(Zawiercie) Marcin Wojciechowski do ubiegłego tygodnia był pracownikiem Starostwa Powiatowego w Zawierciu, Wydziału Gospodarki Mieniem i Zamówień Publicznych. 23 X starosta Rafał Krupa zwolnił go z pracy, oficjalnie z powodu „niewykonania polecenia służbowego”. Wojciechowski to jeden z pracowników starostwa, który w toczącym się od ubiegłego roku śledztwie złożył zeznania obciążające swoją szefową i obecnego starostę. A chodzi o ustawianie przetargów, nieprawidłowości przy odbiorze SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy). O wszystkim, na co napatrzył się pracując w starostwie pod rządami Rafała Krupy zwolniony Wojciechowski opowiada w rozmowie z Jarosławem Mazankiem.
KZ: - Dlaczego został pan zwolniony z pracy?
Marcin Wojciechowski: - Zarzuty, które mi postawiono w wypowiedzeniu są bardzo ogólne, nieprecyzyjne. Zarzucono mi, że nie dopełniłem obowiązków służbowych poprzez nieprzygotowanie karty sprawy w wyznaczonym terminie i nieprzygotowanie tego na Zarząd Powiatu. Chodzi o opracowanie dotyczące stawek czynszów w lokalach użytkowych jednostek podległych starostwu, takich jak szkoły, służba zdrowia. Byłem autorem projektu uchwały zarządu, autorem karty sprawy, co ma pokrycie w dokumentach. Zostało to zweryfikowane przez radców prawnych i nie było jakichkolwiek zastrzeżeń. Zarząd Powiatu też nie wnosił żadnych uwag, zastrzeżeń. Efekty mojej pracy zostały zatwierdzone. Praca i polecenie zostały wykonane. Zarzut jest bezpodstawny.
Z kolei ja, wielokrotnie zwracałem uwagę na nieprawidłowości, które dotyczyły wysokości tych stawek. Zbierałem materiały, opinie dyrektorów poszczególnych szkół, ZLA i szpitala, w dużej mierze krytyczne w stosunku do wysokości stawek. Zarząd nie chciał się z tym zgodzić, argumentując - powiem kolokwialnie - że należy „wyciągnąć jak najwięcej”. To do mnie spływały wnioski zainteresowanych stron, często osób niezamożnych, które chciały wynająć salę lekcyjną, jakąś powierzchnię.
KZ: - Miał pan przygotować materiały, opracować i przedstawić Zarządowi Powiatu. Stwierdzono, że pan tego nie zrobił.
- Zrobiłem i są na to dokumenty.
KZ: - Miał się pan do swojego bezpośredniego szefa, pani Martyny Bogusz odnosić, niegrzecznie, lekceważąco. Były takie sytuacje?
- Znowu należy odnieść się do początku. Pani Martyna Bogusz to osoba, która na to stanowisko, wtedy jeszcze Wydziału Gospodarki Mieniem, który istniał od początku istnienia Starostwa Powiatowego… Przed nią naczelnikiem był pan Wilmowski. Zanim odszedł, pozostawał w opozycji do starosty Krupy. Szereg pism wnosił na Zarząd posądzając o mobbing Zarząd i samego starostę oraz pozostałych członków zarządu - nie przyniosło to rezultatu. W końcu sam zrezygnował. Po nim tę funkcję zaczęła piastować pani Bogusz. Nie jestem odosobniony w opinii, iż była to osoba, która w wielu obszarach nie radziła sobie. W sposób merytoryczny. Mówię o gospodarowaniu mieniem powiatu i zamówieniach publicznych.
KZ: - Krytykował pan postępowanie szefowej?
- Nigdy nie czyniłem tego w sposób pokątny. Kiedy sytuacja przybrała niebezpieczny dla powiatu wymiar, kiedy zaczęły dziać się rzeczy dziwne, w szczególności ustawianie przetargów, całkowity nepotyzm dotyczący pracowników, zmuszanie ich do antydatowania pism, czyli innymi słowy zmuszanie ich do poświadczania nieprawdy pod dokumentem, zarówno ja jak i mój kolega Przemek Szczygieł zaprotestowaliśmy w oficjalny sposób. Wniosłem oficjalne pismo do Zarządu Powiatu Zawierciańskiego, w którym przestrzegam przed działaniem szkodliwym dla instytucji samorządowej. I może wprost prowadzić do naruszenia dyscypliny finansów publicznych, jak i dalej konsekwencji natury karnej. Nigdy na to pismo nie otrzymałem odpowiedzi.
KZ: - Kiedy to się działo? Czy rozpoczęło się już w czasie gry (IX 2012)?
- To był czas bezpośrednio po tym, jak osoba z zewnątrz, inwestor zastępczy, pan Pradela dogadywał szczegóły ustawienia przetargu na części budowlane, tj. ścianka i serwerownia, które już były wykonane. W dacie, kiedy oni rozmawiali o przetargu, już te prace były wykonane. Dorabiano dokumentację do już wykonanych prac. To był taki moment –przyznam- przełomowy, wtedy ja i mój kolega Przemek Szczygieł, znając powagę sytuacji, zareagowaliśmy. Przychodzi osoba z zewnątrz i przy pełnej akceptacji, zarówno naczelnika, jak i kierownika, pani Anny Siejki, spec. ds. zamówień publicznych, uzgadniają szczegóły, jak ma zostać to wykonane. Wtedy, dzień lub dwa dni później, wniosłem oficjalne pismo do Zarządu Powiatu, do starosty Rafała Krupy, w którym opisałem całą sytuację.
KZ: - Starosta Krupa miał więc świadomość tych przekrętów? Może je autoryzował?
- Przemawia za tym jeden argument, bardzo poważny. Starosta Krupa wezwał mojego kolegę Przemka Szczygła w dniu, w którym to ustawianie przetargu miało miejsce, na rozmowę. I powiedział – z tego, co on mówi, z jego relacji. Wrócił dość roztrzęsiony z tej rozmowy, choć jest z natury człowiekiem opanowanym: „Jeżeli ci się nie podoba, to możesz tutaj nie pracować”.
KZ: - Te słowa, to była reakcja starosty Krupy, na oficjalne informacje od Was, że są nieprawidłowości?
- Tak. Z tego, co mi przekazał kolega, tak właśnie zareagował starosta.
KZ: - Czy pan sam był zmuszany do fałszowania dokumentów?
- Nie pozwoliłbym sobie na takie działanie. Mam zbyt duże doświadczenie, jestem prawnikiem z wykształcenia i mam świadomość zagrożeń daleko idących, czym to grozi. Obracamy się w sferze publicznej. Taka sytuacja nie miała miejsca. Ale były inne bolesne sytuacje. Sam pan starosta, bodajże na spotkaniu, zwracał się do mnie: „Przepraszam, ale pan nie nagrywa?” - tak byliśmy traktowani.
KZ: - Jeśli chodzi o proceder ustawiania przetargów, czy to przy inwestycji budowy SOR, ilość tych, mówiąc kolokwialnie „przekrętów”, jak była rozległa? Wymienił pan ustawianie przetargu przy budowie serwerowni, była sprawa antydatowania wpływu oferty, która ostatecznie wygrała, na budowę lądowiska dla helikopterów. Były inne nieprawidłowości? Czy po prostu „przekręty” przy budowie SOR, o których pan wie?
- Ja nie uczestniczyłem przy wszystkich rozmowach i nie mam jakiejś pogłębionej wiedzy na temat innych rzeczy, które miały miejsce. Te już wymienione (serwerownia, lądowisko) to były sprawy najbardziej jaskrawe. Cała sprawa budowy SOR-u tak, jak zawsze to przypominałem, zaczęła się od bardzo niekorzystnej dla Powiatu Zawierciańskiego umowy de facto jednostronnej. Umowy z wykonawcą, która zakładała 100% podwykonawstwa. Umowy w której interes powiatu nie był należycie zabezpieczony.
KZ: - Skąd tak niekorzystna umowa? Przepraszam za uogólnienie, ale czy pracownicy starostwa to idioci?
- Tu trzeba by sobie zadać pytanie, kim był generalny wykonawca. Wykonawcą inwestycji była firma Grupa 3J, firma niewątpliwie kontrowersyjna, firma bardzo osadzona w rynku medycznym. Wiele osób nie zwracało uwagi, choćby na sygnały płynące z mediów. Prokuratura, która badała sprawę w Rabce, w Grudziądzu. Już można było wyłapać pewne sygnały, być uczulonym na pewne zachowania tej spółki.
KZ: - Wchodzimy w sferę spekulacji. Zostawmy to. Inwestycja była realizowana ze wskazanymi przez pana nieprawidłowościami, może przestępstwami. Dochodzi do etapu odbioru robót. Roboty się przeciągają, wykonawca pada, firma 3J ma problemy z ukończeniem budowy. Z powodu niechęci do odbioru robót, kiedy prace nie były wcale zakończone, traci stanowisko wicestarosta Jan Grela. Po prostu Grela blokował odbiór robót, które nie były zakończone. Co pan wie o procesie odbioru robót przy SOR? Rzeczywiście, później doszło do odbioru na siłę?
- Niewątpliwie. Powiem w ten sposób: jeżeli chodzi o sprawy odbiorowe i przed odbiorowe, czyli okres poprzedzający bezpośrednio zakończenie inwestycji, głównym koordynatorem czynności odbiorowych był wicestarosta Jan Grela. On zlecał nam udział w komisjach odbiorowych i w radach budowy. Dodatkowo wszelki stan robót był – co spotykało się z niechęcią - dokumentowany fotograficznie. Takie polecenie służbowe wydał wicestarosta Grela. Jak sądzę, już przeczuwał, że ta sytuacja wymyka się spod kontroli i życzył sobie dokumentacji fotograficznej. Z każdej rady budowy i wizyt na budowie robiliśmy taką dokumentację. Powiem tak: w dacie, w której miał nastąpić rzeczywisty odbiór zgodnie z umową, tak, aby obie strony wywiązały się z umowy, trwała tam budowa. Robiono np. schody. To nie był powiedzmy brak wieszaka, zlewozmywaka, etc., tylko ciągle trwały roboty budowlane. Choć wykonawca zgłosił gotowość odbiorową.
KZ: - Nie jest pan inżynierem budownictwa, ale czy zgłoszenie gotowości budowy do odbioru, kiedy budowa trwa, nie jest poświadczeniem nieprawdy przez kierownika budowy? Fałszerstwem?
- Jak by na to nie patrzeć. Czym innym jest wiedza techniczna, a czym innym działanie zgodnie z umową i prawem budowlanym. Trzeba dużego zuchwalstwa, by pozwolić sobie na coś takiego. Oczywistym jest, bo to było widać, że roboty są w toku, a następuje zgłoszenie zakończenia robót.
KZ: - Ma pan taką wiedzę, albo czy można wyciągnąć taki wniosek, że firma była przekonana, że przedstawiciele starostwa potwierdzą zakończenie robót w czasie, gdy roboty trwały?
- Oficjalne relacje, mam na myśli pisma, wtedy już upadłej firmy Grupa 3J z powiatem zawierciańskim były dosyć dziwne. Od dłuższego czasu odnosiłem wrażenie, że wiele rzeczy jest załatwianych, dogadywanych, gdzieś poza urzędem, w kuluarowych rozmowach. Tak nie powinno być. Olbrzymia łaskawość naszych włodarzy starostwa dla upadłej Grupy 3J była dla mnie czymś zadziwiającym.
KZ: - Opisywałem sytuację podsłyszaną i potwierdzaną przez wicestarostę Grelę, że starosta Rafał Krupa wymuszał na nim podpis pod odbiorem budowy SOR. Grela odmówił, było trzaskanie drzwiami. Za chwilę Grela został odwołany ze stanowiska wicestarosty, a odbiór SOR poszedł ekspresem.
- Ekspresowo. Wtedy szefem komisji odbiorowej został pan Rafał Porc i odbiór idzie bardzo szybko.
KZ: - W momencie, gdy dokonano odbioru, dalej trwały prace budowlane?
- Wtedy, gdy w komisji odbiorowej Jana Grelę zastąpił Rafał Porc, zabroniono nam jeździć na budowę, interesować się sprawą SOR-u. Niewątpliwie trwały sprawy w zakresie montażu sufitów, roboty wykończeniowe. Na pewno nie był to teren budowy uprzątnięty, gotowy do odbioru tak, jak to jest przyjęte w normalnych warunkach gospodarczych.
KZ: - 24 kwietnia 2013 zaczęły się przesłuchania pracowników starostwa w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Przesłuchiwali policjanci Wydziału Przestępstw Gospodarczych KWP Katowice. Pan też zeznawał. Była wywierana na pana jakaś presja ze strony przełożonych, np. jak macie zeznawać? Czuł się pan jakoś szykanowany w pracy, ze względu na składanie zeznania? Pracodawca mógł podejrzewać, że pańskie zeznania nie będą korzystne dla przełożonych.
- Trzykrotnie składałem zeznania. Mogę powiedzieć tak: jeżeli chodzi o kroki formalno-prawne względem mojej osoby, to takich nie było. Ale nie sposób było nie odczuć niechęci. Np. kłaniam się przełożonemu, panu staroście, a on odwraca głowę w drugą stronę. Dochodziły do mnie takie informacje, że jesteśmy sprzedawczykami, że działaliśmy –MY- na szkodę starostwa; że działam, występuję przeciw władzy.
KZ: - To były pretensje wypowiedziane do pana bezpośrednio, czy zasłyszane?
- Zasłyszane. Ale jeżeli pracuje się w jednej firmie, to nie sposób nie wyczuć tej atmosfery. Starostwo Powiatowe to konglomerat wielu pracowników. Większość, nie sposób tego było nie odczuć, chce spokojnie pracować, nie mieszając się w takie rzeczy. Obawiają się utraty pracy.
Odwołanie starosty Greli uważam, że miało – tak to odbierałem i moi koledzy również - OCZYŚCIĆ POLE. Trzeba było pozbyć się człowieka, który ewidentnie w czymś przeszkadzał, który się czemuś przeciwstawiał, który chciał, aby było zgodnie z literą prawa. I to było nie na rękę – tak to odbieram- staroście Krupie i pozostałym członkom Zarządu Powiatu. Ja to tak odbieram.
KZ: - Czy powiedzieć, że Starostwem Powiatowym w Zawierciu, Powiatem Zawierciańskim rządzi mafia byłoby zbyt mocne?
- Mafia to struktura przestępcza, której działania zostały, bądź nie zostały karnie udowodnione. Ja powiem inaczej: powiatem zawierciańskim rządzą osoby, które niewątpliwie łączą wspólne interesy. Nie do końca często zrozumiałe dla opinii publicznej.
KZ: - Przedsiębiorca może mieć rozległe interesy, ale to nie musi być relacja patologiczna. Czyżby te relacje w Starostwie Powiatowym wyglądały inaczej? Podawaliśmy w Kurierze Zawierciańskim m.in. przykład jak starosta Krupa powiększył sobie działkę, kupując ją na postawioną osobę za grosze. Czy osoby rządzące powiatem nadużywają władzy?
- W mojej ocenie tak. To taka ignorancja dla wszystkich, którzy nie są przychylni, bądź nie są osobami, które starają się nie narazić. Dla mnie takim bardzo znamienną pozostaje pogarda dla grosza publicznego. Wynajmowanie kancelarii adwokackiej. To może również mojej osoby dotyczyć. Wynajmowanie kancelarii na tym etapie śledztwa (chodzi o śledztwo dot. korupcji w starostwie –przyp. red.) jest czymś skandalicznym. To marnotrawienie publicznych, niemałych zresztą pieniędzy. A mamy nasze służby prawne. Dwóch radców prawnych na etatach, to nie jest mało, jak na powiat. I o tym się mówi.
KZ: - Na nasze pytania o dotychczasowe koszty tej obsługi prawnej Starostwo Powiatowe nigdy nie odpowiedziało. Może pan wie, jakie starostwo dotychczas poniosło koszty z tym związane?
- Nie mam takiej wiedzy.
KZ: - A kwoty zasłyszane? W starostwie przecież –jak sam pan powiedział- o tym się mówi.
- To kwoty podobno wielotysięczne, między dziesięć a dwadzieścia tysięcy i dodatkowo za każde czynności, wykonane porady.
Wrócę jeszcze do sprawy SOR. Dla mnie zadziwiającym było, że nasi prawnicy, zatrudnieni w starostwie, zostali de facto od sprawy odsunięci. W kilku spotkaniach uczestniczyła chyba jeszcze mec. Kokoska, natomiast wszelkie kwestie prawne były uzgadnianie pomiędzy zewnętrznym podmiotem, a prywatną firmą, która była generalnym wykonawcą. I tak naprawdę nie nosiło to najmniejszych znamion przejrzystości.
To, co działo i dzieje się w starostwie, to typowy przykład arogancji władzy. To nieliczenie się z kosztami, z opinią pracowników, współpracowników. Z jednej strony w starostwie ja pracowałem na 12-letnim komputerze. Może raz w swojej karierze zawodowej byłem na szkoleniu. Prosiliśmy się po wielokroć, żebyśmy choć drukarkę mieli w pokoju. Nigdy na to nie było pieniędzy, natomiast nie brakowało nigdy pieniędzy na wynajmowanie kancelarii adwokackich. Te osoby – z zarządu powiatu - traktują starostwo jak prywatny folwark. Przyjeżdżają, wyjeżdżają. Karty sprawy, czyli dokumenty do podpisu bardzo często bywa tak, że potrafią przeleżeć, dzień, nawet dwa. A są pewnie administracyjne terminy, żeby przedłożyć je na zarząd.
KZ: - Wrócę na koniec do mojego pierwszego pytania: za co właściwie został pan zwolniony z pracy? Bo na pewno nie za rzekome niewykonanie polecenia.
- Być może miało to pokazać innym osobom, iż nie warto być w zgodzie z własnym sumieniem, własnymi przekonaniami, nie warto być uczciwym… Może inaczej: nie warto głośno mówić dla dobra instytucji o nieuczciwości. Nie warto wytykać nie w sposób pokątny; oficjalnie zwracałem się do Zarządu Powiatu. Nie warto wytykać niekompetencji bezpośredniego przełożonego, w obawie o dobro instytucji. Bo to bezpośrednio już zagrażało, że może stać się coś bardzo złego.
KZ: - Takim ryzykiem, oprócz odpowiedzialności karnej urzędników ustawiających przetargi, może być konieczność zwrotu środków unijnych na budowę SOR, jeżeli zaniedbania urzędników zostaną udowodnione.
- Na przykład. I to były rzeczy, które przyświecały nie tylko mnie, ale również innym osobom.
KZ: - Czemu miało służyć pańskie zwolnienie? Powiedział pan, że być może odcięcie pana od tych spraw. Ale te wszystkie przekręty już zostały zrobione. To zwolnienie nie służy zastraszeniu pana, bo pan się zastraszyć nie dał.
- Ja uważam, że moje zwolnienie służy przede wszystkim pokazaniu właśnie tej źle pojętej siły względem innych osób, innych pracowników. Idzie kolejna duża inwestycja. Taką dużą inwestycją jest termomodernizacja szpitala. I to jest taki czas, w którym zaczynają się pewne rzeczy od strony formalno- prawnej: umowy, np. umowa na przygotowanie projektu; umowa na wyłonienie wykonawcy. Szereg innych rzeczy, które należy wykonać. Takie osoby jak ja, które mają już pewne złe doświadczenia, jeżeli chodzi o budowę SOR-u, jak to wyglądało, mogłyby innym okiem spojrzeć na wiele rzeczy. Być może należy je wyeliminować, może takie osoby są po prostu niewygodne. Tak jak Jan Grela był kiedyś niewygodnym człowiekiem. Może za wiele wiedział, może nie chciał się ugiąć. Może nie chciał być jedną z osób, które nie widzą pewnych rzeczy.
KZ: - Gdyby pan zajmował się przygotowaniem dokumentacji do nowych przetargów, a pilnowałby pan rzetelności procedur, mógłby pan jako pracownik starostwa być niewygodny, tylko wtedy, gdyby ktoś planował kolejny przekręt?
- Na przykład. Bo byłbym wtedy przeszkodą. W sferze publicznej gospodarujemy publicznymi pieniędzmi. A każde działanie niezgodne z procedurą, niezgodne z prawem, wiadomo czym może tutaj skutkować. Istnieje tu zawsze duża groźba zwrotu środków. Bo tu są dotacje unijne, z WFOŚ.
Natomiast wracając do mojego zwolnienia. Ono jest tak naprawdę niezrozumiałe. Rozmawiając z koleżankami, z kolegami w pracy, a oni czytając to uzasadnienie zwolnienia, powiedzieli, że to takie działanie siepacza. Chęć zemsty, odwetu. Niewątpliwie argumenty przytoczone w uzasadnieniu wypowiedzenia są bardzo chybione.
KZ: - Ale chyba nie strzelano na oślep. Kogo by tu zwolnić? Strzał: Wojciechowskiego.
- Było do przewidzenia, ze skutkiem przyszłym i pewnym, że przyjdzie czas, kiedy nastąpi rozliczenie z tymi „krnąbrnymi” w cudzysłowie, pracownikami. A wtedy przypomnę, tylko wykonywałem polecenia służbowe i działałem w oparciu o obowiązujące prawo.
KZ: - Pan jest pierwszym, czy jedynym do zwolnienia?
- Nie wiem, w którym kierunku to pójdzie. Moi koledzy nie wydaje mi się, aby dali się zastraszyć. Na pewno nie da się zastraszyć Przemek Szczygieł, Jacek Kalinowski. Bo to są osoby, które bezpośrednio były w sprawie ujawnienia nieprawidłowości kluczowe. Nikt spośród grona moich znajomych, przyjaciół, współpracowników nie wierzy w to, że to zwolnienie jest przypadkowe. Nikt nie wierzy w to, że te argumenty ze zwolnienia są słuszne. One są śmieszne.
KZ: - Spotkacie się więc z pracodawcą, którym jest formalnie Starosta Powiatowy, w sądzie?
- Niewątpliwie. W sądzie będę domagał się przywrócenia do pracy. Jestem z tym urzędem bardzo związany i chciałbym tam wrócić. Pracuje tam wiele osób porządnych, przyzwoitych, godnych. Tego mi najbardziej szkoda. Ale zniszczona została atmosfera w pracy, brak jest zaufania: ludzi do ludzi. Tak, chciałbym wrócić do starostwa, niemniej jednak chciałbym pracować w poczuciu bezpieczeństwa. A bezpieczeństwo to jest zrozumienie przełożonego, który jest uczciwy, lojalny, który pomaga i któremu się pomaga. Chciałbym wrócić do starostwa w takim kształcie, jak kiedyś wyglądało, kiedy ludzie działali dla dobra tej instytucji, a nie była tak zwana „duża rodzina królika”, która – kolokwialnie rzecz ujmując - „ma dobrze”, a reszta po prostu jest.
KZ: - Chciałby pan pracować pod uczciwym szefem? To znaczy, że starosta Rafał Krupa jest nieuczciwym człowiekiem?
- Nie mogę powiedzieć, ponieważ jako prawnik, muszę być precyzyjny. Nie chciałbym stawiać tego typu ocen. Natomiast szereg rzeczy jest dla mnie niezrozumiałych i nieprzejrzystych.
Czy ja bym chciał pracować pod innym szefem? W ostatnich latach funkcjonowanie powiatu wygląda tak, że gdyby przejrzeć inwestycje powiatu z ostatnich lat, to każda z tych inwestycji albo się ślimaczy, albo kończy w niesławie. Na chwilę obecną panuje taki ferment i niepewność jutra. Pan starosta, z tego co wiem, dziś obchodzi imieniny…
KZ: - No właśnie, miałem nawet o to zapytać. Dzisiaj jest czwartek, 24 października. w kalendarzu imieniny Rafała. Już mi ktoś w tym tygodniu mówił, że od czasu jak starostą jest Rafał Krupa, tego dnia podobno w starostwie odbywa się regularna impreza. Co rok.
- Tak słyszałem.
KZ: - Podobno o 9.30 w sali narad zarządu zaczyna się impreza. Najpierw idą na poczęstunek naczelnicy, kierownicy. To prawda?
- Jak pan mówi sam: najpierw naczelnicy wydziałów, później inne zaproszone osoby. Jak chyba się cieszę, że na te imieniny nie byłem zapraszany. Dzisiaj byłem w starostwie, podałem zwolnienie lekarskie. Rzeczywiście, impreza, suto zastawione stoły.
KZ: - Dzisiaj pan to widział?
- Byłem w starostwie i widziałem. Przechodziłem, a drzwi były uchylone. Widać było obfitość na stole. Przy tak biednym powiecie…
KZ: - Był alkohol?
- Nie widziałem. Widziałem owoce, widziałem ciasto, suto zastawiony stół.
KZ: - Może pan starosta kupił te specjały z własnych pieniędzy?
- Być może kupił. Ja tego nie kwestionuję. Dobrze by było, żeby również za obsługę prawną i w moim przypadku zapłacił z własnych pieniędzy.
Rozmawiał:
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze