„Najgorsze dni były wtedy, kiedy zaczynało się odliczanie: osiem, siedem, sześć dni do wyjazdu…” – tak o czasie przed operacją 6-letniego Oskarka z Zawiercia mówi jego mama, Katarzyna Rusek-Szczygieł. O chorobie chłopca i akcji pomocy na jego rzecz, przypominaliśmy nie raz. Na łamach gazety pojawiały się plakaty, na których można było znaleźć numer konta do wpłat. Teraz wiemy, że udało się.
Dotychczasowa historia Oskara Szczygła jest krótka, ale intensywna. Wiele miesięcy temu na jego oczku pojawiła się wybroczyna, która miała – jak uspokajali lekarze – z czasem zniknąć. Stało się inaczej: stawała się coraz większa. Mimo to chłopiec z mamą, choć odwiedzali kolejne gabinety lekarskie, wciąż nie mogli poznać jednoznacznej diagnozy dotyczącej zmiany w oku. Moment przełomowy nastąpił w drugiej połowie 2014 roku. Dzięki intensywnym poszukiwaniom prowadzonym przez matkę chłopca, udało się znaleźć klinikę w Niemczech, która zobowiązała się rozpocząć leczenie Oskarka. Koszt operacji, której termin ustalono na grudzień 2014 roku, nie został precyzyjnie określony. Wiadome było jednak, że rodziny chłopca nie będzie stać na taki wydatek. Mama chłopca zwróciła się więc o pomoc do jednej z zawierciańskich fundacji.
W akcję zbiórki pieniędzy dla chorego 6-latka włączyła się Fundacja „Podziel się z innymi” im. Henryki Rudzkiej – na jej konto można było przekazywać finansową pomoc dla chłopca. Zorganizowano również dwa koncerty charytatywne – w Ogrodzieńcu (5,8 tys. zł) i Zawierciu (3,8 tys. zł). Wpłaty na konto Fundacji z przeznaczeniem dla Oskarka osiągnęły kwotę około 45 tysięcy zł. Dobroć ludzka w postaci gotówki płynęła coraz mocniejszym strumieniem w stronę chłopca. Dopłynęła.
Termin operacji wyznaczono na 4 grudnia bieżącego roku. Miała ona odbyć się w klinice w Heidelbergu, 147-tysięcznym mieście w zachodnich Niemczech, dokładnie 1042 kilometry od Zawiercia. Jak podkreśla mama chłopca, wyjazd był dla nich trudny. „W momencie, gdy wsiedliśmy do autokaru, mój Oskar popłakał się. Powiedziałam: kochanie, dlaczego Ty tak płaczesz, jedziemy walczyć o Twoje zdrówko i wygramy, przecież Bóg nas nie zostawi. A on mówi: wiem, ale jest mi tak smutno, że muszę wyjeżdżać z Polski…” – wspomina ze wzruszeniem Katarzyna Rusek-Szczygieł.
Jak opowiada mama chłopca, podczas pobytu za granicą, rodzina Szczygłów miała wiele szczęścia. Dopisywało ono w momencie poznania w autobusie Polaka, który zaoferował swoją pomoc, w fakcie wyboru przez nich hotelu oddalonego o 3 minuty od kliniki (podczas gdy ta odległość miała wynosić 15-20 minut), współpracy z tłumaczką, która przyjęła pieniądze za 9 godzin pracy, a w rzeczywistości pracowała 18, czy też w kontakcie z polską pielęgniarka pomagająca w tłumaczeniu (choć wydawało się, że żadna Polka tam nie pracuje). „Na każdym kroku cały czas działy się rzeczy, dzięki którym pobyt za granicą nie był taki straszny i wszystko się udało. Wiem, że za tym zrządzeniem losu stał Bóg” – mówi mama 6-latka.
Efekt? Wycięto całą zmianę nowotworową (nazywaną przez lekarzy „zmianą nowotworową tętniczek rzęskowatych”), choć pierwotnie zapowiadano, że z racji umiejscowienia blisko nerwu wzrokowego, całkowite jej usunięcie będzie zbyt ryzykowne. „Teraz, przez pierwszy miesiąc po operacji Oskarek ma co tydzień kontrolę okulistyczną do momentu, gdy szwy rozpuszczą się w oczku i będzie wiadomo, że nie ma żadnej infekcji. Po czterech tygodniach na wizyty będziemy musieli jeździć co miesiąc, a w lipcu przyszłego roku mamy zaplanowany wyjazd do Niemiec na badania kontrolne. Jeśli mięśnie i naczynia nie będą w pełni sprawne, będzie potrzebna rehabilitacja – wyjaśnia Katarzyna Rusek-Szczygieł i od razu dodaje – a jeśli nadal będziemy modlić się w tej intencji, to rehabilitacji nie będzie”.
Od września do listopada apele o pomoc dla Oskarka pojawiały się m.in. w mediach lokalnych, w szkołach i kościołach. Teraz główny komunikat, jaki Oskarek wraz ze swoją mamą chcą przekazać wszystkim, dla których ich los nie był i nie jest obcy, brzmi: BARDZO SERDECZNIE DZIĘKUJEMY!. „Największe podziękowania pewnego dnia powiedział mój syn – opowiada mama chłopca – mamusiu, bardzo Cię kocham i dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Powiedz proszę, że ludziom także dziękuję za to, że mi pomogli i mogłem pojechać do Niemiec. Dziękuję więc w jego i swoim imieniu”.
Podkreślająca rolę wiary w wyleczeniu syna Katarzyna Rusek-Szczygieł wspomina trudne, ale i dobre momenty z ostatnich miesięcy. Dziękując ludziom i Bogu za pomoc zachęca swoim przykładem, by nie poddawać się bez walki, nawet gdy problemy wydają się nie do pokonania. „Na koncercie charytatywnym w zawierciańskim MOK-u powiedziałam, że nie ma rzeczy niemożliwych i inni wygrali, więc ja z moim synem też wygramy. I dziś mogę to powiedzieć: wygraliśmy. Ale dzięki temu, że Bóg nas nie zostawił i bardzo wierzyliśmy w to, że się uda. Bardzo wiele ludzi modliło się za to, żeby się udało – wspomina mama Oskarka i od razu dodaje – i Bóg nas wysłuchał”.
Paweł Kmiecik
Napisz komentarz
Komentarze