Sprawę planów budowy biogazowni firmy Józan w Rzeniszowie opisujemy od 2 tygodni. Mieszkańcy wsi twierdzą, że starostwo rządzone przez ich sąsiada z Cynkowa Piotra Kołodziejczyka i burmistrz Koziegłów Jacek Ślęczka przed wydaniem pozwolenia na budowę, bez względu na fakt, czy wymagały tego przepisy, powinni zawiadomić mieszkańców Rzeniszowa. Gdy mieszkańcy zaczęli protestować, burmistrz Jacek Ślęczka ogłosił, że „jest przeciwny inwestycji”. Mieszkańcy przypomnieli mu, że w Józanie pracuje jego żona, co stawia go w niekorzystnym świetle: jako burmistrz dbał o interesy mieszkańców czy firmy?
Nie ma opinii o oddziaływaniu na środowisko. Nie była obowiązkowa
Mieszkańcy Rzeniszowa wspierani fachową opinią przez adwokata Pawła Matyję, zaproszonego na spotkanie przez Towarzystwo Przyjaciół Rzeniszowa zarzucali najpierw burmistrzowi, a w ślad za nim staroście, że nie zbadano oddziaływania inwestycji na środowisko. Dla biogazowni o mocy poniżej 0,5 MW nie jest to obowiązkowe, ale zawsze gmina w procesie opiniowana zgodności inwestycji z planem miejscowym, mogła takiej opinii od inwestora zażądać. Dopuszczalne było też zasięgnięcie opinii Sanepidu i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska jak inwestycja wpłynie na środowisko. Tą drogą nie poszedł ani burmistrz, ani starosta. Mieszkańcy dali na zebraniu do zrozumienia, że nie wierzą w ich zapewnienia, że „zrobiono wszystko, aby inwestycję zatrzymać”.
Spotkanie trwało ponad 4 godziny, więc z konieczności zwrócimy uwagę tylko na niektóre podnoszone argumenty obu stron. Po 4 godzinach mieszkańcy wyszli z tym samym przekonaniem, z jakim weszli na salę: nie chcą tej inwestycji tak blisko domów, nie wierzą w zapewnienia firmy, że nie będzie ona uciążliwa. Burmistrzowi i staroście, swoim sąsiadom zarzucili, że nie zadbali, aby mieszkańcy mieli szansę dowiedzieć się o planach firmy Józan.
Sołtys Rzeniszowa odczytała protest mieszkańców, który był już drukowany w Gazecie Myszkowskiej tydzień temu. Starosta Piotr Kołodziejczyk zapewniał, że zrobił wszystko, żeby zbadać zgodność inwestycji z przepisami. Tłumaczył, dlaczego inwestycja nie była konsultowana z mieszkańcami : -Inwestor w dokumentacji projektowej określił, że obszar oddziaływania inwestycji to tylko działka inwestora. My się z tym nie zgodziliśmy, więc powiadomiliśmy uznając za strony postępowania jedną osobę fizyczną i Skarb Państwa -mówił Kołodziejczyk. Tak się składa, że Skarb Państwa na terenie powiatu reprezentuje… starosta Piotr Kołodziejczyk.
Radna Grażyna Sitek: -Pół roku temu powinno być zebranie na temat biogazowni. Tak, widzimy biogazownie w Niemczech, w Holandii. Ale nigdzie tak blisko domów!
I zwracając się bezpośrednio do Anny Kaczorowskiej radna Sitek mówiła: -Nigdy nie współpracowała pani z organizacjami naszej wsi, z mieszkańcami. Okna nie można otworzyć! Smród jak nie wiem! Były pisma, że ulicą Zieloną (przy tej ulicy jest firma Józan) tiry do Józan jeżdżą po gruntach prywatnych. Ludzie kamienie ustawiają, żeby jakoś chronić swoją własność.
Salwę śmiechu wywołały słowa burmistrza Koziegłów Jacka Ślęczki, gdy ten zaczął wychwalać firmę: -Zakład jest pod stałą kontrolą lekarza weterynarii, ma certyfikaty unijne.
Na zebranie firma Józan przyszła w mocnej ekipie: dyrektor Tomasz Główczyk, Anna i i Józef Kaczorowscy i syn Przemysław +ich adwokat. W roli fachowca od biogazowni prezes firmy Agricomp, która specjalizuje się w budowie biogazowni.
Kobieta, lat 77: -Dwadzieścia lat szła bajka, że Kaczorowscy będą hotel i basen budować.
T. Główczak, dyr. Józan: -Tak, był projekt budowy wytwórni wód (w Rzeniszowie są już 2 takie zakłady). Jestem autorem tego projektu. Została wywiercona 200 metrowa studnia. Józan to zakład energochłonny, sytuacja na rynku spowodowała zmianę planów. Stoimy na skraju kryzysu energetycznego. Jak pani Kaczorowska nie wybuduje biogazowni, sytuacja ekonomiczna ubojni się pogorszy.
Te słowa wywołały oklaski na sali, jakby mieszkańcy chcieli w ten sposób wyrazić, że życzą nielubianej firmie gorszych czasów. Czym Kaczorowscy zapracowali sobie na takie zdanie mieszkańców? Oto kilka cytatów z dyskusji:
-Zniszczyła pani moje działki. W 1996 roku wybudowałam dom. Ubojnia jest od 2005 roku. Dom i 2 ha pola niszczeją, bo nikt nie chce się tu wprowadzić. Nie znam bardziej nieuczciwej osoby niż pani -mówiła kobieta, która ma dom blisko ubojni.
Anna Kaczorowska, chcąc przekonać mieszkańców, że ma czyste intencje zaproponowała, że zorganizuje wycieczkę do innych biogazowni, żeby mieszkańcy sami mogli ocenić ich uciążliwość.
Dorota Kaim-Hagar: -Wycieczka. Teraz? Jak już macie pozwolenie na budowę? Starosta, nas, sąsiadów nie poinformował, jak dostał Wasz wniosek o pozwolenie na budowę. Burmistrz dzisiaj i na sesji wygłasza laurki pod adresem zakładu, że spełnia on wszystkie normy unijne.
-Tak jest -wtrącił Jacek Ślęczka.
-A ludzie mówią o wylewaniu krwi do rzeki, o muchach. Czy sprawa pokazana przez TVN się zakończyła? -mówiła radna Dorota Kaim-Hagar.
-Ojej, żeby pani nie umarła! -nie wiadomo co mając na myśli powiedziała Anna Kaczorowska.
Wsparł ją adwokat Krzysztof Dudek. Ten sam, który w imieniu p. Kaczorowskiej kieruje żądanie sprostowania (publikujemy je dzisiaj) i groźby procesu sądowego. Mec. Dudek odniósł się do reportażu TVN Uwaga, w którym pokazano wyciągane z samochodu leżące zwierzę: -Temu zwierzęciu nic się nie stało! -wykrzyczał adwokat rodziny Kaczorowskich. Kogo ta dziwna wypowiedź zaciekawi, może jeszcze raz obejrzeć reportaż TVN o traktowaniu zwierząt kierowanych do uboju w firmie Józan.
Dariusz Lasecki, radny powiatowy, były starosta: -Nie pozwoliłbym sobie, tu mieszkając, skłócić całą wieś przeciwko sobie. Pomysł budowy biogazowni jest super, ale wybudujcie ją 1000 metrów dalej. (oklaski).
Mieszkańcy pytali czy firma zapewni ich, że do biogazowni nie trafi tzw.”substrat”, którym mogą być gnojowica, np. z gospodarstwa rolnego starosty Kołodziejczyka, hodowcy świń. Ze strony firmy nie padło takie zapewnienie. Państwo Kaczorowscy nie chcieli też ujawnić ilości ubijanych rocznie krów, gdy mieszkańcy dziwili się, że zakład sam u siebie produkuje prawie 3000 ton gnojowicy rocznie. Skąd tyle gnojowicy? Na pewno nie planujecie jej dowozić? -pytali.
Na tak postawione pytania, nikt im nie odpowiedział jednoznacznie. Wręcz odwrotnie. Zapewniano, że choć biogazownia jest projektowana na przerób własnych odpadów, to możliwe jest dowożenie odpadów rolniczych z zewnątrz. Że nie można tego wykluczyć.
Jak wyjaśniał prezes AgroComp która ma budować biogazownię, projekt zakłada przerób odpadów własnych z uboju: ok. 3000 ton gnojówki rocznie, jelita i żołądki 1825 ton, treść żwaczy (z żołądków krów) 2500 ton. I odpad z zakładowej oczyszczalni, tzw. osad poflotacyjny 5000 ton rocznie.
Mieszkańcy dziwili się tak dużym ilościom gnojowicy, dlatego dopytywali o ilość zabijanych tu zwierząt. Józan odmówił podania tych informacji. Ale wyliczyliśmy sami ile szacunkowo może być zabijane krów rocznie w Józanie: zakład podaje, że na 1500 ton odpadu rocznie w formie krwi. To 1,5 mln litrów. Dorosła krowa ma ok. 38 litrów krwi. Gdyby ubojnia pracowała 300 dni w roku, daje to około 40 tysięcy krów rocznie, 130 dziennie. Z jednego byka o wadze 700 kg uzyskuje się -jak tłumaczył dyr. Józana, około 300 kg mięsa. Reszta to odpady.
Pod koniec spotkania, po 4 godzinach mieszkańcy wyszli z remizy wyraźnie przekonani, że nie chcą tej biogazowni i zrobią wszystko, żeby budowę zablokować. Zamierzają odwiedzić Wojewodę Śląskiego, Sanepid, dyrektora RDOŚ wszędzie wskazując argumenty, że inwestycja powinna była być oceniona pod względem jej wpływu na środowisko i miejsca życia mieszkańców. Jeszcze na koniec padły zarzuty o rozjeżdżaniu dróg w wiosce. Burmistrza Koziegłów pytano, dlaczego zniknęły z Rzeniszowa znaki ograniczające tonaż samochodów do 10 ton: -Zawsze były tu znaki, że dopuszczalna masa samochodów to 10 ton. Te znaki zniknęły, choć na mapach w internecie te ograniczenia są. Osiem lat temu były rozmowy w sprawie firmy Józan, że powinna tam powstać nowa droga dojazdowa do zakładu. Nic się nie zmieniło. Jak przy stacji ALF tiry wyjeżdżają na pełnym gazie pod górkę, to mnie już 2 razy tej zimy by zepchnęły do rowu -mówił jeden z mieszkańców.
Sprawą niechcianej przez mieszkańców biogazowni zainteresowały się media regionalne i ogólnopolskie. Zebraniu w OSP w tej sprawie przysłuchiwały się Radio Katowice, dziennik Fakt, TVP Katowice i TVN ze swoimi kamerami.
wcześniej pisaliśmy:
Już w 2013 protestowano w Zawierciu i Szczekocinach:
Napisz komentarz
Komentarze