14 lipca na wniosek Prokuratury Rejonowej w Zawierciu Sąd Rejonowy w Zawierciu zdecydował o tymczasowym areszcie dla Grzegorza P. na okres 3 miesięcy. Prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa, zagrożony karą 25 lat więzienia.
21 lipca w miejscu gdzie zginął Martin, odbyła się rekonstrukcja wydarzeń z udziałem świadków, którzy byli z nim wtedy na pikniku. Po kolei zeznawali oni jak zapamiętali wydarzenia. W rekonstrukcji takiej ważny jest każdy szczegół: kto gdzie stał, co mówił. Gdzie był podejrzany o zabójstwo. Kolejni świadkowie zeznawali każdy osobno, aby nikt nie sugerował się zachowaniem i wypowiedziami pozostałych.
Po miesiącu, w piątek 27 sierpnia o godzinie 11:00 na Markowiźnie, na polanie gdzie zmarł Martin Drąg, odbył się kolejny eksperyment procesowy. Tym razem swoją wersję wydarzeń miał możliwość przedstawić podejrzany o zabójstwo Grzegorz P. Dowieziony z aresztu, w asyście policji podejrzany po godzinie 11 relacjonował jak zapamiętał wydarzenia z 11 lipca. Obecna na miejscu prokurator Iwona Wałek z Prokuratury Rejonowej w Zawierciu nie zgodziła się na uczestnictwo dziennikarza Kuriera choćby w początku czynności. Udało nam się jednak zrobić zdjęcia zanim eksperyment procesowy się rozpoczął. W czynnościach uczestniczyła matka zamordowanego, Iza Zakrzewska wraz z adwokatem Pawłem Matyją. Trudno jej było powstrzymać emocje, patrząc w twarz zabójcy syna. Pani Iza ma w śledztwie status poszkodowanej. Jak pisaliśmy w artykule „MATKA ZABITEGO Z UŻYCIEM NOŻA: MAM NADZIEJĘ, ŻE SPRAWCA DOSTANIE DOŻYWOCIE” Izabela Zakrzewska wynajęła adwokata, aby sprawca nie tylko nie uniknął kary, ale też aby -jeżeli sprawa trafi do sądu- domagać się bardzo surowego wyroku.
Czy Martin mógł przeżyć napaść? Dlaczego Pogotowie jechało tak długo?
Śledztwo trwa. Ale jeden wątek wydarzeń z 11 lipca, które ostatecznie zakończyły się śmiercią Martina Głąba zaskakuje, i każe się zastanawiać czy Martin, mimo przeciętej tętnicy, mógł przeżyć. Koledzy i dziewczyna Martina po jego śmierci opowiadali, że bardzo długo czekali na przyjazd pogotowia. Martin był jeszcze przytomny, choć konał w ramionach Żanety, swojej dziewczyny, gdy w lesie słychać było sygnał karetki pogotowia. Karetka dojechała jednak za późno.
Jak udało nam się ustalić, centrum ratunkowe numeru 112 odebrało kilka telefonów od przynajmniej 2 osób, zgłoszenie o napaści nożownika. Około godziny 17:50 Dyżurny numeru 112 długo nie wysyłał karetki, od pierwszego telefonu, dalej ustalając miejsce zdarzenia. Centrum nr 112 jest w Sosnowcu, ale nawet mapa google po wpisaniu słowa „Markowizna” prawidłowo pokazuje ulicę w gminie Ogrodzieniec, w którą skręca się tuż po wyjeździe z Zawiercia, pod ostrym kątem, jakby wracając do Zawiercia. W pobliżu jest stacja telefonii komórkowej identyfikowana jako „Markowizna 80”, więc i telefony dzwoniących, wołających o pomoc kolegów Martina powinny się logować z tej stacji. On adresu Markowizna 80 miejsce zdarzenia w lesie było nie dalej niż 300 metrów. Jakim więc cudem pogotowie miało problem ze znalezieniem miejsca? Czy nie doszło w tym zakresie do błędów lub zaniedbań? I czy Martin przeżyłby napaść, gdyby ratownicy przybyli 30 minut wcześniej? Na te wszystkie pytania będzie musiało odpowiedzieć śledztwo, gdyż na miejscu zabójstwa pierwsi byli policjanci, pogotowie dotarło po kolejnych minutach. Jak ustaliliśmy, o około 45 minutach od pierwszego telefonu z wezwaniem pomocy. Pytamy o tę sprawę adwokata Pawła Matyję, który reprezentuje matkę Martina Drąga.
Adw. Paweł Matyja: -Odbyła się wizja lokalna w której chciała wziąć udział mama zmarłego Martina Głąba. Chciała spojrzeć w oczy człowiekowi, który usłyszał zarzut zabójstwa jej syna. Było to dla niej bardzo duże przeżycie pod względem emocjonalnym. Nie obyło się bez wielu łez.
-Czy to prawda, że pańska klienta domaga się zbadania, dlaczego na miejsce zdarzenia pogotowie jechało, jak opowiadają świadkowie, bardzo długo? Miało to trwać nawet 45 minut.
-Matka chłopaka będzie domagać się szczegółowego zbadania, czy pomoc medyczna dla Martina mogła dotrzeć wcześniej -mówi pełnomocnik pokrzywdzonej Izy Zakrzewskiej adwokat Paweł Matyja
JEST DRUGIE ŚLEDZTWO O KTÓRE DOMAGAŁ SIĘ PEŁNOMOCNIK MATKI ZAMORDOWANEGO MARTINA!
28 września adw. Paweł Matyja przekazał nam informację, że Prokuratura Rejonowa w Zawierciu potwierdziła mu fakt wszczęcia drugiego śledztwa o podejrzenie popełnienia przestępstwa z art. 160 Kodeksu Karnego. O czym mówi ten artykuł:
Art. 160. § 1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 lub 2 działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 4. Nie podlega karze za przestępstwo określone w § 1-3 sprawca, który dobrowolnie uchylił grożące niebezpieczeństwo.
§ 5. Ściganie przestępstwa określonego w § 3 następuje na wniosek pokrzywdzonego.
Jak już pisaliśmy wcześniej, również w bieżącym artykule, właśnie o zbadanie prawidłowości pracy służb ratowniczych domagał się adw. Paweł Matyja, reprezentujący mamę zamordowanego Martina Drąga. Od początku -jak ustaliliśmy- w akcji ratowniczej z 11 sierpnia były pytania, a to, dlaczego karetka wyjechała z bazy dopiero około pół godziny od zgłoszenia, a dotarła na Markowiznę po ok. 45 minutach. Śledczy mają ustalić, czy fachowa pomoc udzielona wcześniej, mogła Martinowi uratować życie. Martin dawał jeszcze oznaki życia gdy było słychać nadjeżdżającą karetkę. Czy Martin by żył, gdyby ratownicy dotarli przynajmniej kwadrans wcześniej? Kto zawinił, że jechali tak długo? Na te pytania, miejmy nadzieję, że odpowie drugie śledztwo, prowadzone przez Prokuraturę Rejonową w Zawierciu.
Napisz komentarz
Komentarze