Rozmawiamy z Marianem Kasprzakiem przedsiębiorcą z Częstochowy, który w roku 2003 wydzierżawił od Gminy Szczekociny zniszczony pałac. W roku 2008 gmina zerwała umowę. Od tego czasu Marian Kasprzak, który na remont pałacu wydał miliony, procesuje się ze Szczekocinami o zwrot nakładów. 11 XII 2018 Sąd Okręgowy w Częstochowie nakazał gminie zwrot 5.064.292 zł i 93 groszy z odsetkami od 9 X 2009. Sama kwota odsetek na dzisiaj to prawie 470 tysięcy. Wyrok nie jest prawomocny, ale to już kolejne, jak liczy Marian Kasprzak szóste orzeczenie Sądu dla niego korzystne. Burmistrz Jacek Lipa zapowiedział co prawda apelację od wyroku, ale to raczej odwlekanie problemu, niż jego rozwiązywanie. Jest dopiero początek kadencji, tym razem problemu sporu z byłym dzierżawcą pałacu nie uda się przeciągnąć zbyt długo. Ostateczny wyrok zapadnie w ciągu kilku miesięcy. Jeżeli gmina Szczekociny zakończy ten spór ostateczną porażką, będzie musiała oddać około 10 mln zł!
Wyrok pogrąży Szczekociny na lata
Jak duży problem zafundowali Szczekocinom kolejni burmistrzowie odkładając problem na kolejne lata pokaże wartość sporu (10 mln z odsetkami) do tegorocznego budżetu. Dochody Szczekocin z podatków i subwencji (w tym oświatowej) to 35 mln zł. Dochody własne, z których gmina mogłaby pokryć koszty odszkodowania, które może przyjdzie zapłacić Marianowi Kasprzakowi to 13,9 mln zł. Na inwestycje gmina zaplanowała 5,8 mln zł w 2019 roku. Żeby zapłacić roszczenie, Szczekociny musiałyby przez 2 lata nic nie budować, nie naprawiać dróg, chcąc „zmieścić się” w 35-milionowym budżecie. Gmina nie może się też tak po prostu zadłużyć, chcąc pokryć ewentualne koszty odszkodowania i nie zmniejszyć inwestycji, na które czekają mieszkańcy, gdyż już gdy burmistrzem był Krzysztof Dobrzyniewicz, poziom zadłużenia gminy był bliski maksymalnego dopuszczalnego prawem. Szczekociny po prostu nie mogą i nie stać gminy na 10 milionów nowego kredytu.
W rozmowie z naszą gazetą Marian Kasprzak opowiada historię jak został dzierżawcą zrujnowanego pałacu, o poświęconych tej „inwestycji życia” 15 latach ciężkiej pracy, mnóstwie pieniędzy. Była chęć odbudowy z ruin pięknego zabytku, wiele z prac zostało zrobione, ale w 2008 roku gmina Szczekociny zerwała umowę wykorzystując kruczki prawne. Od tego czasu Marian Kasprzak toczy spór o odzyskanie włożonych pieniędzy. I jest bliski sukcesu. Mimo wszystko w tej sprawie przegrali wszyscy: Marian Kasprzak z rodziną tracąc 15 lat na spory, gmina - zyskując fatalny wizerunek, mieszkańcy Szczekocin - przez decyzje swoich burmistrzów i radnych nie mogą się cieszyć z odbudowanego pałacu. Roboty, które były w 2008 roku bardzo zaawansowane stanęły i pałac ponownie popada w ruinę. Straszy zaniedbany park, nie pielęgnowany przez gminę od 11 lat.
-Proszę przypomnieć naszym Czytelnikom jak doszło do tego, że wydzierżawił pan od gminy zrujnowany Pałac w Szczekocinach, jakie przeprowadziliście w nim prace remontowe i dlaczego w roku 2008 gmina wypowiedziała umowę dzierżawy?
Marian Kasprzak: -W 2002 roku gmina ogłosiła przetarg na dzierżawę pałacu, z obowiązkiem jego wyremontowania. Umowę podpisaliśmy w 2003 roku. Umowa była zawarta na niecałe 30 lat, po 15 latach mieliśmy przystąpić z gminą do wspólnego użytkowania pałacu. W przypadku zerwania umowy gmina miała się rozliczyć z poniesionych przez nas kosztów. Umowa nie była uczciwie dopracowana, wg opinii prawników była to umowa jednostronna, obliczona na wykiwanie przedsiębiorcy, mającego patriotyczne cele, kochającego kulturę, polską narodowość. Jeden z „kruczków” w umowie to jej zawarcie właśnie nie na 30 lat, tylko 29 lat i 9 miesięcy. Chodziło o to, aby nie doszło do zasiedzenia, prawa pierwokupu pałacu. Dlaczego tak tę umowę skonstruowano? Ja posługiwałem się pośrednikiem, było to biuru BeHappy z Katowic, okazało się, że firma ta nie zabezpieczyła moich interesów należycie. Miała być umowa sprzedaży, sporządzono umowę dzierżawy, która po iluś tam latach miała być przekształcona w umowę sprzedaży, po zaangażowaniu przez nas większej kwoty pieniędzy.
-Wtedy podpisał pan niekorzystną umowę?
-Bardzo niekorzystną, ale ufałem urzędnikom samorządowym, przestrzegałbym miliardy ludzi przed taką postawą.
Wzięliśmy się za robotę. Pod tą umową podpisali się burmistrz Wiesław Brytner i Krzysztof Dobrzyniewicz, który był jego zastępcą. Oni się zobowiązali do oddania inwestorowi, czyli mnie terenu, budynków, a jeszcze 2 lata trzymali lokatorów, Romów, a jak się później okazało były to obiekty, które najszybciej można było wyremontować.
Po 5 latach nastał nowy burmistrz, nie wydawało się, że ma takie intryganckie plany. Dotarło do mnie, doniesiono mi, że spacerując po parku wraz z żoną, powiedział „no teraz możemy pozbawić go tutaj gospodarowania, bo już jest doprowadzone do jakiegoś porządku”. Nie myśleliśmy, że to prawda, a słowa te usłyszał jeden z naszych pracowników, ale w listopadzie 2008 roku po 5 latach z wydatkowaniem ogromnych sił i środków umowa z nami została wypowiedziana. Nowy, lewicowy wtedy burmistrz Stanisław Wójcik podszedł do sprawy cynicznie, że inwestor jest śmieciem, można go łatwo kopnąć. Później społeczeństwo chciało tego burmistrza odsunąć w referendum, do dzisiaj jest on taką osobą przeklętą w tej miejscowości.
Ruszyliśmy ze sprawami sądowymi. Zaraz na początku 2009 roku wnieśliśmy pierwszy pozew. Sąd i wszyscy specjaliści wyśmiali ten zarzut, że to rzekomo my nie wykonywaliśmy umowy należycie. Ale mógł burmistrz przez kilka lat posługiwać się takim argumentem. W powadze intrygi do niedawna mógł takim argumentem się posługiwać. Do niedawna, aż zupełnie miażdżące stanowisko gminy zapadały kolejne wyroki.
Naszemu patriotyzmowi trzeba przeciwstawiać nikczemność działania przedstawicieli gminy. Pałac w Szczekocinach to mienie pożydowskie. Pałac przed II Wojną Światową był własnością Stanisława Ciechanowskiego, polskiego Żyda, Ambasadora RP w USA. Dekretem Bieruta pałac został upaństwowiony, później został przekazany gminie, co dla przyszłości pałacu okazało się największym błędem.
Gmina wyceniła pałac na dość przystępną cenę, więc zgłaszaliśmy chęć zakupu. Ale nie zgodzono się. Popełniliśmy wtedy błąd, godząc się na dzierżawę na warunkach opisanych w umowie, a nie była to jak się okazało umowa dla nas korzystna. Umowę tak skonstruowano, że my mieliśmy zainwestować, a później opuścić pałac. Sąd nie dopuścił do tak skandalicznych warunków, unieważnił tę część umowy. My zgodnie z wyrokiem Sądu zostawiliśmy swoje nakłady gminie, natomiast Sąd kontynuował sprawę oszacowania wartości tych nakładów. Mam nadzieję, że były burmistrz Wójcik jeszcze odpowie za te decyzje, stając wielokrotnie przed Sądem. Gmina od początku odrzuciła wszelkie propozycje ugodowego rozwiązania sporu, rozliczenia się. W związku z tym, gmina co kilka lat otrzymywała kolejny wyrok, za każdym razem dla siebie niekorzystny. Aż do XII 2018 kiedy zapadł ten ostatni.
-Czy tę politykę, politykę niechęci do rozwiązania sporu polubownie kontynuował burmistrz Krzysztof Dobrzyniewicz?
-Tak. Bo Dobrzyniewicz był pomiędzy „młotem a kowadłem”. Znał sprawę, wiedział, że to była oszukańcza umowa. Ale z drugiej strony będąc burmistrzem bronił swojej skóry. Nie chciał, żeby gmina za jego rządów poniosła konsekwencje finansowe, było to celowo przeciągane, mówili o tym świadkowie. To była celowa polityka, skutkiem której było zadłużanie gminy. Przegrał w sądzie pierwszy burmistrz, który wypowiedział nam umowę, przegrał Dobrzyniewicz, a teraz Jacek Lipa na początku swoich rządów. Burmistrz Wójcik przegrał też politycznie, gdyż ludzi się przeciwko niemu zbuntowali i nie wybrali go burmistrzem Szczekocin ponownie. Oni wszyscy przegrali moralnie i prawnie. Wyrok obciąża gminę, wkrótce będą musieli wyrok Sądu wykonać.
-Ten wyrok zapadł kilka miesięcy temu.
-11 XII 2018 było ogłoszenie wyroku. Do tego czasu trwała błazeńska polityka gminy, dla przeciągania sprawy, nie odbierano korespondencji z Sądu, wszystko, żeby przedłużyć sprawę. To uderzyło gminę w kosztach na jakieś 300.000 zł, dojdą następne koszty odwołania, następne miesiące zwłoki. Gmina jak dobrze pójdzie zapłaci kolosalne kwoty.
-W skrócie przypomnimy, że wyrok zasądza dla pana ponad 5 mln zł odszkodowania…
-Plus odsetki za poszczególne kwoty oszacowane i zatwierdzone. I trzeba jasno powiedzieć, że zasada zwrotu jest objęta wyrokiem niepodważalnym, prawomocnym. Zatwierdzonym przez Sąd Apelacyjny. Waloryzacja odsetek też w tych wyrokach jest określona jasno.
-Czego więc dotyczy apelacja gminy? Albo czego może dotyczyć, bo nie wiemy, czy została już złożona, burmistrz zapowiadał taki krok.
-Moim zdaniem apelacja gminy zmierza do zniszczenia tej gminy.
-W wyrokach liczą się szczegóły. Mówimy o nieprawomocnym wyroku z XII 2018, a pan mówi o wyrokach ostatecznych, prawomocnych.
-Bo to już 6 z kolei wyrok, który za każdym razem przyznaje rację mnie. Zapadały wyroki częściowe, za każdym razem podważane przez niepoczytalną gminę. I one doczekały się uprawomocnienia w sądach II instancji. Wyrok końcowy jaki może być? Za każdym razem gmina przegrywała. Gmina przegrała zasadę odszkodowania, twierdząc, że odszkodowanie się nie należy. A potem zaprzeczała kwotom poszczególnym, naliczonym za etapy, okresom liczenia odsetek. Dzisiaj gmina stoi na stopniach szubienicy i wyraźnie zamierza na nią wejść.
-Nie jest pan filantropem, wydał pan mnóstwo pieniędzy na remont pałacu, stracił wiele lat życia. Ale ciągle mam wrażenie, że mimo uzasadnionej niechęci do kolejnych burmistrzów, ostatecznie chciałby pan porozumienia. Może odzyskania pałacu. Widzi pan wyraźnie, że wypłata odszkodowania zniszczy Szczekociny finansowo.
-Nie jestem i nie będę filantropem. Uważam, że burmistrz obecny poniesie konsekwencje prawne, gdyż celowe zadłużenie gminy jest działalnością kryminalną.
-Na czym miałaby polegać odpowiedzialność Jacka Lipy? Otrzymał ten problem w spadku po poprzednikach.
-Do wyroku z XII 2018 nie ponosi odpowiedzialności. Może być odpowiedzialny za skutki dalszego przeciągania sprawy, co zwiększa koszty ponoszone przez gminę. Na nim spoczywa ta odpowiedzialność. Gmina nie ma szczęścia do burmistrzów. Wyrok ma potężne uzasadnienie prawne, wszystkie wyceny i opinie biegłych przyznawały mi rację. Gmina zawsze strzelała sobie w kolano. Były takie machlojki, że na każdy etap gmina przedstawiała inne swoje wyceny. Jak chcieli wziąć kredyt pod zastaw pałacu, to pałac był wart 7 mln. W innych wycenach dużo mniej.
Doprowadzenie do takich nadużyć urzędników to wielki skandal, o którym wiedzą również na forum międzynarodowym. Dowiaduje się o tym tysiące ludzi przez internet, że słaba rolnicza gmina prowadzi politykę antynarodową. Nie zamierza, nie jest w stanie sama zagospodarować pałacu, a zaprzecza procesowi rewitalizacji pałacu. Pod wykonane przez nas prace gmina zaciągała kredyty, przedstawiając wartość pałacu z moimi nakładami, włożonymi w remont.
-Po rozwiązaniu z panem umowy, były próby znalezienia nowego dzierżawcy, próby sprzedaży pałacu.
-Gmina wielokrotnie żebrze o inwestycje, bez żadnego skutku. Bo trzeba być bohaterem, żeby podjąć się tak olbrzymiej pracy, obliczonej na lata, nawet dziesięciolecia. Taki zabytek, jak Pałac w Szczekocinach jest innymi metodami waloryzowany, niż remont stodoły. Innymi technikami. Nie da się tego robić w formie wyścigu budowlanego. Np. jedna spróchniała cegła musi być wykuta. Mogła być źle wypalona, przez stulecia się rozpadła. Ile kosztuje wymurowanie nowej cegły, a ile wykucie starej i wstawienie nowej? Myśmy tak pracowali, bez „wyścigu”. Gdyby miał być wyścig, to dawno byśmy pałac obrzucili tynkiem. A to trzeba było wszystko odkopać, wysuszyć, zaizolować, zdrenować. To są procesy wielokrotnie na jednym metrze. 15 operacji wykonywaliśmy na jednym oknie. Ile więc nas te okna kosztowały? Robiliśmy to uczciwie. Dla przeciętnego człowieka może być to trudne do oceny, ale ocenili to fachowcy, wysokie autorytety to wyceniły i złożyły swoje oświadczenia w Sądzie.
-Jak pałac wygląda dzisiaj, od czasu jak go pan opuścił? Odwiedza pan to miejsce?
-Jestem rozżalony. Byłem tam 2 razy na wizji lokalnej. W parku gdzie trawa była wielokrotnie prostowana, było koszenie, nawożenie, wałowanie. Tyle operacji na jednym metrze parku było zrobione. Były palone liście kasztanowców, zarażonych tym owadem... (Szrotówek kasztanowcowiaczek). Dzisiaj to niszczeje. To kilka hektarów parku. Udało nam się ten proces chorobowy w części zatrzymać. Moja żona na kolanach tam pracowała, plewiąc pod krzewy. A czasem przychodzili chuligani i przewracali nam kosze. Były takie incydenty, jak znalezienie niewypałów.
Ale zaglądam tam. Patrzę z horyzontów Europy. Uważamy, że przy naszych kontaktach mogło to być centrum kultury, nauki. W części pałacu miał być hotel. Mieliśmy zaplanowane około 60 imprez kulturalnych rocznie.
Ten budynek trzeba przypomnieć spłonął w okresie PRL. Wojewoda Grzegorz Lipowski odbudował stropy pałacu, stawiając je betonowe. Była to wielka strata w historycznej wartości pałacu, ale strop betonowy pozwolił nam po wielu latach przystąpić do odbudowy, odnawiając złocone sztukaterie. A strop betonowy to uniesie. Wtedy po pożarze zostały tylko ściany i dach.
W tej chwili walą się obie oficyny pałacu. Już widać, że wymagać będą znacznie większych nakładów niż poprzednio, żeby je odbudować. Gdybyśmy my kontynuowali prace, to po tych kolejnych 10 latach prace byłyby dużo bardziej zaawansowane, na pewno byłaby już dawno prowadzona działalność kulturalna.
My prowadząc prace musieliśmy słuchać konserwatora zabytków, który określał kierunki rewaloryzacji. Te wymagania konserwatora powodowały u nas niewyobrażalne straty finansowe. Bardzo utrudniało nam postęp prac to, że nie było w gminie planów zagospodarowania. Każdy etap prac wymagał więc osobnego pozwolenia. Dla wybudowania ubikacji, trzeba było robić plan zagospodarowania. To powodowało kolejne zwłoki, a takich zezwoleń było kilkadziesiąt. Jak weszliśmy z pracami na jedną kordegardę, wychodziły nowe problemy: albo podłóg nie było, albo dach poprawić. A później te opóźnienia gmina przypisywała nam, jako zwłokę.
Było to bandyckie działanie. Szczekociny są znane w całej Polsce jako szczególnie złośliwy, zacofany region.
O tym, co z nami zrobiono powiadomiliśmy miliony ludzi w Polsce i na całym świecie. I nie mogą się nadziwić, że może istnieć kraj, który tak podchodzi do swojej kultury, swojej tradycji.
-Jeszcze raz zapytam o stan dzisiejszy pałacu. Po 11 latach jak opuścił pan teren budowy.
-Jest stan znacznie pogorszony. To wstrząsający widok. Dziedziniec, który był odnawiany wiele miesięcy zarósł, porobione są tam jakieś ogródki, płoty się walą. Przewrócił się mur, zwaliło się na niego drzewo, nie ma kto tego naprawić. Był tam pies. Nie nasz, ale skoro był to go karmiliśmy. Jak opuściliśmy pałac, to psa nie miał kto karmić.
My w tym pałacu już mieszkaliśmy, ogrzewaliśmy całą zimę, została uruchomiona elektrownia, wcześniej kosztownie wyremontowana. Teraz z tego co wiem, to niszczeje, elektrownia nie pracuje.
Wielu ludzi włącza się bezinteresownie, żeby nam w tym sporze pomagać, ludzie obojętnie jakiej narodowości, obojętnie jakiej religii. Mieliśmy plan odpowiednio uhonorować tę rodzinę polsko-żydowską, zasłużoną dla wiedzy, dla kultury narodowej polskiej, która była właścicielem pałacu. Od nich pałac odkupił Stanisław Ciechanowski, Ambasador Polski w USA. Obie te rodziny żyją za granicą, mamy z nimi serdeczny kontakt. Stanisław Ciechanowski był polskim Żydem, wyjechał na paszporcie dyplomatycznym, zostawiając tu podobno dwóch synów, których później wydobył z Polski kanałami dyplomatycznymi. Zostali wyciągnięci do Francji, przez dyplomację francuską. Oni tu byli, dziękowali nam za zakres prac, jaki już został wykonany. Nie mogli się nadziwić, że w tak krótkim czasie tak wiele zostało zrobione, choć procentowo było to około 10%. Odwiedzały nas w pałacu osoby wyższych sfer, jak Hrabina Branicka, mieszkająca w USA. Udzielały nam porad jak pałac wyglądał. Jakie były wnętrza.
-W sporze z gminą, jeśli chodzi o proces, jest wyznaczony termin rozprawy apelacyjnej?
-Proces apelacyjny dopiero się zaczął, nie wiadomo czy Sąd przyjmie apelację gminy. Niezależnie od tego gmina musi zapłacić olbrzymie koszty opłat sądowych, gdyż zwolnienie z opłat się skończyło. Pytanie, czy społeczeństwo Szczekocin zasługuje, by być tak traktowanym. Dlatego moi prawnicy będą dążyli to tego, żeby osoby winne doprowadzenie do takiej sytuacji poniosły zasłużoną karę.
-Próbuję wczuć się w rolę burmistrza. Załóżmy, że zostaję wybrany burmistrzem Szczekocin i w spadku po poprzednikach dostaję taki, ciągnący się 11 lat spór. Pierwsze co bym zrobił, to poprosiłbym pana o spotkanie, zapytałbym czy z tej sytuacji da się wybrnąć. Bo przecież grozi mi oddanie wielu milionów, których w kasie gminnej nie mam.
-Część pieniędzy gmina może odzyskać, zamieniając ten dług, oddając nam pałac. Wypłaty zasądzonego odszkodowania na pewno będziemy się domagać. W interesie całej społeczności jest zniesienie tej hańby niegospodarności.
Rozmawiał: Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze