(Zawiercie) Pustułka jest drapieżnym ptakiem chronionym. W Polsce występuje, jako nieliczny ptak lęgowy. Czasami znajduje sobie siedliska blisko człowieka i jego zabudowań. Jakiś czas temu na jednym z balkonów przy ulicy Paderewskiego w Zawierciu swój dom odnalazła rodzina pustułek, niestety ich i tak niełatwe życie przerwała tragedia. Matka pięciu maluchów zginęła i pisklaki są karmione tylko przez samca. Działacze zawierciańskiego koła Towarzystwa Ochrony nad Zwierzętami apelują - istnieje realne zagrożenie, że ptaki zabiją się o betonowy chodnik przy pierwszej próbie lotu.
- W gnieździe jest pięć maluchów. Ich matka zginęła – karmi je tylko samiec oraz z dobrego serca mieszkanka bloku. Ptaki wymagają specjalnej ochrony. Ojciec sam nie wykarmi swoich pociech. Pustułki mogą próbować lotów. Upadek z dziesiątego piętra na pewno skończy się dla nich śmiercią – mówi Zofia Musiałek, prezes koła TOZ w Zawierciu.
Działaczki organizacji próbowały sprawą zainteresować Śląski Ogród Zoologiczny w Chorzowie, ale ten odesłał je do Leśnego Pogotowia w Mikołowie.
Nie jest to placówka przypominająca ZOO. Trafiają tu zwierzęta, które dochodzą do siebie po traumatycznych przejściach, nie są oswajane z ludźmi, nie są głaskane, kontakt pomiędzy nimi, a człowiekiem jest ograniczany do koniecznego minimum.
Wiele razy do placówki przyjeżdżały osierocone, dzikie ptaki nawet ze Szczecina. W pogotowiu tymczasowy dom znajdowały już przeróżne zwierzaki: jeleń Bartek (jego matkę zabili kłusownicy), myszołowy, orły stepowe, sarenki, żuraw, kuna, bociany, daniele, zające. Przyjeżdżały tu także unikaty zapisane do Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt: ryś, wilk, kozica, żbik, popielnica, cietrzew. Schronisko położone blisko kompleksu leśnego to raj dający wielu „braciom mniejszym” drugie życie.
Na opiekę LP mogą liczyć przede wszystkim te zwierzęta, które na wolności bez pomocy człowieka czekałaby pewna śmierć.
Na miejscówkę w Mikołowie zawierciańskie pustułki nie mają co liczyć – maluchy zginą tak tragicznie jak ich matka. Urząd Miasta w Zawierciu nie jest zainteresowany przewiezieniem pustułek do Mikołowa.
- Z przekazanej nam telefonicznie informacji wynika, że lęgowych stanowisk zwierząt chronionych nie wolno przenosić bez zgody Regionalnej Dyrekcji Środowiska.
Mam nadzieję, że nasze wyjaśnienia pozwolą rozwiać wszelkie wątpliwości w tym temacie. Ze swojej strony prosimy o nie niepokojenie zwierząt – czytamy w odpowiedzi przesłanej do TOZ-u przez naczelnik Referatu Ochrony Środowiska UM w Zawierciu, Annę Danielewską -Trzeplę.
Niestety jak zwykle w tym wypadku powodem wydania takiej opinii mogą być pieniądze. Pogotowie utrzymuje się głównie z dobrowolnych wpłat.
- Urząd w Zawierciu jest obojętny i nie chce prowadzić z nami pertraktacji. Mam jedyny tego typu ośrodek w Polsce, a pustułka to gatunek chroniony. Miasto musi jednorazowo zapłacić 400 złotych od jednej pustułki. Koszty utrzymania ptaka drapieżnego są o wiele większe. Jedna pustułka zjada około pięciu myszy dziennie, mysz kosztuje 3 złote. Nie jestem milionerem, dlatego potrzebujemy pieniędzy. Te ptaki możemy uratować – tłumaczy Jacek Wąsiński z pogotowia leśnego w Mikołowie.
Nie brakuje także opinii o tym, by nie ruszać pustułek:
- Według mojej oceny młode ptaki bardzo często spadają. Te pierwsze loty nie są zbyt mistrzowskie, szczególnie w otoczeniu miejskim, gdzie dominują boczne wiatry. Manewrowość niedoświadczonych pustułek jest o wiele gorsza. Jeśli taki ptak znajdzie się na chodniku należy mu pomóc i tu powinno wkroczyć miasto. W Warszawie organizujemy specjalne patrole ekologiczne, które wyruszają w teren, by pomagać dzikim zwierzętom. U części par na tym etapie karmieniem piskląt zajmuje się jeden rodzic. Szanse na przeżycie maluchów nie są zerowe. W naturze zdarza się, ze rodzice giną. Ingerencja człowieka jest ostatecznością i musi mieć miejsce wtedy, gdy: małe mogą być zaatakowane przez inne ptaki lub np. rozjechane przez samochody. Trzeba im pomóc w miejscu gdzie nie usłyszą ich rodzice – mówi Łukasz Rejt z Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Specjalista nie wspomina o konieczności dodatkowych pozwoleń na przeniesienie gniazda.
Patrole ekologiczne w naszym mieście, to jednak niedoścignione marzenie.
Problem w tym, że pustułki nie wymyśliły sobie samochodów, betonowych ulic i chodników. Osobom, które na co dzień zajmują się małymi pustułkami trudno jest zrozumieć, dlaczego pisklaki mają zginąć i dlaczego miasto zareaguje dopiero, gdy te roztrzaskają się na miazgę o chodnik.
– Samiczka, matka małych pustułek przylatywała na nasz balkon przez kilka lat. To był szok, gdy znaleźliśmy ją martwą na trawniku. Nie wiemy, dlaczego nikt nie chce nam pomóc. Tłumaczenie, że lepiej dla tych ptaków będzie zginąć jest niezrozumiałe. Codziennie pustułki karmimy mięsem. Jeden z pracowników urzędu kazał nam dla nich myszy łapać. Niestety w mieszkaniu myszy nie posiadamy, a te z piwnicy mogły jeść już trutkę. Boimy się, że gdy małe będą uczyły się latać, to upadek z dziesiątego piętra zakończy się tragedią – opowiada pani Anna Mudyna, która dokarmia ptaki.
Złudzeń nie pozostawia także Ireneusz Gewald, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Zawierciu:
- Miasto nie jest w stanie zająć się każdym ptakiem, który pozbawiony jest opieki – mówi.
Jak przyznaje jego zdaniem nie ma szans na to, by ptaki przeżyły i najpewniej czeka je śmierć.
- Fachowcy w większości mówią, że samotny ojciec sobie nie poradzi w wychowaniu piskląt. Leśniczy w Mikołowie objąłby te ptaki profesjonalną ochroną i po jakimś czasie wypuścił na wolność. To prosta sprawa, tylko trzeba do niej troszeczkę chęci. Jeśli pustułki spadną to rozbiją się jak placki, czy do tego musi dojść? – pyta ze smutkiem Barbara Kidawska z zawierciańskiego koła TOZ.
Wszystko wskazuje na to, że pisklaki są niedożywione. W trakcie tworzenia tego tekstu jeden z nich poważnie zachorował i na pewno nie poradzi sobie bez pomocy ludzi.
Pustułka to gatunek zagrożony wyginięciem. Leśne Pogotowie w Mikołowie już nieraz przyjmowało takie maluchy, nie tylko pustułek (z najdalszych części Polski). Nie ulega, więc wątpliwości, że ptaki z balkonu na Paderewskiego da się uratować. Wszystko zależy od tego, czy znajdzie się ktoś, kto wyciągnie pomocną dłoń i wykaże się odrobiną dobrej woli.
Monika Polak-Pałęga
Napisz komentarz
Komentarze