(Zawiercie) W miniony piątek do naszej redakcji przyszedł mieszkaniec Zawiercia, który twierdził, że został oszukany przez jedną z listonoszek Poczty Polskiej. Sprawdziliśmy sprawę. Zarówno Poczta, jak i mężczyzna przedstawiają inną wersję zdarzeń.
62-letni Pan Krzysztof (pragnący zachować anonimowość) czuje się oszukany przez jedną z listonoszek pracujących w urzędzie pocztowym przy ulicy Piłsudskiego 13 w Zawierciu. Jak twierdzi, pod koniec listopada do domu jego rodziców przy ulicy Senatorskiej listonoszka Poczty Polskiej przyniosła emeryturę dla jednego z małżonków. Świadczenie przyjęła wówczas mama pana Krzysztofa w imieniu swojego męża. Po około dwóch dniach ta sama listonoszka miała ponownie odwiedzić dom przy Senatorskiej i poprosić o zwrot części pieniędzy, bo „zaszła pomyłka” przy jej wydawaniu. Wtedy – jak twierdzi Pan Krzysztof – zabrała ze świadczenia kwotę 400 zł i resztę oddała argumentując to tym, że poprzednia suma była za duża. Mężczyzny nie było wówczas w domu, zna tę sprawę z opowieści rodziców.
Skontaktowaliśmy się z Naczelnikiem oddziału Poczty przy ul. Piłsudskiego, Edmundem Wróblem z prośbą o wyjaśnienie. Nie otrzymaliśmy w związku z tą sprawą stanowiska rzecznika Poczty Polskiej, ponieważ – jak mówił Naczelnik – oficjalnie sprawa nie została zgłoszona, ponieważ Pan Krzysztof nie złożył reklamacji. Gdy złoży reklamację, Poczta będzie mogła się do niej odnieść i wypowiedzieć się w mediach. Wszelkie słowa wypowiedziane przez Naczelnika nie są więc oficjalnym stanowiskiem Poczty.
W rozmowie telefonicznej Naczelnik Poczty był zdziwiony tym, że nie została zgłoszona reklamacja, którą Poczta ma obowiązek rozpatrzyć w ciągu 30 dni od daty wpłynięcia, oraz że od momentu zaistnienia sytuacji z końca listopada minęły prawie dwa miesiące. Dodatkowo, Naczelnik zachęcał do zgłoszenia reklamacji oraz sprawy na policję, jeśli mieszkaniec Zawiercia ma dowód na kradzież pieniędzy.
-Chciałem załatwić sprawę polubownie, a poza tym nie chciałem sobie zaszkodzić składaniem na piśmie reklamacji. Tyle mojej winy, że nie zająłem się tym na czas. Powodem tego jest jednak to, że w grudniu miałem ciężko chorego tatę – mówi pan Krzysztof.
Według jego relacji był u Naczelnika Poczty 3 razy. Pierwszy raz sam, następnie z mamą, trzeci raz najprawdopodobniej ponownie sam. Kluczowa była druga wizyta, podczas której miało dojść do spotkania z oskarżoną o kradzież listonoszką. I tutaj zaczynają się największe rozbieżności w wersji zdarzeń Naczelnika i naszego czytelnika Krzysztofa. Pierwszy twierdzi, że listonoszka była przestraszona oskarżeniem i nie przyznała się do winy, drugi – że była rozbawiona sytuacją, ale swoją winę potwierdziła.
Po spotkaniu Krzysztof wyszedł z Poczty w nadziei, że sprawa została załatwiona i w najbliższym czasie otrzyma pieniądze. Naczelnik efekt rozmowy zrozumiał inaczej –62-letni mężczyzna miał nie wnosić żadnych dodatkowych roszczeń i uznał sprawę za załatwioną.
Po przedstawieniu wypowiedzi Naczelnika poczty Krzysztof początkowo chciał odstąpić od dalszego zajmowania się sprawą. Podkreślał, że jego błędem było niezgłoszenie sprawy od razu po zajściu. Ostatecznie jednak wyraził chęć spotkania z Naczelnikiem w towarzystwie dziennikarza „Kuriera”.
-Zgadzam się na konfrontację z Naczelnikiem Poczty tylko pod warunkiem, że dziennikarz nie uprzedzi go o naszym przyjściu. Chcę Naczelnikowi powiedzieć kilka słów, że to nieuczciwe i wyjść – mówił mężczyzna.
Zgodnie z prośbą, Naczelnik zawierciańskiego oddziału Poczty nie został uprzedzony o naszej wizycie. We wtorkowy poranek razem z panem Krzysztofem odwiedziliśmy Naczelnika w jego gabinecie. Spotkanie odbyło się w dobrej atmosferze, podczas którego Naczelnik przeprosił mężczyznę za sytuację i podkreślił, że jeśli czuje się oszukany, może złożyć reklamację. Nie udało się jednak ustalić wspólnej wersji zdarzeń z listopadowej rozmowy Naczelnika, pana Krzysztofa i jego mamy. Wtorkowe spotkanie zakończyło się bez jednoznacznej deklaracji ze strony mężczyzny, czy zamierza złożyć reklamację.
W indywidualnej rozmowie tuż po spotkaniu Naczelnik poczty podkreślał, że poważnie podchodzi do każdej sytuacji oskarżenia skierowanego wobec swojego pracownika, ale nie może na podstawie opinii jednej strony i bez konkretnych dowodów wyciągać konsekwencji wobec listonoszki. Zaznaczał, że Poczta posiada procedury kontrolne wobec swoich pracowników i będą przyglądali się sprawie.
Po spotkaniu pan Krzysztof początkowo zamierzał zapomnieć o sytuacji, jednak ostatecznie zapowiedział, że złoży reklamację na Poczcie. Jak informował Naczelnik Poczty na złożenie takiej reklamacji ma czas do roku po sytuacji z końca listopada, a więc do listopada 2015.
Opisana sytuacja stwarza możliwość przypomnienia wszystkim konsumentom i klientom o ich prawach. Jeśli mamy dowód na nieodpowiednie wykonanie usługi, lub zakup wadliwego produktu, a – tym bardziej – podejrzenie o kradzież, należy interweniować. Pierwszym miejscem interwencji powinna być firma, lub instytucja, której usługi lub produkty kwestionujemy. A w przypadku podejrzenia o kradzież – policja.
Paweł Kmiecik
Napisz komentarz
Komentarze