(Zawiercie) Trudno sobie wyobrazić, że w XXI wieku z powodu barier architektonicznych człowiek może stać się więźniem we własnym domu. Więźniem zdanym na łaskę sąsiadów, przechodniów. Tak niestety wygląda rzeczywistość starszego małżeństwa mieszkającego w bloku przy ul. Paderewskiego 2 w Zawierciu. Pani Bronisława Radziejewska – Głuch ma 80 lat i opiekuje się ciężko chorym 83-letnim mężem – Józefem. Ze względu na złamanie szyjki kości udowej z przemieszczeniem mężczyzna nie jest w stanie chodzić, od 3 lat porusza się jedynie na wózku inwalidzkim… Trudno właściwie mówić o poruszaniu się w jednopokojowym mieszkaniu. O wyjściu na spacer nie ma w ogóle mowy, ponieważ jedyna droga z budynku wiedzie przez strome schody, a podjazdu dla niepełnosprawnych brak.
- Mam 80 lat, mąż ma 83 i jest inwalidą. 2 lata temu pękła mu szyjka w kości udowej. Mam zaświadczenie ze szpitala, że nie zrobią mu operacji, bo nastąpi zgon – zaczyna swoją smutną historię pani Bronisława Radziejewska-Głuch.
Mąż pani Bronisławy, Józef przeszedł 3 zawały, choruje także na półpasiec i cukrzycę. Ponadto ze względu na niewydolność nerek, co drugi dzień jest dowożony na dializy. Tu zaczynają się schody i to w dosłownym znaczeniu tego słowa. W wieżowcu, w którym mieszka to starsze małżeństwo (ul. Paderewskiego 2 w Zawierciu) zainstalowane są jedynie szyny na schodach prowadzących do klatki chodowej. Kąt ich nachylenia oraz rozstawienie, uniemożliwiają korzystanie z nich przez osoby niepełnosprawne. Każdy wyjazd na dializy wiąże się więc z ogromnym ryzykiem, ponieważ zjeżdżanie wózkiem inwalidzkim po schodach lub tylko jednym kołem po szynie, jest ogromnie ryzykowny zarówno dla chorego (wózki inwalidzkie nie mają pasów bezpieczeństwa), jak i osób transportujących - zwłaszcza, że mężczyzna waży około 110 kg.
– Z podjazdem jest duży problem. Pacjent waży ponad 100 kg. Teraz jeszcze jest „pół biedy”, ale jak będą warunki zimowe, to nie wiem jak damy radę. Czasem sąsiad któryś pomoże, ale to jest takie czekanie na okazję. Naszym obowiązkiem jest dostarczyć pacjenta do domu, ale ten podjazd się do tego nie nadaje. Jest za wąski, a przecież chodzi o bezpieczeństwo pacjenta – zaznacza Marek Augustynek pracownik firmy Magmed.
Gdyby nie pomoc sąsiadów lub przechodniów, mężczyzna ten nie mógłby wydostać się z domu, ani do niego wrócić.
– Wystarczy spojrzeć, wózek dziecięcy nie bardzo się mieści. Do tego drzwi otwierają się na zewnątrz. Trzeba wejść po schodach, otworzyć je i dopiero wprowadzić wózek. Najwyższy czas coś z tym zrobić. Przecież to jest sprawa życia i śmierci. Ten mężczyzna musi jeździć na dializy, bo inaczej umrze. Czy się chce czy nie chce, to trzeba go zawieźć i przywieźć z powrotem. W jaki sposób to zrobić przy jego gabarytach? Jesteśmy w takim wieku, że mimo chęci nie jesteśmy w stanie pomóc. Tarczyca, sprawy sercowe, kostne – przy takich chorobach nie można dźwigać. Choćby człowiek bardzo chciał, to nie jest w stanie pomóc. To są ludzie leciwi, którzy nie mają nikogo. Z nikąd nie mają wsparcia – mówi sąsiadka rodziny Głuchów, pani Teresa.
- Ja już parę razy ciągnęłam męża do góry, pomagałam, ale ja mam chorą tarczycę, Parkinsona – mówi z płaczem pani Bronisława.
Podobno zimą małżeństwo wielokrotnie stało przed klatką, czekając aż ktoś z przechodniów zechce im pomóc.
- Czasem stoję z pieniędzmi i czekam, żeby ktoś podszedł i ciągnął ten wózek na górę. Nieraz staliśmy na mrozie, bo kierowca nie dał rady wnieść go do góry – żali się 80-latka.
OFIAR BIUROKRACJI JEST WIĘCEJ
Przypadek Głuchów nie jest jedyny. Przy ul. Paderewskiego 2 mieszkają również inne osoby chore, które poruszają się jedynie na wózku inwalidzkim. One także stały się więźniami w 4 ścianach.
- Żona jest sparaliżowana, nie mówi, nie chodzi. W lutym miała udar, od tamtej pory tylko 3 razy byliśmy na dworze! Jakby był podjazd to moglibyśmy wyjść na spacer, ale tak to żona leży tylko w tym łóżku – opowiada ze smutkiem mieszkaniec bloku przy ul. Paderewskiego 2. Lech Raczyński.
Spółdzielnia według słownika języka polskiego PWN jest to „zrzeszenie prowadzące określoną działalność gospodarczą w interesie swych członków zobowiązanych do wpłacenia udziałów”. W przypadku Spółdzielni Mieszkaniowej „Zawiercie” trudno mówić o „działaniu w interesie członków”.
- Oni sobie robią parkingi, a ludzie nie mają jak z domu wyjść – złości się L. Raczyński.
Jak wskazują lokatorzy, w bloku obok podobno mieszka prezes SM „Zawiercie”.
- W bloku prezesa podjazd jest, a jakoś nie widzę, żeby ktoś z niego korzystał – mówi jeden z mieszkańców bloku.
JEDYNY BEZ PODJAZDU
- Wszystkie wieżowce na Paderewskiego mają podjazdy, tylko ten jeden nie ma. Dlaczego nasz blok minęli? – pyta pani Bronisława.
Istotnie. Wśród wieżowców zlokalizowanych przy ul. Paderewskiego, tylko przy tym jednym budynku nie został wybudowany podjazd dla wózków inwalidzkich. Pytaliśmy Spółdzielnię Mieszkaniową „Zawiercie”, dlaczego tak się stało? Niestety nie uzyskaliśmy w tym temacie żadnych wyjaśnień. Na swojej stronie internetowej SM „Zawiercie” dumnie prezentuje szereg działań organizowanych dla swoich członków m.in.: Dzień Dziecka, Ferie Zimowe, budowa nowych lokali użytkowych, nowych parkingów. Jak to możliwe, że w budżecie Spółdzielni nie znalazły się dotąd środki finansowe, by pomóc lokatorom tego budynku, montując podjazd dla niepełnosprawnych? Zbliża się zima, transport chorego po oblodzonych schodach może zakończyć się tragedią, dlatego zapytaliśmy Spółdzielnię, czy zamierza podjąć jakieś kroki, by pomóc Państwu Głuchom oraz innym lokatorom, poprzez budowę podjazdu dla osób niepełnosprawnych.
- Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej „Zawiercie” informuje, że budowa podjazdów dla osób niepełnosprawnych odbywa się na zasadzie współfinansowania ze strony Spółdzielni, która pokrywa koszty udziału własnego osoby niepełnosprawnej (20% wartości inwestycji). Na zlecenie i koszt Spółdzielni zostanie wykonany projekt wraz z kosztorysem na podjazd dla osób niepełnosprawnych przy budynku Paderewskiego 2. Dalsza procedura należy do osoby niepełnosprawnej, która składa wniosek dotyczący dofinansowania do likwidacji barier architektonicznych do PCPR, ul. Daszyńskiego 4 w Zawierciu. Dodatkowym warunkiem realizacji inwestycji jest uzyskanie zgody lokatora mieszkania, pod oknami, którego byłby zamontowany podjazd - czytamy w otrzymanym od Spółdzielni piśmie.
Jak twierdzą lokatorzy z tym ostatnim, problemu raczej by nie było, ponieważ w budynku tym mieszka obecnie wiele osób starszych, które w każdej chwili mogą również mieć problem z poruszaniem się, więc inwestycja, o którą m.in. w ubiegłym roku wnioskowała Bronisława Radziejewska – Głuch, na pewno -jeśli nie obecnie, to w przyszłości -przysłużyłaby się wszystkim lokatorom.
PCPR TAKŻE ODMÓWIŁ
Zgodnie z radą SM „Zawiercie” rodzina wnioskowała o udzielenie dofinansowania. Niestety okazało się, że ze względu na limity i długie listy oczekujących, środki takie nie mogły zostać przyznane.
- W PCPR złożyłam dokumenty. Za samo ksero dałam ponad 100 zł. To był plik dokumentów z 13 szpitali. Odpisali mi, że nie kwalifikują się tego rodzaju choroby. Odwołałam się do Starosty. Bez rezultatu. Ja już nie wiem gdzie mam iść. Niech zobaczą jak my żyjemy na 33 metrach, jeden pokój. Gdyby chociaż pociechę dali, że w przyszłym roku wniosek rozpatrzą, ale nie – płacze starsza kobieta.
Choć mężczyzna spełnia kilka z wyznaczonych przez PCPR kryteriów, dofinansowania nie uzyskał. Ośrodek decyzję odmowną argumentuje wyczerpaniem limitu środków PFRON. Z tego powodu realizacja inwestycji z wniosku nie jest możliwa.
- Pragnę podkreślić, że powyższa sytuacja nie jest wynikiem złej woli Dyrektora czy pracowników PCPR, a rzeczywistą trudną sytuacją finansową dotyczącą środków na bezpośrednie wsparcie osób niepełnosprawnych. (…) PCPR każdego roku zmaga się z niedoborem środków bowiem sukcesywnie od ok. 5 lat limit na realizację zadań jest zmniejszany. Decydentem w tej sprawie jest Zarząd PFRON. Należy podkreślić, że podział limitu na poszczególne zadania leży w kompetencji Rady Powiatu (decyzja ta podejmowana jest dopiero na przełomie lutego i marca danego roku – przyp. red.) - dyrektor PCPR Adam Witas.
W roku bieżącym wnioski złożyło aż 39 osób niepełnosprawnych z czego 30 to osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności mające problemy w poruszaniu się, a 18 z nich porusza się wyłącznie na wózku inwalidzkim.
-W tym stanie rzeczy, gdy limit środków wynosi zaledwie 21% faktycznego zapotrzebowania (w bieżącym roku na likwidacje barier architektonicznych ośrodek otrzymał 150 tys. zł – przyp. red.) wprowadzenie kryteriów rozpatrywania wniosków było koniecznością- przekonuje Adam Witas.
Jak tłumaczy PCPR, dofinansowania powinny służyć głównie aktywizacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych. Dlatego ustalono kryteria, które w pierwszej kolejności zakładają inwestycje pozwalające osobom niepełnosprawnym w wieku aktywności zawodowej poruszającym się na wózkach inwalidzkich na osiągnięcie możliwie szerokiego zakresu samodzielności.
- Stąd właśnie punktacja wniosków. Uważamy, że aktualnie jest to jedyne narzędzie obiektywnej oceny sytuacji i racjonalizacji wydatków ze środków publicznych – tłumaczy Witas.
Ponadto system przyznawania dofinansowań przez PCPR nie uwzględnia kolejności składanych zgłoszeń. Niezrealizowane wnioski nie przechodzą również na kolejny rok. Oznacza to, że co roku trzeba składać wnioski ponownie.
- Mając jednocześnie na uwadze zakres planowanej inwestycji, czyli budowę podjazdu do budynku zbiorowego zamieszkania, należy zaznaczyć, że właściwym adresatem wniosku o dostosowanie obiektu do potrzeb osób niepełnosprawnych jest przede wszystkim administrator bądź zarządca budynku. Przerzucenie całkowitej odpowiedzialności za brak zapewnienia dostępności osobom niepełnosprawnym na wózkach inwalidzkich do budynku Spółdzielni Mieszkaniowej na PCPR, nie powinno mieć miejsca w sytuacji, gdy jak sama Pani wskazuje jest to inwestycja, która ma służyć 200 osobom mieszkającym w bloku- zauważa dyrektor.
Wracamy więc do punktu wyjścia.
PREZESIE! POPCHASZ TEN WÓZEK?
– Połowa bloku to osoby starsze. Z podjazdu skorzystałyby też rodziny z dziećmi. Do wielu osób przychodzą też wnuki. Podjazd ułatwiłby im dostanie się do bloku – mówi pani Maria, sąsiadka z 2 piętra.
- Ta pani nie pierwszy raz pisała, żeby to zrobili. To nie tak, że prezes nie wie. To trwa już trzeci rok! Ja to bym kogokolwiek ze spółdzielni tu wysłała i kazała tego pana z wózkiem wepchnąć po tych schodach. Jak widziałam jak on tu kiedyś zjeżdżał to byłam przerażona. Jak jest zima i mróz to jest przecież lodowisko na tych szynach – dodaje inna z sąsiadek.
Każdy dzień dla pana Józefa jest więc walką o życie. Podwójną walką. Z jednej strony ratują go dializy, a z drugiej strony, za każdym razem jeżdżąc na nie ryzykuje zdrowie i życie podczas opuszania murów własnego domu. Do tego dochodzi ciągła walka z biurokracją i „spychologią” urzędników. Nie trudno się dziwić, że to wszystko wyczerpuje małżeństwo, zwłaszcza psychicznie.
- Mąż sobie chce życie odebrać. Mówi, że wyskoczy z okna. Miałam 4 dzieci - wszystkie zginęły w wypadkach. Nie mamy z nikąd pomocy. Już nie mam siły w tej sprawie pisać pism, ani chodzić „od Iwana do pogana”– płacze kobieta.
Justyna Banach-Jasiewicz
Napisz komentarz
Komentarze