(Zawiercie) Każdy list powinien dotrzeć do adresata. Ta oczywista prawda nie jest tak oczywista w przypadku pracy Poczty Polskiej w Zawierciu. Te dość poważne zarzuty mają uzasadnienie: mieszkańcy niektórych bloków i wieżowców w mieście co pewien czas znajdują w swoich klatkach schodowych źle dostarczone listy. Jeśli nasza korespondencja dotrze do kogoś innego, straty mogą być tylko moralne. A co jeśli będą finansowe?
Temat błędów w pracy listonoszy w Zawierciu został zauważony przez dziennikarza piszącego te słowa. W miejscu, gdzie mieszka, spotkał się ze zdarzającą się co kilka tygodni źle dostarczoną korespondencją listową. Takie listy leżą zwykle w miejscach ogólnodostępnych, położone tam najprawdopodobniej przez osoby, które znalazły je w swoich skrzynkach pocztowych nie będąc ich adresatami. Wszystkie listy, które zostały w ten sposób odnalezione pochodzą od banków. Przykłady? Proszę bardzo.
Jeden z listów jest skierowany do Aleksandry, mieszkanki Zawiercia. Adres na kopercie jest podany bardzo wyraźnie (w końcu to wydruk komputerowy). Wybrałem się więc do miejsca zamieszkania niedoszłej adresatki listu. Nie było jej w domu, sąsiad poinformował mnie, że wyjechała. Jako że był to list niepolecony, nawet w przypadku nieobecności odbiorcy, można go było umieścić w skrzynce pocztowej. Przesyłka została jednak włożona do innej skrzynki w innym wieżowcu.
Przykład drugi. Wina Poczty w tym przypadku jest mniejsza, ponieważ list (również z banku) jest zaadresowany na mieszkanie w bloku, który nie istnieje (numer, ukośna kreska, numer). Szukam numeru bloku, pod który korespondencja powinna trafić. Tym numerem okazuje się… prywatny dom, na pewno nieposiadający takiej liczby pomieszczeń, jaka widnieje w adresie na liście. W rozmowie z właścicielem stwierdza on jednoznacznie, że nie mieszkał i nie mieszka u niego odbiorca korespondencji. Ustalenie tego zajęło jednak kilkanaście minut. Wrzucenie listu pod nieodpowiedni adres w innym numerze wieżowca, niż pierwsza liczba widniejąca na liście, nie załatwiło sprawy.
Przykład trzeci. Ostatni i najciekawszy. List od banku leży na zbiorczej skrzynce pocztowej. Poprzednie dwa zaniosłem na pocztę i poprosiłem o większą uwagę w ich dostarczaniu. Ostatni zaniosłem osobiście. Drzwi swojego mieszkania otwarła młoda kobieta z dzieckiem, adresat listu to najprawdopodobniej mąż. Była zaskoczona moją wizytą, ale podziękowała za oddanie listu. Na kopercie przesyłki widniał napis „Korzyści, jakie daje Twoja karta”. W środku, jak można się spodziewać (i dało się wyczuć dotykiem) była karta płatnicza.
Podobną kartę dostał autor tych słów kilka miesięcy wcześniej. Listy z kartami banki wysyłają jako zwykłe przesyłki, niepolecone. Jeśli więc listonosz dostarczy taki list pod nieodpowiedni adres, nasza karta stanie się własnością kogoś innego. A co trzeba zrobić, żeby aktywować nową kartę? Z reguły wystarczy wypłacić nią pieniądze w bankomacie, albo… zapłacić zbliżeniowo bez podawania PIN-u. Maksymalną kwotą takiej płatności jest 50 zł, możliwe są również limity dzienne na płatność kartą, zwykle jednak nie mniejsze, niż kilkaset złotych. Wnioski nasuwają się same. List z kartą z banku, który zostanie doręczony pod niewłaściwy adres może wpaść w nieuczciwe ręce, a nasze konto bankowe będzie powoli opróżniane, co może nie zostać przez nas od razu zauważone. Kto wtedy odpowiada za zaistniałą sytuację? Poczta Polska?
Zapytaliśmy Naczelnika oddziału Poczty Polskiej w Zawierciu, co ma do powiedzenia w tej sprawie. Stwierdził, że nie ma kompetencji wypowiadać się do mediów i odesłał nas do rzecznika Poczty w Warszawie. Swoje pytania skierowaliśmy więc do stolicy.
- Dotychczas nie odnotowaliśmy zgłoszeń o nieprawidłowościach w dostarczaniu przesyłek przez listonoszy z placówki Poczty Polskiej nr 1 w Zawierciu. W Zawierciu korespondencję dostarczają również inni operatorzy pocztowi, którzy mają dostęp do skrzynek oddawczych. Ze swojej strony – porozmawiamy z naszymi pracownikami o zasadach prawidłowego doręczania przesyłek – wyjaśnia Kamila Supron-Kalinowska z Biura Prasowego Poczty Polskiej w Warszawie.
Informacje o źle doręczonych przesyłkach pojawiają się z różnych części miasta, wszystkie dotyczą listów od Poczty Polskiej, nie jest więc to sprawa jednego listonosza. Problem niewątpliwie jednak istnieje i trudno zrozumieć, jaka jest jego przyczyna. Adresy na listach są dzięki wydrukom komputerowym tak wyraźne jak nigdy. Adresaci zazwyczaj naprawdę istnieją. Powodem wydaje się być, najdelikatniej mówiąc, niedbałość w ich odczytywaniu. Apelujemy do Poczty Polskiej, aby listy były traktowane z większą starannością. Tu chodzi nie tylko o tajemnicę korespondencji, ale i o nasze pieniądze.
Paweł Kmiecik
Napisz komentarz
Komentarze