), OSP Żerkowice (GBA), OSP Szczekociny (GLM) została oddelegowana do stacjonowania w Szkole Podstawowej w miejscowości Goleniowy. Przebywało tam ponad 100 osób poszkodowanych w wyniku katastrofy kolejowej pod Szczekocinami, którym wraz z służbami ratunkowymi (pogotowiem ratunkowym i lekarzami) udzielaliśmy pierwszej pomocy. Nasze działania polegały także na okazywaniu wsparcia, rozdawaniu kocy oraz żywności. Pomagaliśmy również w przenoszeniu poszkodowanych do karetek pogotowia. Musze przyznać, że uczestnicy katastrofy, którzy zostali przewiezieni do szkoły w Goleniowach byli w dużym szoku i niedowierzali w to co się stało – mówi strażak OSP Poręba Mariusz Ostrowski.
W SZPITALU NA PEŁNYCH OBROTACH
Na miejscu zdarzenia pracował lekarz dyżurny pogotowia w Zawierciu Rajmund Korusiewicz. To była wzorowa akcja. Ranni trafili w dobre ręce.
- Prawidłowa segregacja pacjentów i skierowanie najciężej rannych do Zawiercia uratowało życie 3 osobom. Dalszego transportu by nie przeżyły – mówi lekarz Szymon Nowak.
Do naszej lecznicy trafiali najbardziej poszkodowani. Znaleźli się wśród nich tacy, którzy mieli poważne urazy klatki piersiowej (złamanie wielu żeber) i tkanki płucnej. Lekarze i pielęgniarki przychodzili w nocy z domów i pomagali nowo przyjętym pacjentom. Przyjechało również dwóch specjalistów anestezjologów, bez których nie można byłoby przeprowadzić tak szybko operacji. Ordynator Oddziału Ortopedii i jego zastępca operowali pacjentów wspólnie z Ordynatorem Chirurgii Ogólnej.
- Dla całego zespołu chirurgicznego należą się słowa uznania za szybką i umiejętną współpracę z całym personelem pielęgniarskim wszystkich oddziałów – podkreśla Nowak.
Tuż po tragedii minister zdrowia Bartosz Arłukowicz około 6.00 nad ranem odwiedził rannych, którzy zostali przewiezieni do szpitala w Zawierciu.
- Do naszego szpitala trafił między innymi obywatel Mołdawii, ale został dosyć szybko wypisany. Nadal trzy osoby przebywają na oddziale intensywnej terapii, jedna na oddziale chirurgii urazowej i jedna na okulistyce- powiedziała dyrektor Guzik w niedzielę po godzinie 13.00.
Jaki jest stan chorych? – Trzy osoby były najciężej ranne. Dwie zoperowane zostały od razu, dziś (6.03-przyp.red.) kolejna z nich. Nie ma już bezpośredniego zagrożenia życia- mówi Jacek Pańczyk ordynator zawierciańskiego Oddziału Intensywnej Terapii.
TO NIE PIERWSZY RAZ…
To nie pierwsza tego typu katastrofa w Polsce, jednak ta jest prawdopodobnie najtragiczniejsza w skutkach. Nie każdy jednak wie, że na drogach kolejowych znacznie częściej dochodziło do tzw. wypadków bez skutkowych, gdzie zaledwie sekundy dzielą od katastrofy.
- Pod koniec lat 80-tych cudem uniknęliśmy podobnej tragedii –opowiada pan Edward. - Ja prowadziłem pociąg osobowy z Gliwic do Łodzi, a z przeciwnej strony jechał ekspres z Warszawy do Gliwic. W stacji Kłomnice (niedaleko Częstochowy) nagle zauważyliśmy, że jesteśmy na tym samym torze i zaczęliśmy hamować. Kiedy udało mi się zatrzymać pociąg spojrzałem na swoje dłonie, były tak mokre od potu, jakbym zanurzył je w wodzie. W naszym przypadku błąd popełnił dyżurny ruchu. Była to sytuacja często omawiana na szkoleniach. Dla mnie, jako emerytowanego maszynisty zastanawiające jest to, dlaczego pociąg Interregio „Jan Matejko” relacji Warszawa-Kraków znalazł się na nie swoim torze. Maszynista samoistnie nie ma możliwości zjechania na niewłaściwy tor, ponieważ drogę przebiegu przez stacje i wyjazd na tor ustawia dyżurny ruchu, a maszynista jest o tym informowany – sugeruje maszynista.
JEDEN PODEJRZANY
Do tej pory w sprawie katastrofy pod Szczekocinami prokuratura wskazała jednego podejrzanego, którym jest dyżurny ruchu ze Starzyn. Mężczyźnie zostały postawione zarzuty nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, jego stan psychiczny jest jednak na tyle poważny, że nie może on zostać przesłuchany.
- Prokurator wydał postanowienie o przedstawieniu dyżurnemu ruchu w Starzynach zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu kolejowym. Biegli stwierdzili, że na razie nie ma możliwości przesłuchania dyżurnego ruchu. Nie wiadomo kiedy stan jego zdrowia się polepszy. Przebywa on obecnie w jednym ze śląskich szpitali. Inne czynności śledcze wykonywane są na bieżąco. 6 marca miała miejsce identyfikacja ostatniej, 16 ofiary katastrofy. Był nią maszynista pociągu Interregio – informuje rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Romuald Basiński.
Basiński nie chciał komentować rzekomego fałszowania dokumentów przez dyżurnego ruchu ze Starzyn. Na stronie prokuratury pojawił się za to lakoniczny komunikat dotyczący informacji o awarii urządzeń kolejowych, o których donosiły media.
- Opublikowane ostatnio przez media informacje o stanie technicznym urządzeń kolejowych na posterunkach Starzyny i Sprowa znane były prokuraturze od wstępnego etapu śledztwa. Postawienie zarzutu dyżurnemu ruchu posterunku Starzyny poprzedzone było zapoznaniem się ze stanem technicznym zwrotnicy na tym posterunku. Zwrotnica posiada dwa sposoby uruchamiania: automatyczny i ręczny. System ręczny był sprawny, ale nic nie świadczy o tym, że dyżurny ruchu go wykorzystał. Awaria sygnalizacji posterunku Sprowa nie ma wpływu na postawienie zarzutu dyżurnemu ruchu posterunku Starzyny – czytamy na stronie internetowej Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Monika Polak-Pałęga, Justyna Banach
foto. mpp
Napisz komentarz
Komentarze