Przez 14 dni miał być odizolowany, jak każdy na kogo nałożona jest obowiązkowa kwarantanna. Ale jak mówili nam świadkowie, profesor swobodnie poruszał się po szpitalu, gdzie również nocuje. To jedyny lekarz zawierciańskiej lecznicy, na „specjalnych prawach”. Mieszka w szpitalu, gdzie specjalnie dla niego przebudowano dyżurkę lekarską, dobudowując łazienkę. Ale jak mówili nasi rozmówcy, profesor w czasie kwarantanny wykonywał planowe operacje, konsultował pacjentów, żył „jak gdyby nigdy nic”. Prokuratura w tej sprawie zleciła szereg czynności, które prowadzone są w kierunku przestępstwa z art. 165 Kodeksu Karnego, czyli spowodowanie niebezpieczeństwa utraty życia lub zdrowia dla znacznej grupy osób.
Z naszą redakcją skontaktowała się pielęgniarka, która pracuje na bloku operacyjnym Szpitala Powiatowego w Zawierciu. Zaznaczamy, że rozmowa była anonimowa, nie poznaliśmy jej tożsamości. Jej relacja jak wyglądała „kwarantanna” profesora z Czech wydaje się jednak wiarygodna:
Pielęgniarka: -Pracuję na bloku operacyjnym. Dzwonię, żeby opowiedzieć jak wyglądała ta kwarantanna profesora.
-Dyrektor szpitala Piotr Zachariasiewicz, jako pracodawca odpowiedzialny za kwarantannę profesora nigdy na nasze pytania nie odpowiedział. Wszystkie najważniejsze informacje przekazywał nam personel medyczny.
-Dlatego dzwonię. Z tego co wiem, jeszcze profesora po Wielkanocy nie ma. Chcę opowiedzieć jak ta jego kwarantanna wyglądała. Wiecie, że on mieszka na terenie szpitala?
-Tak, pisaliśmy o tym. Chyba jedyny pokój lekarski, który ma łazienkę.
-Tak. Specjalnie był remontowany pokój dla pana profesora. Na to szpital stać. Pan profesor od początku robił sobie pośmiewisko z tej kwarantanny. Na bloku śmiał się z tego, że na granicy podał miejsce odbywania kwarantanny „Szpital-Zawiercie”. I nie operował tylko tego ostatniego zabiegu ratującego życie, tylko od początku, każdego dnia był rozpisywany do zabiegów.
-Pisaliśmy o tym, że prawdopodobnie profesor wykonywał też planowe operacje. Liczymy, że sprawdzi to prokuratura.
-Tak było. Ja, jako personel, nie mogę takich dokumentów udostępnić. My mamy protokoły, karty znieczuleń, gdzie wszędzie te nazwiska są wpisywane.
-Rozumiem, że ta dokumentacja nie jest fałszowana, że w miejsce profesora Stanislava C. wpisywany jest inny lekarz?
-A skąd! Nie, nie nie. Nie ma takiej opcji. Jego zachowanie było karygodne. On miał kwarantannę, szedł sobie po zabiegach, do tego pokoju. Ale my po każdym dyżurze szłyśmy do domu. On się z tego wyśmiewał, że my dezynfekujemy ręce, mówił, że „to nic nie da”. Profesor wchodził na blok operacyjny w masce ochronnej, ale jak się przebrał w ubranie blokowe (do operacji- przyp. red.) to już wchodził do nas bez maski, zanim wszedł na salę operacyjną. Myśmy ten problem zgłaszały naszej pani kierownik bloku operacyjnego.
Był taki przypadek, że prof. wszedł na blok, przebrał się, założył maskę, i w chwili, gdy miał się myć do zabiegu, dostał telefon, że ma iść na zakaźmy, pobrać sobie wymaz. Nie wiem, czy to był ten jego pierwszy, czy drugi wymaz. Nam się tego nie mówiło. Wyszedł w tej masce na oddział zakaźny, wrócił w tej samej masce. I nie zmienił jej na bloku operacyjnej. W tej samej masce, w której był na zakaźnym, wszedł na salę operacyjną. Myśmy ten problem zwracały naszej zwierzchniczce, pani kierownik, i ona nam powiedziała, że mu uwagi nie zwróci, że jak chcemy, możemy same mu zwrócić uwagę.
-Kierownik bloku operacyjnego?
-Tak. My same nie możemy „Panu Profesorowi” zwracać uwagę, bo wiemy, że to jest człowiek pana dyrektora i wątpię w to, żeby dyrektor nie wiedział o tym, że profesor operuje przez te wszystkie dni, że jest rozpisywany do zabiegów. Oni tylko patrzą na cyferki, liczby jakie dostają z Narodowego Funduszu, dla nich ludzie się nie liczą.
To co się u nas dzieje, przechodzi ludzkie pojęcie. Dzwonię, żeby opowiedzieć jak jest naprawdę. Bo tam się chyba rzecznik szpitala zasłania paragrafami, że ratował życie ludzkie. To był jeden zabieg w piątek 3 kwietnia.
-Byliśmy informowani, że prof. Stanislav C. nie tylko operuje, ale prowadzi konsultacje, wizyty lekarskie. I zwyczajnie żyje w szpitalu.
-Tak. On chodził na internę, na SOR. Po całym szpitalu się poruszał. Wtedy, co ratował tego pacjenta, bezdomnego, przywiózł go prosto z SOR-u, gdzie go wpierw konsultował, bez maski oczywiście.
Rozumiem, że sytuacja się wyjaśniła, prof. nie był zakażony. Ale to co myśmy przeżyły...
-A co by było, gdyby był zakażony?
-O właśnie. Ja zadzwoniłam do was po to, żeby dać sygnał, że dyrekcja szpitala o tej sprawie mówi nieprawdę. Chcą wybrnąć z twarzą.
-Będzie trudno. Dyrektor musiał zgodzić się na odbywanie kwarantanny w takich warunkach, gdzie wiadomo, że niemożliwe jest odizolowanie lekarza, który po prostu mieszka na oddziale. Dość oczywisty wydaje się zarzut, że dyrektor złamał reguły kwarantanny. Stworzył zagrożenie. Dla was wszystkich: personelu, pacjentów.
-Tak.
-Profesor Stanisław Czudek był badany na obecność wirusa dwa razy. Badano też lekarzy. Reszty personelu nie.
-Nie! No po co? Pielęgniarki, albo salowe? No co pan. (w głosie pielęgniarki wyraźnie słychać ironię) Jak ktoś to napisał, że my to jesteśmy „mięsem armatnim”. Z naszym zdaniem się pan dyrektor nie liczy. My jak miałyśmy z nim umówione spotkanie, to się nie zjawił. Rozmawiała z nami dyrektor Sroga. Myśmy z budynku wyszły, a dyrektor za dwie minuty podjechał. To jest lekceważenie pracowników na całej linii. Oni tylko widzą cyferki, jakie dostają pieniądze. Nie są nastawieni na to, że to jest lecznica, a nie fabryka. I że my nie pracujemy na akord. Są rzeczy takie łamane, zasady, procedury, że to się w głowie nie mieści.
Wrócę jeszcze do profesora. Jakie on codziennie stwarzał zagrożenie dla pacjentów. Codziennie robił wizyty. A większość teraz pacjentów na chirurgii ogólnej w Zawierciu to są pacjenci onkologiczni. Bo taką restrukturyzację prowadzą z dyrektorem. My zwykłe wyrostki, przepukliny robimy sporadycznie. To pacjenci osłabieni. A chłop se chodził po oddziale „jak gdyby nigdy nic”.
To chciałam przekazać.
Na pewno będziemy miały nieprzyjemności dlatego, że zadzwoniłam. Ale trudno. Nasza pani kierownik też nie patrzy na nas, na pielęgniarki, tylko żeby panowie doktorzy byli zadowoleni. U nas tu wszystko jest fikcją.
Redakcja:-Jak z oddziałem zakaźnym, który już chyba miesiąc nie pracuje. Albo ginekologią-położnictwem, która miała być zamykana, a przynajmiej formalnie nie jest zamknięta. Jednak jak się dowiadujemy, części personelu szpital jednak się pozbył…
-Tak, ale na potrzeby covid-19 oddział położniczy „spełnia wszelkie wymogi” (śmieje się pielęgniarka) Nam się testów nie robi wcale, ale podobno cała administracja szpitala jest przebadana, dyrektor nam się chwalił, że był badany.
Jak nam się udało ustalić, nie jest tak, że cały personel administracyjny szpitala został przebadany. Być może badania objęły wybrane jednostki, na pewno przebadał się dyrektor Piotr Zachariasiewicz. W jakim trybie, nie wiadomo. Na pewno nie jako osoba podejrzewana o kontakt z z zakażonym czy objęta kwarantanną.
O sprawach Szpitala Powiatowego w Zawierciu w kontekście respektowania przepisów kwarantanny, traktowania jednych w sposób szczególny, a innych, jak to określiła nasza rozmówczyni „jak mięso armatnie” na pewno będziemy mieli jeszcze okazję pisać. Czytelnicy zapewne pamiętają sprawę zarzutów, że dyrekcja szpitala „porzuciła” personel SOR-u gdy pojawił się tam pacjent najpierw z podejrzeniem covid-19, później przyszło potwierdzenie, że pacjent jest chory, a kwarantanną objęto łącznie 23 osoby z personelu szpitala. Później szpital próbował ratować sytuację, choć ta już wizerunkowo była beznadziejna. Pojawiła się informacja, że dla osób z personelu medycznego są przygotowane (udostępnił je Urząd Miasta Zawiercie) mieszkania do odbywania kwarantanny. I że personel z nich korzysta, że szpital (dyrektor?) o nich dba. Czekamy na oficjalne potwierdzenie tej informacji przez rzecznika szpitala, ale z wiarygodnych źródeł dowiadujemy się, że jedynym medykiem, który dostał służbowe mieszkanie na czas kwarantanny jest lekarz, który przyjmował zakażonego pacjenta na SOR. Pewnie nie ma to żadnego związku z przyznaniem mu mieszkania, ale pisaliśmy już na naszych łamach, że to lekarz spokrewniony z Prezydentem Rzeczypospolitej Andrzejem Dudą. To tak w ramach rozważań o równym traktowaniu obywateli Rzeczypospolitej, tym co w Konstytucji zapisane, że wszyscy obywatele są sobie równi. Ale kto by się tam przed wyborami prezydenckimi konstytucją przejmował!
Napisz komentarz
Komentarze