Zgłoszenie o pożarze na złomowisku przyjęto o 10.38. Ogień w błyskawicznym tempie objął wysoką na 10 metrów stertę samochodowych wraków. Czerwone słupy ognia wyłaniały się nawet ponad otaczające złomowisko ogrodzenie, a kłęby dymu zaczęły w pewnym momencie przysłaniać znajdujące się w Zenicie słońce, dając wręcz wrażenie zaćmienia. Unoszącą się nad Zawierciem czarną chmurę dało się dostrzec nawet z sąsiednich gmin, z których strażacy – ochotnicy także przybyli na pomoc w gaszeniu pożaru.
- Poprzez Stanowisko Kierowania Komendanta Wojewódzkiego zadysponowano cztery zastępy gaśnicze oraz dwie cysterny z sąsiednich powiatów – informuje rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej Radosław Lendor, który kierował działaniami.
W sumie w akcji wzięło udział 30 jednostek PSP i OSP w tym także jednostki spoza powiatu zawierciańskiego - z Myszkowa, Będzina i Dąbrowy Górniczej. Oprócz gaszenia samego ognia, działania straży polegały również na zabezpieczeniu przed rozprzestrzenieniem się pożaru na sąsiednie hale magazynowe, gdzie znajdowały się zaparkowane samochody.
W HYDRANTACH NIE BYŁO WODY!
Jak mówią strażacy, to nie była łatwa akcja. Podstawowy problem stanowił brak źródła wody, w postaci hydrantów, które na tak dużym terenie jakim jest dawny zakład „Przyjaźń”, powinny funkcjonować sprawnie. Strażacy wodę musieli czerpać natomiast z oddalonego od kilkaset metrów hydrantu ulicznego oraz punktu poboru wody, który wyznaczono na Turzy w gminie Łazy. Dziś na terenie byłej „Przyjaźni” swoją działalność prowadzi kilkanaście przedsiębiorstw (łatwopalny towar mają przede wszystkim wytwórnia zniczy, złomowiska oraz hurtownie: spożywcza i rur z tworzyw sztucznych). Wiele firm ma na tym obszarze także swoje magazyny. Gdyby ogień się rozprzestrzenił, sytuacja byłaby nie do opanowania. Zagrożenie jest zbyt duże, dlatego strażacy nie zamierzają siedzieć z założonymi rękami.
- Podczas tego pożaru wystąpiły trudności związane z brakiem zaopatrzenia w wodę do zewnętrznego gaszenia pożaru. Hydranty, które tam się znajdują były niesprawne technicznie. Zamierzamy więc przeprowadzić czynności kontrolno – rozpoznawcze, które doprowadzą do przywrócenia sprawności sieci wodociągowej na tym terenie – mówi st. kpt. Łukasz Osikowicz z sekcji do spraw kontrolno – rozpoznawczych KP PSP w Zawierciu.
Podczas gaszenia pożaru na miejscu była obecna także policja. Choć zaraz po zdarzeniu nieoficjalnie mówiło się o podpaleniu, okazuje się, że w tej sprawie nie prowadzone jest żadne postępowanie.
- Prawdopodobnie doszło do zaprószenia ognia podczas prowadzenia prac na terenie złomowiska – wyjaśnia rzecznik prasowy KPP w Zawierciu Andrzej Świeboda.
Szacuje się, że pożar objął około 8 tys. metrów sześciennych złomowanych wraków. Spaleniu uległy przede wszystkim palne elementy samochodów składowanych na stercie złomu oraz opalona została ściana sąsiadującej hali magazynowej. Zniszczenia wyceniono na 75 tys. zł.
Justyna Banach- Jasiewicz
Nasz komentarz:
Kto dba o hydranty?
Brak hydrantów na terenach, które za komuny stanowiły jeden wielki zakład przemysłowy, a teraz to konglomerat kilkunastu firm, pod względem pożarowym to problem, który nikogo nie zwalnia z odpowiedzialności i jest wstydliwy zarówno dla państwowej straży, ustawowo zobowiązanej nie tylko do gaszenia, ale również do profilaktyki, jak i gminy Zawiercie. Ta druga powinna dbać o hydranty uliczne, PSP interweniować a nawet wnioskować o kary, gdy zabezpieczenie pożarowe stref przemysłowych leży. Nie piszę gołosłownie, bo gdy 2 lata temu spalił się w Myszkowie nowoczesny zakład przerobu odpadów na Światowicie, to pojawiły się komentarze, że zakład możnaby uratować, gdyby sprawne były hydranty w ulicy, 50 metrów od źródła ognia. Niestety, były niesprawne od wielu lat, bo Myfana, to teren podobny do Przyjaźni, choć mniejszy. Dawny zakład produkujący garnki i pralki Frania to dzisiaj obszar wszystkich i niczyj. PSP z Myszkowa regularnie robiła tam ćwiczenia gotowości bojowej, ale niesprawnych hydrantów jakoś nikt nie dostrzegł…. Przy pożarze strażacy próbowali czerpać wodę z kolejnych, oddalonych już o 500 m hydrantów. Też niesprawne. Zakład spłonął doszczętnie, choć uczestnicy akcji mówili otwarcie, że gdyby mieli odpowiednią ilość wody w pierwszych minutach, to halę i warte miliony maszyny można było uratować. Dopiero gdy zajął się dach pokryty papą strażacy walczyli już nie o uratowanie zakładu, co całej dzielnicy. Po pożarze myszkowskie wodociągi wyremontowały wszystkie uliczne hydranty. Naprawdę, czasem warto uczyć się na błędach innych, niż palić własne fabryki. Zapewne teraz, po pożarze w Przyjaźni prezydent Mach zleci wodociągom kontrolę sieci hydrantów, a PSP Zawiercie mino trudności z ustaleniem właścicieli, dokładniej sprawdzi firmy na terenie dawnych, już upadłych dużych zakładów Zawiercia. Trzeba było pożaru, oby nie trzeba było następnych.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze