(Zdów) Zdów, to mała miejscowość w gminie Włodowice. Zwykle kościół jest miejscem, gdzie wierni znajdują spokój, ale w tej wsi świątynia stała się punktem zapalnym. Mieszkańcy są skłóceni ze swoim duszpasterzem z Góry Włodowskiej Józefem Ogorzałym. Proboszczowi zamknęli przed nosem drzwi kaplicy w Zdowie, nie wpuszczają go do środka i nie pozwalają odprawiać Mszy Świętej. Na miejscu interweniowała nawet policja, gdy omal nie doszło do bijatyki pomiędzy dwoma mieszkańcami. Wejścia do świątyni wierni bronią odkąd dowiedzieli się, że kościół i cmentarz został przekazany pod parafię w Górze Włodowskiej. Nie tylko to budzi kontrowersje, ale również próba uporządkowania cmentarza. Jak donoszą mieszkańcy chodzi o zamianę fragmentu cmentarnego, czyli poświęconego gruntu na inny kawałek ziemi.
Zdowianie pod kościół przychodzą praktycznie codziennie i twierdzą, że nigdy go nie oddadzą. Co starsi mieszkańcy pamiętają, gdy powstawał. Jest ich dumą i chlubą. Tłum nie wpuścił księdza między innymi na mszę, która miała się odbyć w piątek, 2 sierpnia. Drzwi są zamknięte, a klucze schowane. Kłótnie zaczęły się jednak wcześniej. Wierni twierdzą, że konflikt rozpoczął się od sprawy cmentarza. W proteście, przeciwko decyzjom proboszcza mieszkańcy Zdowa postanowili odwołać jedną z niedzielnych mszy. I tak się zaczęło, cała wieś jest mocno podzielona. – Wszystko odbyło się bez naszej wiedzy i za naszymi plecami. Cmentarz został przekazany pod Górę Włodowską. Do tej pory należał do Włodowic. Chcemy, by było po staremu – mówią spotkani przed kaplicą mieszkańcy wsi. Gdy przyjeżdżamy na miejsce w momencie schodzi się mnóstwo ludzi. Każdy chce coś powiedzieć, mobilizacja jest bardzo wysoka. – Pragniemy należeć do parafii Włodowice – dodaje ktoś z tłumu. Do proboszcza z Góry Włodowskiej, Józefa Ogorzałego kierują główny zarzut, że po prostu z nimi nie rozmawia. Zarzucają mu brak dialogu z wiernymi. A ci coraz częściej powtarzają, że chcą innego duszpasterza, bo sprawy poszyły już za daleko.
KONFLIKT NABIERA NA SILE
- My nie wiedzieliśmy, co ksiądz z nami robi. Dokumenty podpisało kilka osób. Wszystko poszło na parafię w Górze Włodowskiej: cmentarz i kościół. To było nasze. Nic byśmy nie odkryli, tylko zobaczyliśmy paliki na cmentarzu – twierdzi pan Stanisław Miłoch.
Nikt nie kryje swojego zdenerwowania. Ludźmi targają emocje. Stoją pod kościołem, czują się oszukani.
- To było robione potajemnie. Zawsze dawaliśmy na kościół, a teraz nastawienie się zmieniło. Ludzie normalnie od kościoła się odsuwają – nie kryją zdenerwowania mieszkańcy.
Nie podoba im się także działanie księdza w sferze uporządkowywania cmentarza. Nikt nie rozumie rozwiązań, jakie tu zastosowano. Wierni narzekają na brak dialogu z duchownym.
– Zabrali nam święte miejsce, kawałek cmentarza – wskazują parafianie.
- Chodzi o około 28 metrów bieżących – podkreśla któryś z zebranych. Ten fragment cmentarza miał zostać zamieniony na inny teren z prywatnym właścicielem obszaru przylegającego do miejsca wiecznego spoczynku.
- Takie rozwiązanie jest korzystne dla właściciela gruntu, bo w pobliżu cmentarza nie można się budować – zauważa S. Miłoch.
- Za kaplicą mamy dwie działki budowlane i to również podeszło pod parafię w Górze Włodowskiej. A my nie chcemy być w tej parafii – skarżą się mieszkańcy wsi.
- Nasi ojcowie i dziadkowie budowali kościół pod Włodowice, a teraz przyszło nam finansować kościół w Górze. Jeśli ten konflikt będzie trwał jeszcze tydzień, to tu już nawet biskup nie pomoże tylko trzeba będzie egzorcystę wzywać, bo tu jest diabeł o z takimi rogami – pokazuje Mieczysław Danek.
Dookoła atmosfera nieco się rozluźnia, ale tylko na chwilę. Każdy ma coś do powiedzenia, więc ludzkie komentarze zlewają się w jedną całość.
- Dotarliśmy do dokumentów, z których wynika, że działki nr 1958 i 573 zostały zabudowane budynkami kościołów, wzniesionymi nakładem parafii pod wezwaniem Franciszka w Górze Włodowskiej, to jest fałszywe– komentuje Janina Danek.
Kaplica nosiła nazwę Matki Bożej Różańcowej. Co starsi pamiętają dokładnie jak powstawała.
- Wieś dawała wszystkie kamienie. Pustaki były kupne, ale też za nasze pieniądze. To było budowane własnymi siłami – wspomina Stefan Jędruszek.
Emocje sięgają zenitu. Ludzie głośno komentują konfliktową sytuację. - Ksiądz wczoraj straszył nas sądami. Chcieliśmy, by cofnął te paliki (na cmentarzu – przyp. red.) do poprzedniego stanu. Ksiądz mówi, że się nie da. Znajdziemy się w sądzie i nie mamy szans wygrać, tak twierdzi – denerwuje się Halina Radosz.
Za nią głos zabierają inni. - Nie chodzi o samo cofnięcie graniczników, ale cmentarz tak jak jest w aktach został przepisany na Górę. Gdy cmentarz był budowany, to w gminie mój mąż, który był wójtem, sołtys i ksiądz Oleksy podpisali dokumenty, że teren należy do Włodowic – przypomina 81-letnia J. Danek.
- Jaki nakład Góra (Włodowska) dawała na ten kościół? Żaden. Pod Górę Włodowską należymy od niespełna trzech lat. Kaplicę mamy od 62 lat, a cmentarz od 20 – wylicza Kazimierz Maligłówka.
Mieszkańcy wsi podkreślają, że już pismo wydane przez Kurię Metropolitalną w Częstochowie w październiku ubiegłego roku wyrażało zgodę na nieodpłatne przeniesienie działek nr 157, 1958 i 573 na rzecz Parafii Św. Franciszka w Górze Włodowskiej.
KURIA: ZAMYKAJĄC DRZWI NARUSZAJĄ WOLNOŚĆ INNYCH
W piątek, 2 sierpnia ksiądz Józef Ogorzały odmówił nam komentarza w sprawie napiętej sytuacji w Zdowie. Nie wyraził również chęci na spotkanie w innym w późniejszym i dogodnym dla niego terminie. Do mediów wypowiadać się nie chce, odsyła do kurii.
- Nie udzielam wywiadów – rzucił krótko. Nieco później ksiądz udał się w stronę kaplicy. Drzwi po raz kolejny zastał zamknięte.
- Sytuacji w Zdowie nie nazywałbym konfliktem, ale nieporozumieniem pomiędzy częścią mieszkańców, a proboszczem. Eskalacja problemu prowadzi do sporu i nie chodzi w tym wypadku o całą miejscowość, a o stanowisko części ludzi. Kiedyś Zdów chciał mieć kaplicę dojazdową. Została ona wybudowana, wtedy była własnością parafii Włodowice. Cztery lata temu ksiądz arcybiskup Stanisław Nowak uporządkował tę sytuację, ponieważ Zdów należał do parafii Włodowice, ale był obsługiwany przez księdza z parafii w Górze Włodowskiej. Zapadła decyzja o przyłączeniu Zdowa do parafii w Górze. Ziemia, na której jest kościół przynależała ciągle do parafii we Włodowicach. Obecny proboszcz Józef Ogorzały chciał jedynie administracyjnie uporządkować te wszystkie sprawy. Kolejnym problemem była kwestia cmentarza i wyrównania pewnego klinu, który tam się znajdował. Próba rozwiązania tego problemu nie spodobała się części mieszkańców wsi i zaczęły się bezpodstawne oskarżenia wobec księdza proboszcza, że zabiera ziemię. Fakty są zupełnie inne. W spór angażują się ludzie, którzy z kościołem mają mało wspólnego lub są rzadkimi bywalcami w kościele, a głośno krzyczą. Takie osoby oczerniają proboszcza w sposób bardzo brzydki i rzucają fałszywe oskarżenia. Księdzu zamknięto drzwi do kościoła i nie mógł odprawić Myszy Świętej. W pierwszy piątek miesiąca proboszcz odwiedził chorych i udzielił Komunii Świętej. Dopiero wczoraj (4.08 – przyp. red.) odprawił Mszę Świętą w Zdowie i ogłosił decyzję ks. Arcybiskupa Wacława Depo. Ksiądz arcybiskup podjął decyzję, by nie wyrównywać cmentarza, choć pewne procedury zostały już podjęte i trzeba będzie je odkręcić. Zamykanie kościoła przez grupę osób jest jednocześnie naruszeniem wolności pozostałych wiernych. Zdów liczy 400 osób, a jedynie 100 mieszkańców podpisało się przeciwko działaniom proboszcza. Teraz druga strona chce zbierać podpisy z poparciem dla duchownego. Warto zauważyć, że sprawa nie jest prosta, a podgrzewanie atmosfery sprawia, że idziemy ciągle w nieokreślonym kierunku. Pojawiają się zarzuty o kradzież, czy sprzedaż ziemi. To nie miało miejsca. Proboszcz działał w interesie ludzi. Jeżeli emocje opadną może rozpocznie się merytoryczna rozmowa. Ksiądz Ogorzały cieszy się dobrą opinią wśród duchownych i wiernych, jest człowiekiem wielkiej wiary, niezwykle pokornym – mówił w rozmowie telefonicznej dyrektor Biura Prasowego Kurii Metropolitalnej w Częstochowie ks. Piotr Zaborski.
NIE JESTEŚMY PIENIACZAMI
Zdowianie zaangażowani w spór twierdzą, że krzykaczami nie są. Nie chcą być ubierani w buty niewiernych parafian tylko dlatego, że sprzeciwili się decyzji proboszcza. Według nich szansa na pojednanie jest już tylko jedna.
- Nie wolno zarzucać nam, że my do kościoła nie chodzimy. Jesteśmy bardzo wierzącym środowiskiem. Dopiero ta cała sytuacja zniechęciła nas do uczestnictwa w Mszy. Rozwiązaniem byłaby zmiana kapłana. W Boga wierzymy, a o kościół dbaliśmy najlepiej jak tylko potrafiliśmy. Jest nam przykro, że tak ważne decyzje zapadły bez naszej wiedzy – podsumowuje Stanisław Miłoch.
Także reszta zbuntowanych parafian podkreśla swój związek z parafią we Włodowicach. – Zdecydowana większość mieszkańców Zdowa nie popiera działań obecnego księdza. Tylko nieliczni go bronią – argumentuje jedna z kobiet.
Czy kiedyś zagości tu spokój? –Trudno nam powiedzieć, kiedy to wszystko się skończy – mówią zdowianie.
7 sierpnia ksiądz spotkał się z mieszkańcami, towarzyszyła mu policja.
Monika Polak-Pałęga
Napisz komentarz
Komentarze