W środę 25.03 o godzinie 10.00 Szpital Powiatowy w Zawierciu poinformował o tym, że u jednego z pracowników oddziału obserwacyjno-zakaźnego potwierdzono koronawirusa. - Mężczyzna przebywa w warunkach izolacji domowej. Od pozostałego personelu oddziału pobrano próbki do badań. Decyzją stacji sanitarno-epidemiologicznej osoby te zostały objęte kwarantanną – informował szpital w opublikowanym komunikacie.
To jak dalej funkcjonować ma oddział w okresie kwarantanny ustalano w Urzędem Wojewódzkim i sztabem zarządzania kryzysowego. Ponadto do zawierciańskiego szpitala zgłosiła się mieszkanka powiatu myszkowskiego. Kobieta miała objawy zakażenia korona wirusem. Źródło zakażenia ustala sanepid. U kobiety, mieszkanki Pińczyc myszkowski Sanepid potwierdził zakażenie. Jest to pierwszy przypadek mieszkanki Powiatu Myszkowskiego z potwierdzonym zakażeniem.
Kilka godzin później Szpital Powiatowy w Zawierciu przekazał, że w związku z tym, że jeden z pracowników oddziału zakaźnego jest zarażony koronawirusem, a kwarantanną objęto 20 pracowników szpitala, zdecydowano o przetransportowania przebywających na oddziale zakaźnym pacjentów do innych szpitali. 4 osoby miały trafić do szpitala w Tychach, a 3 do Raciborza. - Dwie osoby zostały skierowane do leczenia w ramach izolacji odbywanej w warunkach domowych. W obecnej sytuacji udzielanie świadczeń medycznych na oddziale obserwacyjno-zakaźnym nie może być realizowane – informował szpital w środę po godzinie 15.00. (es)
Nasz komentarz:
Dyżurował na zakaźnym oraz… w poradniach!
Gdy zaczynaliśmy opisywać jak Szpital Powiatowy w Zawierciu przygotowany jest do obserwacji i leczenia zakażonych koronawirusem, wiele wskazywało, że po prostu bardzo źle. Przypomnijmy słynne drzwi oddziału zakaźnego, na wspólny korytarz z administracją i paniczną wyprowadzkę tejże administracji na drugi koniec miasta. Później wydawało nam się, że może zaczyna to jakoś działać, wszyscy dostosowujemy się do reżimów i ograniczeń walki z pandemią. Informacje, jakie uzyskaliśmy nieoficjalnie od personelu medycznego Szpitala Powiatowego w Zawierciu, dają podstawy by sądzić, że wielka improwizacja to norma, nie wypadek przy pracy. Nie możemy oczywiście ujawnić naszych źródeł, bo jak jedna pielęgniarka z bastionu PiS (nowosądeckie) pokazała ręce i własnoręcznie zrobioną maseczkę, to ją dyrektor, radny PiS z pracy wyrzucił dyscyplinarnie. Nasze źródła to lekarze i pielęgniarki, a ich informacje i opinie są takie (zbiorczo): -Zakażony to lekarz (znamy nazwisko) pełniący dyżury na oddziale. Ale co ważne, dyżurował też w tzw. Nocnej i Świątecznej opiece medycznej. Czyli powinno się poddać kwarantannie wszystkich pacjentów, których przyjmował na 10 dni wstecz. Ale na zakaźnym pełniła też dyżury ordynator oddziału paliatywnego, tego, którego pacjenci zostali przeniesieni z budynku D (gdzie jest zakaźny a były biura i oddział paliatywny) na oddział wewnętrzny. Jeżeli ci lekarze z się kontaktowali, co raczej nieuniknione, możemy mieć serię przypadków zakażeń na oddziale wewnętrznym, oraz na paliatywie, z których lekarze się wymieniali.
Jak mówi nasze źródło, zakażony lekarz przyjmował też pacjentów w przychodni w Łazach. Jest to więc kolejne zagrożone miejsce, gdzie potencjalnie mogło powstać kolejne ognisko epidemii.
-Moim zdaniem -mówi lekarz zawierciańskiego szpitala- ci lekarze, którzy pełnią teraz dyżury na oddziale zakaźnym nie powinni przyjmować nigdzie indziej, w żadnej poradni. W przeszłości, najpoważniejsze co tam się trafiało do leczenia, to żółtaczka zakaźna. Tam się na dyżur po prostu chodziło wyspać, nic się tam nie robiło. Później dyżury zlikwidowano. Teraz, w czasie epidemii dyżury są ponownie, ale lekarze je pełniący są na kontraktach, pracują w wielu miejscach. Po dyżurze na zakaźnym idą często do POZ, czy Nocnej i Świątecznej, jak nasz kolega, który został zakażony.
Najbliższe kilka dni pokaże, czy wybuchną nowe ogniska epidemii w miejscach, gdzie pacjentów przyjmował zakażony lekarz.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze