Cytujemy za interia.pl przebieg rozprawy kasacyjnej przed Sądem Najwyższym: „Sąd Najwyższy zdecydował, że kara sześciu lat więzienia dla byłego prezydenta Zawiercia Ryszarda M., który miał przyjąć ok. 170 tys. zł łapówek, jest ostateczna. Obrońca przekonywał, że M. nie był świadomy tego, co działo się na rozprawie odwoławczej. Kasacja na jego korzyść została jednak oddalona i uznana przez sąd za "oczywiście bezzasadną". W śledztwie i w trakcie procesu były prezydent nigdy nie przyznał się do korupcji.”
Najpierw o zarzutach karnych, a później o procesie byłego Prezydenta Miasta Zawiercie pisaliśmy obszernie przez kilka lat, relacjonując szczegóły procesu. Nie mogliśmy uczestniczyć tylko we fragmencie procesu, który toczył się przez Sądem Rejonowym w Myszkowie, kiedy omawiane były materiały niejawne, np. podsłuchy. Bo warto przypomnieć, że po raz pierwszy informacje o możliwych związkach Ryszarda M. ze światem przestępczym pojawiły się przy okazji śledztwa dotyczącego wyłudzeń podatku VAT, obrotu fikcyjnymi fakturami. W tamtej sprawie zarzuty usłyszał np. Remigiusz R. z Włodowic, właściciel firmy zajmującej się wyburzeniami. Wtedy pojawił się pierwszy raz łączony z mafią watowską Ryszard M., prezydent miasta, który miałby współpracować z przestępcami podczas wyborów samorządowych (które wygrał), w zamian za późniejsze usługi przy zakupie gruntów przez mafię, lub mówiąc ogólnie „osoby powiązane ze światem przestępczym”. Ta sprawa nigdy jednak nie zakończyła się dla Ryszarda M. postawieniem zarzutów karnych. Za to z podsłuchów śledczy zebrali dowody na korupcję w innych sprawach. Ryszardowi M. udowodniono łącznie przyjęcie co najmniej 170 tys. zł w firmie łapówek.
Ryszard M. odsiaduje karę 6 lat pozbawienia wolności, najpierw w Herbach, ale od co najmniej roku w łagodniejszym, półotwartym więzieniu w Ciągowicach.
Oprócz Ryszarda M. który w tym procesie był osobą najbardziej znaną, wyrok skazujący usłyszał też Marek K, jego zastępca w latach 2010-14, kierownik budowy Krzysztof G. który nadzorował budowę osiedla bloków komunalnych w Kromołowie (tzw. „Gnijące osiedle) oraz przedsiębiorca Bartłomiej K., który w toku procesu potwierdzał, że regularnie wręczał Ryszardowi M. niewielkie kwoty, średnio ok. 1000 zł, jako „wsparcie” ale twierdził, że nie było to łapówki. Oprócz Ryszarda M. tylko Bartłomiej K. miał do odsiadki 14 miesięcy w więzieniu. Wobec pozostałych oskarżonych orzeczono kary w zawieszeniu.
Wyrok I instancji zapadł w maju 2018 r. przed Sądem Rejonowym w Myszkowie. Wówczas byłego prezydenta Zawiercia skazano na cztery lata pozbawienia wolności. W czerwcu 2019 r. częstochowski sąd podwyższył wymiar kary do sześciu lat więzienia. Według ustaleń śledztwa Ryszard M. przyjął ok. 170 tys. zł łapówek w zamian za korzystne dla biznesmenów decyzje inwestycyjne.
18 listopada 2021 Izba Karna Sądu Najwyższego zajmowała się kasacją na jego korzyść Ryszarda M. Jego obrońcy podnieśli zarzut, że oskarżonemu rzekomo uniemożliwiono branie czynnego udziału w postępowaniu sądowym w II instancji, co stanowi bezwzględną przesłankę odwoławczą.
Jak wskazywał pełnomocnik byłego prezydenta Zawiercia, sąd uznał, że obecność oskarżonego jest obowiązkowa, a jednocześnie biegli mieli stwierdzić, że ze względu na stan zdrowia nie powinien przebywać na sali sądowej dłużej niż 60 minut. -Rozprawa trwała kilka godzin. Oskarżony został dowieziony do Sądu Okręgowego w Częstochowie z aresztu śledczego w Poznaniu, nie otrzymał leków w dniu poprzedzającym przyjazd (...), a w czasie rozprawy oskarżony po prostu był nieobecny- relacjonował obrońca.
Według niego były prezydent Zawiercia miał "zamknięte oczy i głowę bezwładnie opartą na piersiach", a przewodniczący składu sędziowskiego zupełnie nie reagował na zaistniałą sytuację.
Sąd oddalił kasację jako "oczywiście bezzasadną". Jak wskazywał sędzia sprawozdawca Andrzej Siuchniński, istotą sprawy jest to, czy były prezydent Zawiercia faktycznie był nieobecny na rozprawie. -Był na rozprawie fizycznie obecny, brał w niej czynny udział. Analiza protokołu rozprawy odwoławczej w najmniejszym stopniu nie wskazuje na to, iż można by uznać (...), że Ryszard M. pozostawał w stanie wyłączającym rozeznanie co do istoty rzeczy i tego, co się dzieje na rozprawie - podkreślił sędzia Suchciński.
Jak dodał sędzia, nieprawdą jest również to, że biegli uznali, iż rozprawa z udziałem oskarżonego może być prowadzona tylko przez 60 minut. -Biegli powiedzieli, że przeciętnie rozprawa odwoławcza mniej więcej tyle trwa, w związku z tym to jest czas, w jakim oskarżony z całą pewnością może w niej uczestniczyć, co nie znaczy, że nie może uczestniczyć dłużej - trzeba tylko umożliwić mu odpowiednią pozycję, ewentualnie reagować na wnioski w przedmiocie przerwy - mówił sędzia Siuchniński.
Bardzo dobrze pamiętamy przebieg tej rozprawy w Sądzie Okręgowym w Częstochowie, w której uczestniczył nasz dziennikarz. Trwała około 2 godzin. Ryszard M. nie sprawiał wrażenia nieobecnego, czy nadmiernie zmęczonego. Gdy się wypowiadał, robił to sprawnie, mówił logicznie.
Zauważył to też Sąd Najwyższy: -Dla sądu rozstrzygająca jest treść protokołu. Nie ma tam jakichkolwiek wniosków ze strony obrony dotyczących przerwy ze względu na stan zdrowia oskarżonego czy jego zachowanie albo wskazujących na potrzebę złożenia wyjaśnień przez pana Ryszarda M.
Sprawa w sądzie II instancji, czyli przed Sądem Okręgowym w Częstochowie nie mogła ruszyć przez kilka miesięcy. Z wokandy spadała pięć razy, w tym cztery razy z powodu przysyłanych przez oskarżonego, zwykle w ostatniej chwili, zaświadczeń lekarskich. Kiedy sąd postanowił zasięgnąć opinii biegłych na temat stanu zdrowia oskarżonego, ten nie stawił się na wyznaczony termin badań w Poznaniu, przedkładając zaświadczenie, że był tego dnia w Krakowie. U psychiatry. Został wtedy aresztowany, a biegli ocenili, że może odpowiadać w procesie. Dopiero to pozwoliło przeprowadzić rozprawę odwoławczą.
Zanim jednak do aresztowania oskarżonego i rozpoznania apelacji doszło, nasz tygodnik podzielił się własnymi ustaleniami, że np. rozprawa była odwoływana bez zapowiedzi, bo oskarżony nie stawiał się w sądzie, gdyż „podupadł na zdrowiu” ale już za kilka dni był na uroczystości w przedszkolu w roli dziadka. Uczestniczył normalnie w pracach Rady Miejskiej, jej komisji. Ale zapadał na zdrowiu zwykle dzień przez rozprawą apelacyjną. Pojawiły się spekulacje, czy to nie strategia na unikanie procesu.
Mieliśmy wtedy okazję spotkać się w żoną oskarżonego, to ona poprosiła o spotkanie. Przekonywała nas, że mąż jest naprawdę chory, oraz że to uczciwy człowiek. Nie zaprzeczyliśmy z grzeczności. Ale -tu powiem w pierwszej osobie- gdyż to ze mną spotkała się pani Janina Mach, podzieliłem się opinią jak sprawa może się skończyć:
-Pani Janino, raczej trudno mi uwierzyć, że mąż za każdym razem jest chory, gdy zbliża się termin rozprawy. Jeżeli Sąd nabierze podejrzeń, że pan Ryszard unika rozprawy, to zleci jego doprowadzenie, wyda decyzję o areszcie. Wtedy mąż na rozprawę apelacyjną będzie doprowadzony w kajdankach. A jeżeli Sąd utrzyma wyrok skazujący to mąż już do domu nie wróci, tylko z Sądu prosto trafi do więzienia. Znamy wyrok Sądu Rejonowego w Myszkowie, skazujący męża na 4 lata więzienia. Znając szczegóły sprawy uważam, że mąż nie ma najmniejszych szans na uniewinnienie. Majstersztykiem obrony byłoby uzyskanie wyroku w zawiasach, choć to bardzo mało prawdopodobne, wręcz niemożliwe. Mąż przyznając się do winy, mógłby liczyć na obniżenie wymiaru kary, gdyby w apelacji Sąd docenił zmianę postawy oskarżonego. Łagodniejszy wyrok dałby mu szansę, że do więzienia trafi na kilka miesięcy. A zanim by się to stało, mogłoby się jeszcze wiele wydarzyć, mógłby wnioskować o odroczenie wykonania kary tłumacząc się stanem zdrowia. Ale jeżeli mąż zostanie aresztowany przed rozprawą, ma wielkie szanse na to, że opuści więzienie dopiero za kilka lat, po odsiedzeniu kary.
Dalsze wydarzenia potoczyły się jak przewidywaliśmy: areszt, doprowadzenie w kajdankach na rozprawę i więzienie prosto z sali rozpraw. Legendy krążą ile to Ryszard M. wydał przez lata śledztwa i procesu na obrońców, aż trzech adwokatów. Mówi się o kwotach idących w setki tysięcy. Bardzo to nieskuteczna obrona była. W apelacji obrońcy, za niemałe pewnie dodatkowe wynagrodzenie, załatwili oskarżonemu dwa lata dłuższą odsiadkę!
Gdy Ryszard M. trafił już do więzienia, gdzie odsiaduje 6 letni wyrok za korupcję, skontaktowałem się drugi raz z jego żoną, prosząc, aby przekazała mężowi, że chciałbym go odwiedzić w więzieniu. Obiecała przekazać moją prośbę. Ale do widzenia nie doszło. Osadzony musi wpisać osobę odwiedzającą na listę osób z którymi chce się widywać. Po co chciałem się spotkać? Przyznam, że liczyłem, że namówię Ryszarda M. na obszerny wywiad. O procesie, korupcji w Zawierciu. O tym, czy N.A.W. jest organizacją przestępczą. Jest ciągle kilku radnych w mieście, którzy mandaty radnych zdobyli pod tym szyldem. Gdyby Ryszard M. na wywiad się nie zgodził, po prostu porozmawialibyśmy na luzie. Już planowałem, co bym przyniósł w prezencie. Myślałem o jabłkach i pomarańczach. Ale do widzenia nie doszło. Może jeszcze się uda. Ryszard M. ma jeszcze ponad 3 lata odsiadki.
Napisz komentarz
Komentarze