Czy na lepsze? Moja odpowiedź brzmi: stanowczo nie… Lecz zacznijmy od samego początku… Po pierwsze MEN, szkoły, nauczyciele i sami uczniowie byli kompletnie nie przygotowani do tego typu pracy. Coś w stylu nauki jazdy, gdzie nigdy nie siedzieliśmy w samochodzie, a ktoś kazałby nam jechać nad morze. Kolejny aspekt to same działania ministerstwa… Zauważmy, iż dopiero pod koniec roku, rząd ogłosił symboliczną pomoc finansową dla nauczycieli, tymczasem przez kilka miesięcy nauczyciele i dyrektorzy musieli sobie samodzielnie radzić z problemem. Jeśli do tego dołączymy brak odpowiednich szkoleń, oprogramowania, problemy techniczne i brak sprzętu komputerowego, możemy sobie tylko wyobrazić jaki chaos panował w początkowym okresie e-edukacji.
Nie zapomnijmy również o problemach samych rodziców i młodzieży. Bardzo często w danym mieszkaniu istnieje 1 komputer przypuszczalnie na 3 dzieci, gdzie wszystkie w jednym czasie mają prowadzone zajęcia. Kolejna rzecz to kwestia obsługi komputera, o ile starsze dzieciaki bez problemu sobie radzą, o tyle młodsze roczniki bardzo często potrzebują pomocy rodzica, a ten często nie jest w stanie przez 6-7 h uczestniczyć codziennie w procesie edukacyjnym dziecka. Tutaj pojawia się kolejny również problem tzw. samodyscypliny ucznia… Bardzo często przebywając w domu, uczeń już po kilku minutach się dekoncentruje, myśląc o niebieskich migdałach, lub po dołączeniu do lekcji idzie po prostu spać lub pograć na komputerze, gdyż brakuje odpowiedniej jego kontroli, to z kolei przekłada się na szybkie zmęczenie, zwątpienie i po prostu „olanie” tematu, a to z kolei będzie się przekładać na jego wyniki w nauce. Słabe wyniki to większe zapotrzebowanie na korepetycje, co wiąże się z kolejnym obciążeniem budżetu domowego.
Jak zatem widzimy, już na samym starcie jest nerwowo i brakuje mobilizacji do pracy. Natomiast po środku tego chaosu znajduje się sam nauczyciel, który jeszcze kilka miesięcy temu pracował sobie np. 6h w szkole, po pracy wracał do domu, przygotowywał sobie materiały na następny dzień, sprawdził jakieś prace i powiedzmy koło 16 był już wolny… Jak wygląda to teraz? Zamiast 6h prowadzenia zajęć robisz to przez 8h, bo Jaś nie może się połączyć, bo jakiś plik się nie wysłał etc. Zresztą wysyłanie prac też ma swój urok. Jeden uczeń zrobi to o 13.00, drugi o 22.00, bo akurat wtedy miał czas odesłać dane zadanie. Jeden wyśle prace na dzienniku elektronicznym, a drugi na maila, bo się „zapomniał”.
Kolejny problem to weryfikacja samej wiedzy i obecności ucznia na zajęciach. Uczeń zawsze może powiedzieć, iż nie mógł uczestniczyć w zajęciach z przyczyn technicznych. Bardzo często zadania, które są zadawane przez nauczycieli, w wyniku ich dużej ilości i stworzenia bazy do pracy są rozwiązywane przez rodziców chcących pomóc swoim pociechom, czym bardzo często im szkodzą. Co do samych sprawdzianów, stało się to pojęciem abstrakcyjnym, gdyż nauczyciel nie ma możliwości weryfikacji wiedzy ucznia na odległość, a dany test może rozwiązać rodzic lub sam uczeń za pomocą różnych pomocy dydaktycznych. Wiadomym jest iż stacjonarnie uczeń też może ściągać, ale wtedy towarzyszy temu większy stres, mobilizacja i konieczność stworzenia ściągi, co już w jakiś sposób jest procesem edukacyjnym. Z kolei ja sam uważam, iż wiedzę ucznia najłatwiej zweryfikować w trakcie osobistej rozmowy z danym podopiecznym i proszę mi wierzyć, że kilka sekund rozmowy znacznie lepiej weryfikuje wiedzę niż 20 kolejnych zadań zrobionych na kolanie. Zatem można sobie zadać pytanie, jak w miarę obiektywnie ocenić ucznia, skoro mamy do czynienia z w/w zjawiskami?
Do tego wszystkiego bardzo często dochodzi roszczeniowa postawa ucznia i rodzica. Bardzo często, nie mając odpowiednich podstaw, chcą oni wymóc przyznanie danej satysfakcjonującej oceny, gdyż w przekonaniu wielu rodziców, one świadczą o wiedzy ucznia, choć nie jest tak do końca. Bardzo często nie jeden nauczyciel „wisi” na telefonie przez kilkadziesiąt minut celem wyjaśnienia sytuacji lub zmobilizowania danego ucznia do pracy. Do tego dochodzi postawa samych władz, które często perswadują, by obniżać progi w ocenianiu, tylko czy z perspektywy czasu jest to dobre dla samych uczniów?! Trzeba pamiętać, iż owe zaległości czy braki będą później przez wiele lat jak kula u nogi przy rozwoju danego ucznia i będą doprowadzać do coraz niższego poziomu nauki w naszym kraju.
Zarówno nauczyciele , rodzice i sami uczniowie zdają sobie z tego sprawę, co z kolei odbija się na psychice, nerwowości, braku satysfakcji płynącej z nauki jako procesu dydaktycznego. Zresztą aspekt psychiczny odgrywa tu niebagatelną rolę. Już od kilku miesięcy słyszy się, iż gabinety psychologów przeżywają istne oblężenie. Wynika to z ogólnych restrykcji, kryzysu gospodarczego i braku bliskości innego człowieka. Mówiąc kolokwialnie człowiek jest zwierzęciem stadnym i w grupie czuje się najlepiej i najbezpieczniej i potrzebuje ogólnej akceptacji, czego w obecnych warunkach po prostu brakuje, co z kolei prowadzi do tzw. efektu kuli śniegowej i narastania problemów… To z kolei bardzo często doprowadza do ucieczki w używki i chęci zwrócenia na siebie uwagi przez głupie zachowania ucznia.
Jak widzimy, problem jest bardzo złożony i wymaga wspólnej kooperacji pomiędzy szkołą-uczniem a rodzicem w celu załagodzenia sytuacji. Tak naprawdę na chwilę obecną nie posiadamy gotowego rozwiązania, a każdy z nauczycieli musi improwizować i starać się pomimo wszystko rzetelnie wypełniać swoje obowiązki, których z dnia na dzień przybywa, co nie jest też odczuwalne w pensji nauczyciela, co też w jakiś sposób może doprowadzać do jego frustracji… Zresztą nie tyczy się to tylko szkolnictwa, lecz wielu dziedzin gospodarczych.
Myślę zatem, że jednym rozwiązaniem jest stała współpraca, wzajemne zrozumienie i wspólne dążenie do celu, jakim jest rozwój młodego człowieka… Na pewno w obecnych warunkach nie będzie to łatwe, ale nikt nie obiecał, że będzie pięknie i kolorowo. Liczę jednak, iż wspólnymi siłami damy radę.
nasz komentarz:
Wiosną, krótko po ogłoszeniu na terenie naszego kraju stanu epidemii, szkoły zaczęły pracę zdalną. Uczniowie nie spotykają się z nauczycielami tradycyjnie w szkolnych salach. Pozostają w domach i łączą się za pomocą Internetu. Po wakacjach uczniowie na jakiś czas powrócili do szkolnych murów, by jesienią ponownie przejść na nauczanie zdalne. Wiele mówiło się o problemach, jakie mają uczniowie w związku ze zdalnym nauczaniem. A jak wygląda praca zdalna z punktu widzenia nauczyciela? Swoją pracę opisuje krótko nauczyciel, pracujący w prywatnej szkole w mieście położonym kilkadziesiąt kilometrów od stolicy naszego powiatu. Dane autora znane są redakcji, jednak dla Czytelników pozostanie anonimowy. (es)
Napisz komentarz
Komentarze